Śledzenie niewiernych mężów i żon, sprawdzanie dzieci podejrzanych o ażywanie narkotyków lub unikających szkoły, badanie wiarygodności firm i partnerów w interesach, poszukiwanie kradzionych samochodów, odzyskiwanie długów, a także zakładanie podsłuchów i podglądów (czasem we współpracy ze służbami specjalnymi) - to najczęstsze zlecenia polskich firm detektywistycznych. Boom na ten rodzaj usług rozpoczął się u nas na początku lat 90.
Śledzenie niewiernych mężów i żon, sprawdzanie dzieci podejrzanych o ażywanie narkotyków lub unikających szkoły, badanie wiarygodności firm i partnerów w interesach, poszukiwanie kradzionych samochodów, odzyskiwanie długów, a także zakładanie podsłuchów i podglądów (czasem we współpracy ze służbami specjalnymi) - to najczęstsze zlecenia polskich firm detektywistycznych. Boom na ten rodzaj usług rozpoczął się u nas na początku lat 90. W latach 1989-1999 udzielono łącznie ok. 1,9 tys. koncesji na rowadzenie działalności gospodarczej obejmującej usługi detektywistyczne, ochronę osób i mienia. Wyłącz- nie działaniami detektywistycznymi zajmuje się 241 firm. Tylko w 1999 r. wydano 22 takie pozwolenia. W Polsce działa około dziesięciu pomaturalnych szkół dla detektywów i ochroniarzy. Zawód ten wykonują jednak najczęściej byli funkcjonariusze służb specjalnych, policji, wojskowych jednostek specjalnych, oficerowie Biura Ochrony Rządu. W żadnym kraju naszego regionu popyt na usługi detektywistyczno-ochroniarskie nie wzrasta w takim tempie - w Polsce świadczy je 250 tys. ludzi mających do dyspozycji osiem tysięcy sztuk broni krótkiej, kilkadziesiąt tysięcy sztuk broni gazowej, setki tysięcy pałek, aparaturę podsłuchową i sprzęt specjalny. Wielu (nielegalnie) ma broń maszynową.
Co ciekawe, właściwie nie wiadomo, czy polskie prawo zezwala na obserwację osób, co jest podstawowym zajęciem tych firm. - Nie ma aktów normatywnych dotyczących obserwacji ludzi - mówi Zbigniew Arciszewski z Gdańskiej Agencji Detektywistycznej, Ochrony Osób i Mienia.
- Nie będę dla działań nielegalnych ryzykował dobrego imienia - przekonuje Aleksander Wojciechowicz z krakowskiej firmy Tora. Najczęściej do detektywa zgłaszają się panie podejrzewające mężów i partnerów o cudzołóstwo. Właścicielka lubelskiego Argusa Urszula Rostkowska sądzi, że kobiety stanowią aż 90 proc. klientów składających tego rodzaju zlecenia. W ponad połowie wypadków podejrzenia się potwierdzają (w agencji Askaryja w Gorzowie Wielkopolskim - w 85 proc.). Statystyczny cudzołożnik ma 30-40 lat. Najmłodszy niewierny mąż obserwowany przez detektywów z Argusa miał 25 lat. Najczęściej o zdradę podejrzewani są taksówkarze, chociaż obserwacja rzadko to potwierdza. Nowym zjawiskiem jest śledzenie mężów przez panie robiące karierę w biznesie. -Panowie ci rekompensują sobie zdradą nieudane życie zawodowe - ocenia Paweł Baranowski z firmy Alwiz.
