Rozmowa amerykańskiego prezydenta z królem Arabii Saudyjskiej odbyła się wkrótce po wypowiedzi wiceprezydenta Joe Bidena, który podczas rozmowy z egipskim wiceprezydentem Omarem Suleimanem, nalegał na dokonanie w Egipcie "szybkiego, pokojowego i legalnego" przekazania władzy rządowi, który powinien być "wyłoniony przez egipski lud". Biden podkreślał też potrzebę położenia kresu prześladowaniom uczestników antyprezydenckich protestów oraz wskazywał na konieczność niezwłocznego zniesienia stanu wyjątkowego. Mówił też o potrzebie traktowania opozycji jak partnera w wytyczaniu drogi wyjścia Egiptu z kryzysu.
Wypowiedziom Bidena wtórował rzecznik Białego Domu Robert Gibbs, który powiedział, że Waszyngton czeka na "rzeczywiste i konkretne" posunięcia zmierzające do przekazania władzy w Egipcie. Gibbs wprost oskarżył władze egipskie o ignorowanie postulatów protestujących. "To co widzimy na ulicach Kairu nie jest wcale tak zaskakujące jeśli weźmie się pod uwagę brak reakcji rządu na postulaty demonstrantów" - powiedział Gibbs.
Agencja Reutera podkreśla, że Waszyngton znacznie zaostrzył retorykę pod adresem władz Egiptu, a zwłaszcza wiceprezydenta Omara Suleimana, byłego szefa wywiadu, któremu powierzono zadanie negocjacji z opozycją. Coraz silniejsze naciski Waszyngtonu spotykają się z nieukrywaną niechęcią rządu egipskiego. Minister spraw zagranicznych Egiptu Ahmed Ali Abul Gheit odrzucił w środę apel USA o niezwłocznie zniesienie stanu wyjątkowego, pozwalającego m.in. na przetrzymywanie w areszcie bez postawienia zarzutów. Uznał, że Waszyngton próbuje narzucać Kairowi swą wolę.
W wywiadzie dla programu NewsHour amerykańskiej telewizji PBS, szef egipskiej dyplomacji powiedział, że rady, jakich we wtorek udzielił Egiptowi wiceprezydent USA Joe Biden, w żadnym wypadku nie były "pomocne".pap, ps