Proces najwcześniej w kwietniu
W piątek przed sądem prokurator IPN Jarosław Skrok wniósł o wszczęcie postępowania lustracyjnego. - Zachodzą wątpliwości co do prawdziwości oświadczenia lustracyjnego Macieja Kozłowskiego - powiedział prokurator. Innego zdania jest reprezentujący Kozłowskiego mec. Czesław Jaworski, który powiedział, że złożył on zgodne z prawdą oświadczenie lustracyjne i wniósł o niewszczynanie postępowania lustracyjnego.
- Wobec braku przeszkód formalnych i mając na uwadze okoliczności wskazane we wniosku prokuratora, sąd postanowił wszcząć postępowanie lustracyjne w stosunku do Macieja Kozłowskiego - powiedziała sędzia Anna Ptaszek. Poinformowała, że pierwsze posiedzenie sądu w tej sprawie może się odbyć nie wcześniej niż w kwietniu.
- Jestem poddany pewnym rygorom prawnym i muszę się im poddać. Spodziewam się oczywiście rozstrzygnięcia, iż sąd uzna, że nie byłem tajnym ani świadomym współpracownikiem - tak piątkową decyzję sądu skomentował Kozłowski.
Kryptonim "Witold"
Wniosek IPN o wszczęcie postępowania lustracyjnego ma związek z wątpliwościami, co do zgodności z prawdą oświadczenia lustracyjnego Kozłowskiego oraz o wydanie orzeczenia, że oświadczenie lustracyjne, które złożył jest niezgodne z prawdą. Grozi za to utrata pełnionej funkcji oraz od 3 do 10 lat zakazu pełnienia funkcji publicznych.
Jak mówił prok. Jarosław Skrok z warszawskiego IPN, z "bogatego materiału archiwalnego zachowanego w formie papierowej" wynika, iż w latach 1965-1969 Kozłowski był najpierw kandydatem, a potem tajnym współpracownikiem II wydziału SB w Krakowie, o kryptonimie "Witold". Dodał, że Kozłowski składał wyjaśnienia w IPN; przed wszczęciem procesu prokurator nie chciał ujawniać szczegółów.
Życie w cieniu SB
PAP pisała w 2000 r., że Sąd Lustracyjny umorzył proces lustracyjny Kozłowskiego, bo odszedł on z funkcji podlegającej lustracji (wiceszefa MSZ) 16 listopada 1998 r., a wtedy obowiązywała pierwotna wersja ustawy lustracyjnej stanowiąca, że osoba, która przestaje pełnić funkcję podlegającą lustracji, nie jest już potem lustrowana. Ówczesny rzecznik interesu publicznego Bogusław Nizieński podejrzewał Kozłowskiego, że zataił on swe związki ze specsłużbami PRL. Sam Kozłowski zapewniał wtedy, że nigdy nie był agentem.
Decyzja z 2000 r., podjęta z powodów formalnych, nie rozstrzygała, czy Kozłowski współpracował z SB, czy nie. Po umorzeniu sprawy Kozłowski mógł pełnić funkcje publiczne podlegające lustracji, ale ubiegając się o nie musiałby złożyć nowe oświadczenie lustracyjne. Nizieński zasugerował, że jeżeli by do tego doszło, znów wystąpiłby o wszczęcie postępowania lustracyjnego wobec Kozłowskiego. Nizieński na rozprawie lustracyjnej ujawnił, że w tej sprawie sąd dysponował "teczką personalną" i "teczką pracy" (takie teczki SB zakładała swym tajnym współpracownikom - red.).
Po umorzeniu procesu lustracyjnego Kozłowski powiedział, że nigdy nie był agentem, choć całe jego życie "było niejako w cieniu SB". Spytany, czy czuje się oczyszczony przez sąd, odparł, że nigdy nie czuł się obciążony, tak samo jak nigdy nie czuł się oskarżony o współpracę z CIA. Powiedział, że czuje teraz niesmak, bo staje drugi raz przed sądem. Pierwszy raz był skazany na pięć lat w PRL "za współpracę z CIA". Teraz - mówił - "staję niejako w tej samej sprawie, czyli za moją działalność z tamtych lat, po raz drugi przed sądem". Kozłowski składał oświadczenie lustracyjne, będąc od lutego do listopada 1998 r. wiceszefem MSZ. W lipcu 1999 r. został ambasadorem w Izraelu (ambasadorowie nie podlegali wtedy lustracji). Kozłowski przyjechał wówczas na proces do kraju na własny koszt, w ramach bezpłatnego urlopu. Ambasadorem był do 2003 r.
zew, PAP