Nie wiadomo, w jakim stopniu zdobyte dzięki agencji dowody wpływają na rdykty sądów. Detektywi niechętnie pojawiają się w sądzie w roli świadków, a sędziowie i adwokaci zwykle twierdzą, że nie mają do czynienia z dowodami zdobytymi przez detektywa. - W dwudziestopięcioletniej karierze zawodowej nie zetknąłem się z taką sytuacją - mówi sędzia z Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Adwokat z Grudziądza przyznaje natomiast, że gdyby klient dostarczył mu dowód dobyty przez agencję lub jako świadka zaproponował detektywa, nie zgodziłby się na to. Sędziowie podkreślają tymczasem, że a priori nie odrzucają żadnego dowodu. - Nie mogę z góry przesądzać, czy tego rodzaju dowód odrzucę, czy uwzględnię. Ustawa nie mówi, by nie brać pod uwagę dowodów zdobytych przez agencje detektywistyczne. Art. 170. § 1. kodeksu postępowania karnego nakazuje oddalić wniosek dowodowy w sytuacji, jeśli jest niedopuszczalny, na przykład informacja pochodzi od spowiednika - stwierdza sędzia wrocławski. - Gdy sędziowie oceniają dany dowód, raczej nie dociekają, jaką drogą był uzyskany. Ważne, by zdobyto go zgodnie z prawem. Sądy rozpatrują zwykle wiele dowodów. Dostarczony przez agencję stanowiłby tylko element całości postępowania, a nie wyrwany z kontekstu element. Myślę jednak, że częstsze korzystanie z nich jest sprawą przyszłości - podkreśla sędzia Barbara Piwnik z Sądu Okręgowego w Warszawie. Niektórzy sędziowie już brali je pod uwagę. - Pierwsza sprawa dotyczyła ubezpieczenia. Firma uważała, że osoba ubezpieczona sfingowała napad, by wyłudzić pieniądze - mówi sędzia Danuta Sawicz-Nowacka z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. - W drugim wypadku zdradzany mąż dostarczył zdjęcia robione przez detektywa. Chodziło o ustalenie winy. Mężczyzna przyznał się do korzystania z usług agencji, choć mógł powiedzieć, że sam je zrobił. Przekonujących dowodów dostarcza policji i prokuraturze (nie tylko w Polsce) Krzysztof Rutkowski. Karierę prywatnego detektywa rozpoczął w Wiedniu, w agencji specjalizującej się w ochronie osób i mienia. W 1990 r. założył własną firmę - Biuro Detektywistyczne Rutkowski. Za sukces uważa między innymi rozbicie tzw. dziupli w Warszawie, dzięki czemu odnaleziono jedenaście amochodów i dotarto do mafii wołomińskiej powiązanej z przestępcami rosyjskimi. Udało mu się też odnaleźć dwunastoletniego chłopca uprowadzonego pod Warszawą przez własnego ojca. Najdroższą usługą było odnalezienie samochodu ciężarowego, za co klient zapłacił 45 tys. zł. Obecnie Rutkowski pracuje nad sprawą uprowadzenia na Śląsku dziewięcioletniej Sylwii - to zlecenie przyjął bezpłatnie. - Kontaktuję się z policją w 70 krajach. Gdyby ta współpraca nagle się skończyła, mógłbym natychmiast zamknąć biuro - mówi Krzysztof Rutkowski. - To układ dwustronny: jeśli na przykład policja austriacka potrzebuje wsparcia i informacji z mojej strony, natychmiast jej pomagam. Z Austriakami współpracuję najdłużej, ale równie znakomite kontakty mam z policjantami niemieckimi. Z wieloma z nich utrzymuję także prywatne znajomości - dodaje.
W ostatnich latach coraz liczniejszą grupę klientów agencji etektywistycznych stanowią rodzice zaniepokojeni postępowaniem swoich dzieci. Wzrost liczby tego rodzaju zleceń potwierdzają Paweł Baranowski z firmy Alwiz oraz Józef Kuczyński z gorzowskiej agencji Askaryja. Urszula Rostkowska mówi, że rodzice najczęściej podejrzewają, że ich pociechy wpadły w nieodpowiednie towarzystwo
bądź biorą narkotyki. Bolesław Furman, właściciel rzeszowskiego Snajpera, zauważa pewną prawidłowość - liczba problemów wychowawczych wzrasta w czasie wakacji i tuż po nich. - Śledziliśmy szesnastolatkę, która po wakacjach zaczęła znikać z domu. Ustaliłem, że dziewczyna zakochała się i dużo czasu spędzała u chłopaka, zresztą mieszkającego po sąsiedzku - opowiada Paweł Baranowski z agencji Alwiz.
Częściej zdarzają się też zlecenia nietypowe. Do lubelskiego Argusa przyszła klientka, której zaginął pies. Do kołobrzeskiej agencji zgłosiła się przebywająca tu na wakacjach kobieta, prosząc o wykonanie jej zdjęcia w niedwuznacznej sytuacji, by mąż miał powód do złożenia pozwu o rozwód.
Stanisław Ramult z kołobrzeskiego oddziału Secret Service nie przyjął zlecenia, zgodziła się na nie natomiast konkurencja. Z kolei ojciec pewnej siedemnastolatki prosił, by jej wybrankowi wybić z głowy (dosłownie) amory. Warszawska agencja Alwiz nie zdecydowała się na "zmiękczenie" zalotnika. Do tej samej firmy przyszła klientka, której mąż był homoseksualistą i ona o tym wiedziała. Obawiała się tylko, że w homoseksualnym związku gra "żeńską" rolę. - Nasz wywiadowca, udając bywalca gejowskiego klubu, wypytywał partnerów tego pana. Okazało się, że mąż klientki był jednak "mężczyzną". Kobieta była zadowolona, małżeństwo zostało uratowane - opowiada Paweł Baranowski. - Bardzo nietypową sprawę zleciła nam pewna dama, domagająca się odczynienia uroków.
