Amerykanie nie mieli dowodów
- Kierownictwo BND zawsze zastrzegało: "Curvball" może mieć rację, ale może też kłamie. Nie wiemy - powiedział Fischer na konferencji prasowej. W swojej książce Fischer przypomina, że na początku lutego 2003 r. ówczesny sekretarz stanu USA Colin Powell przedstawił w Radzie Bezpieczeństwa ONZ "dowody" na to, że Irak ma broń biologiczną. Powell wykorzystał wówczas informacje, pochodzące od "Curvballa" i dotyczące mobilnych laboratoriów, w których Irak miał produkować broń biologiczną. "Curvball" przekazał te informacje niemieckiej Federalnej Służbie Wywiadowczej (BND).
"Amerykański sekretarz stanu przedstawił twierdzenia >Curvballa< jako fakty, którymi one w żadnym razie nie były!" - pisze Fischer. "Tym samym stało się jasne, że strona amerykańska nie dysponowała żadnym własnym twardym materiałem, co podważyło wiarygodność całego raportu (Powella)" - dodaje. Według Fischera Amerykanie zwrócili się do Niemiec o możliwość przesłuchania "Curvballa". "Z jednej strony nie mogliśmy zatajać przed naszym sojusznikiem istotnych informacji o broni masowego rażenia, jaką mógł posiadać Irak. Z drugiej strony nie wolno nam było brać udziału w propagandowym wykorzystaniu kompletnie niepotwierdzonych informacji i w ten sposób udzielać poparcia wojnie" - pisze były szef niemieckiej dyplomacji. Ostatecznie niemiecki wywiad przekazał Amerykanom rewelacje "Curvballa", ale z zastrzeżeniem, że nie są to zweryfikowane informacje.
Kwestia iracka podzieliła Europę
Jak powiedział minister podczas prezentacji książki, dobrze się stało, że Powell zażądał śledztwa w tej sprawie. - Przyjaźnimy, się ale o tamtym okresie nigdy nie rozmawialiśmy - przyznał były niemiecki polityk. Fischer pisze w książce, że ostatecznym dowodem na to, iż kwestia iracka głęboko podzieliła Europę, był dla niego ogłoszony 30 stycznia 2003 r. otwarty list przywódców ośmiu państw europejskich, w tym Polski, które deklarowały solidarność z USA i, nie wyrażając tego wprost, faktycznie poparły wojnę z Irakiem. Kilka dni później dziesięć kolejnych państw, z Europy Południowej i Wschodniej, ogłosiło podobny list, zwany wileńskim.
Miller też podpisał
Jednym z sygnatariuszy "listu ośmiu" był ówczesny polski premier Leszek Miller. Jak przyznał Fischer na konferencji prasowej w czwartek, fakt, iż Polska przyłączyła się do listu był zaskoczeniem dla rządu niemieckiego. - Byliśmy zaskoczeni. Ale z drugiej strony nie można było nic zmienić. Było dla nas ważne, by pomimo tych różnic nie stracić z oczu tego, co nas łączyło. Sprawa ta nie wpłynęła na kontynuację polityki rozszerzenia UE. Założyliśmy, że Polska sama wie, co robi. A zatem: Powodzenia! - powiedział Fischer. Jak dodał, te różnice zdań "nie zaszkodziły w poważnym stopniu polsko-niemieckim stosunkom".
Były polityk krytycznie ocenia obecnych niemieckich polityków - zarówno z chadecko-liberalnej koalicji rządzącej, jak i opozycji. - Wszystkim partiom brakuje orientacji politycznej. Nie wiedzą, dokąd zmierzają, jakie są ich długookresowe cele polityczne dla Niemiec i Europy - powiedział. Również kanclerz Angela Merkel nie szuka odpowiedzi na te pytania - uważa Fischer.
Fischer był liderem niemieckich Zielonych, szefem MSZ w latach 1998-2005. 1 września 2006 r. złożył mandat poselski i wycofał się z czynnej polityki.
zew, PAP