Pomóc miało rozsypanie ziemi w pobliżu jej domu. Wręczyła nam pięciokilogramową paczkę z czarnoziemem.
Kiedy upewniliśmy się, że nie zawiera ona niebezpiecznej substancji hemicznej, wykonaliśmy zlecenie. Chyba się udało, bo reklamacji nie było - dodaje.
W ostatnich miesiącach wzrasta popyt na usługi agencji wykonujących pecjalistyczne zlecenia. - Nastawiamy się na wywiad gospodarczy, a także monitorowanie pojazdów za pomocą nawigacji satelitarnej i łączności GSM. Wdrażanie tego programu zaczniemy w styczniu 2000 r. - tłumaczy Stanisław Ramult, specjalista do spraw marketingu w kołobrzeskiej filii agencji Secret ervice. Usługi tego rodzaju nie są jednak tanie. Nie każdego stać też na otwarcie zwykłego zlecenia. W rzeszowskim Snajperze za godzinę obserwacji osoby trzeba zapłacić 15 zł plus koszty dodatkowe, w firmie Argus w Lublinie - 25 zł za godzinę plus koszty dodatkowe. Zwykle w akcji uczestniczy dwóch, trzech
zmieniających się detektywów, a obserwacja trwa dwa, trzy dni po osiem godzin.
Nowa ustawa o ochronie mienia i osób, która wejdzie w życie w marcu 2000 r., stanowi, że wszystkie firmy muszą zaktualizować koncesje, poddając się procedurze weryfikacyjnej. Założyciele i szefowie agencji będą musieli zdobyć licencję drugiego stopnia, a na stanowiskach związanych z ochroną nie będzie można zatrudniać osób nie posiadających licencji pierwszego stopnia. Pracownicy obawiają się, że wielu z nich straci zajęcie. - Zbyt późno wydano akty normatywne, na przykład rozporządzenie ministra zdrowia na temat koniecznych badań lekarskich wyszło dopiero w połowie 1999 r. Kursy i szkolenia potrzebne do zdobycia licencji są długie (180 godzin na pierwszy stopień, 351 godzin na drugi). W dodatku niewielu zdaje egzaminy - w znanych mi sytuacjach ok. 15 proc. - ubolewa Zbigniew Arciszewski z Gdańska. Inni skarżą się, że kryteria są surowsze niż w MSWiA. - Od dziesięciu lat prowadzę biuro. Wcześniej byłem pracownikiem operacyjnym resortu spraw wewnętrznych. Dla mnie to trochę żenujące i śmieszne, że teraz muszę stawać do egzaminu przed komisją - mówi irosław Głaz, właściciel wrocławskiej firmy Specyfik. - Poza tym nie wierzę, że ten trud się opłaci i po 27 marca 2000 r. wszystko się zmieni. Cały czas działamy przecież na granicy prawa i nie sądzę, by w 2000 r. było inaczej.
Co ciekawe, właściwie nie wiadomo, czy polskie prawo zezwala na obserwację osób, co jest podstawowym zajęciem tych firm. - Nie ma aktów normatywnych dotyczących obserwacji ludzi - mówi Zbigniew Arciszewski z Gdańskiej Agencji Detektywistycznej, Ochrony Osób i Mienia.
- Nie będę dla działań nielegalnych ryzykował dobrego imienia - przekonuje Aleksander Wojciechowicz z krakowskiej firmy Tora. Najczęściej do detektywa zgłaszają się panie podejrzewające mężów i partnerów o cudzołóstwo. Właścicielka lubelskiego Argusa Urszula Rostkowska sądzi, że kobiety stanowią aż 90 proc. klientów składających tego rodzaju zlecenia. W ponad połowie wypadków podejrzenia się potwierdzają (w agencji Askaryja w Gorzowie Wielkopolskim - w 85 proc.). Statystyczny cudzołożnik ma 30-40 lat. Najmłodszy niewierny mąż obserwowany przez detektywów z Argusa miał 25 lat. Najczęściej o zdradę podejrzewani są taksówkarze, chociaż obserwacja rzadko to potwierdza. Nowym zjawiskiem jest śledzenie mężów przez panie robiące karierę w biznesie. -Panowie ci rekompensują sobie zdradą nieudane życie zawodowe - ocenia Paweł Baranowski z firmy Alwiz.
Nie wiadomo, w jakim stopniu zdobyte dzięki agencji dowody wpływają na rdykty sądów. Detektywi niechętnie pojawiają się w sądzie w roli świadków, a sędziowie i adwokaci zwykle twierdzą, że nie mają do czynienia z dowodami zdobytymi przez detektywa. - W dwudziestopięcioletniej karierze zawodowej nie zetknąłem się z taką sytuacją - mówi sędzia z Sądu Okręgowego we Wrocławiu. Adwokat z Grudziądza przyznaje natomiast, że gdyby klient dostarczył mu dowód dobyty przez agencję lub jako świadka zaproponował detektywa, nie zgodziłby się na to. Sędziowie podkreślają tymczasem, że a priori nie odrzucają żadnego dowodu. - Nie mogę z góry przesądzać, czy tego rodzaju dowód odrzucę, czy uwzględnię. Ustawa nie mówi, by nie brać pod uwagę dowodów zdobytych przez agencje detektywistyczne. Art. 170. § 1. kodeksu postępowania karnego nakazuje oddalić wniosek dowodowy w sytuacji, jeśli jest niedopuszczalny, na przykład informacja pochodzi od spowiednika - stwierdza sędzia wrocławski. - Gdy sędziowie oceniają dany dowód, raczej nie dociekają, jaką drogą był uzyskany. Ważne, by zdobyto go zgodnie z prawem. Sądy rozpatrują zwykle wiele dowodów. Dostarczony przez agencję stanowiłby tylko element całości postępowania, a nie wyrwany z kontekstu element. Myślę jednak, że częstsze korzystanie z nich jest sprawą przyszłości - podkreśla sędzia Barbara Piwnik z Sądu Okręgowego w Warszawie. Niektórzy sędziowie już brali je pod uwagę. - Pierwsza sprawa dotyczyła ubezpieczenia. Firma uważała, że osoba ubezpieczona sfingowała napad, by wyłudzić pieniądze - mówi sędzia Danuta Sawicz-Nowacka z Sądu Okręgowego w Zielonej Górze. - W drugim wypadku zdradzany mąż dostarczył zdjęcia robione przez detektywa. Chodziło o ustalenie winy. Mężczyzna przyznał się do korzystania z usług agencji, choć mógł powiedzieć, że sam je zrobił. Przekonujących dowodów dostarcza policji i prokuraturze (nie tylko w Polsce) Krzysztof Rutkowski. Karierę prywatnego detektywa rozpoczął w Wiedniu, w agencji specjalizującej się w ochronie osób i mienia. W 1990 r. założył własną firmę - Biuro Detektywistyczne Rutkowski. Za sukces uważa między innymi rozbicie tzw. dziupli w Warszawie, dzięki czemu odnaleziono jedenaście amochodów i dotarto do mafii wołomińskiej powiązanej z przestępcami rosyjskimi. Udało mu się też odnaleźć dwunastoletniego chłopca uprowadzonego pod Warszawą przez własnego ojca. Najdroższą usługą było odnalezienie samochodu ciężarowego, za co klient zapłacił 45 tys. zł. Obecnie Rutkowski pracuje nad sprawą uprowadzenia na Śląsku dziewięcioletniej Sylwii - to zlecenie przyjął bezpłatnie. - Kontaktuję się z policją w 70 krajach. Gdyby ta współpraca nagle się skończyła, mógłbym natychmiast zamknąć biuro - mówi Krzysztof Rutkowski. - To układ dwustronny: jeśli na przykład policja austriacka potrzebuje wsparcia i informacji z mojej strony, natychmiast jej pomagam. Z Austriakami współpracuję najdłużej, ale równie znakomite kontakty mam z policjantami niemieckimi. Z wieloma z nich utrzymuję także prywatne znajomości - dodaje.
W ostatnich latach coraz liczniejszą grupę klientów agencji etektywistycznych stanowią rodzice zaniepokojeni postępowaniem swoich dzieci. Wzrost liczby tego rodzaju zleceń potwierdzają Paweł Baranowski z firmy Alwiz oraz Józef Kuczyński z gorzowskiej agencji Askaryja. Urszula Rostkowska mówi, że rodzice najczęściej podejrzewają, że ich pociechy wpadły w nieodpowiednie towarzystwo
bądź biorą narkotyki. Bolesław Furman, właściciel rzeszowskiego Snajpera, zauważa pewną prawidłowość - liczba problemów wychowawczych wzrasta w czasie wakacji i tuż po nich. - Śledziliśmy szesnastolatkę, która po wakacjach zaczęła znikać z domu. Ustaliłem, że dziewczyna zakochała się i dużo czasu spędzała u chłopaka, zresztą mieszkającego po sąsiedzku - opowiada Paweł Baranowski z agencji Alwiz.
Częściej zdarzają się też zlecenia nietypowe. Do lubelskiego Argusa przyszła klientka, której zaginął pies. Do kołobrzeskiej agencji zgłosiła się przebywająca tu na wakacjach kobieta, prosząc o wykonanie jej zdjęcia w niedwuznacznej sytuacji, by mąż miał powód do złożenia pozwu o rozwód.
Stanisław Ramult z kołobrzeskiego oddziału Secret Service nie przyjął zlecenia, zgodziła się na nie natomiast konkurencja. Z kolei ojciec pewnej siedemnastolatki prosił, by jej wybrankowi wybić z głowy (dosłownie) amory. Warszawska agencja Alwiz nie zdecydowała się na "zmiękczenie" zalotnika. Do tej samej firmy przyszła klientka, której mąż był homoseksualistą i ona o tym wiedziała. Obawiała się tylko, że w homoseksualnym związku gra "żeńską" rolę. - Nasz wywiadowca, udając bywalca gejowskiego klubu, wypytywał partnerów tego pana. Okazało się, że mąż klientki był jednak "mężczyzną". Kobieta była zadowolona, małżeństwo zostało uratowane - opowiada Paweł Baranowski. - Bardzo nietypową sprawę zleciła nam pewna dama, domagająca się odczynienia uroków.
Pomóc miało rozsypanie ziemi w pobliżu jej domu. Wręczyła nam pięciokilogramową paczkę z czarnoziemem.
Kiedy upewniliśmy się, że nie zawiera ona niebezpiecznej substancji hemicznej, wykonaliśmy zlecenie. Chyba się udało, bo reklamacji nie było - dodaje.
W ostatnich miesiącach wzrasta popyt na usługi agencji wykonujących pecjalistyczne zlecenia. - Nastawiamy się na wywiad gospodarczy, a także monitorowanie pojazdów za pomocą nawigacji satelitarnej i łączności GSM. Wdrażanie tego programu zaczniemy w styczniu 2000 r. - tłumaczy Stanisław Ramult, specjalista do spraw marketingu w kołobrzeskiej filii agencji Secret ervice. Usługi tego rodzaju nie są jednak tanie. Nie każdego stać też na otwarcie zwykłego zlecenia. W rzeszowskim Snajperze za godzinę obserwacji osoby trzeba zapłacić 15 zł plus koszty dodatkowe, w firmie Argus w Lublinie - 25 zł za godzinę plus koszty dodatkowe. Zwykle w akcji uczestniczy dwóch, trzech
zmieniających się detektywów, a obserwacja trwa dwa, trzy dni po osiem godzin.
Nowa ustawa o ochronie mienia i osób, która wejdzie w życie w marcu 2000 r., stanowi, że wszystkie firmy muszą zaktualizować koncesje, poddając się procedurze weryfikacyjnej. Założyciele i szefowie agencji będą musieli zdobyć licencję drugiego stopnia, a na stanowiskach związanych z ochroną nie będzie można zatrudniać osób nie posiadających licencji pierwszego stopnia. Pracownicy obawiają się, że wielu z nich straci zajęcie. - Zbyt późno wydano akty normatywne, na przykład rozporządzenie ministra zdrowia na temat koniecznych badań lekarskich wyszło dopiero w połowie 1999 r. Kursy i szkolenia potrzebne do zdobycia licencji są długie (180 godzin na pierwszy stopień, 351 godzin na drugi). W dodatku niewielu zdaje egzaminy - w znanych mi sytuacjach ok. 15 proc. - ubolewa Zbigniew Arciszewski z Gdańska. Inni skarżą się, że kryteria są surowsze niż w MSWiA. - Od dziesięciu lat prowadzę biuro. Wcześniej byłem pracownikiem operacyjnym resortu spraw wewnętrznych. Dla mnie to trochę żenujące i śmieszne, że teraz muszę stawać do egzaminu przed komisją - mówi irosław Głaz, właściciel wrocławskiej firmy Specyfik. - Poza tym nie wierzę, że ten trud się opłaci i po 27 marca 2000 r. wszystko się zmieni. Cały czas działamy przecież na granicy prawa i nie sądzę, by w 2000 r. było inaczej.
Więcej możesz przeczytać w 1/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.