Tymczasem Cameron niczego takiego nie zrobił. Postawę brytyjskiego premiera Barker tłumaczy tym, że nie ponosi on odpowiedzialności za wcześniejsze kontrowersyjne decyzje Londynu wobec Libii obciążające polityczne konto Tony Blaira (który utorował drogę do uwolnienia w 2009 r. libijskiego terrorysty Abdelbaseta Ali al-Magrahiego i dwukrotnie spotkał się z Kadafim w 2004 i 2007 r. - red.). W przemówieniu wygłoszonym we wtorek w parlamencie Kuwejtu Cameron przyznał, że Wielka Brytania wniosła swój wkład w "podsycanie destabilizacji na Bliskim Wschodzie poprzez wspieranie reżimów o nadmiernych skłonnościach kontrolnych (wobec swych obywateli)".
Zastrzegł zarazem, że jego rolą nie jest "prawienie kazań o tym, jak rządy poszczególnych państw ustosunkowują się do społecznych żądań demokratycznych": "Nie jestem naiwnym neokonserwatystą, wierzącym, że demokrację można zrzucić z wysokości 40 tys. stóp", co było aluzją do interwencji wojskowej USA i W. Brytanii w Iraku uzasadnianej chęcią wprowadzenia demokracji w tym kraju (z tej wysokości amerykańskie samoloty dokonywały bombardowań). Dodał zarazem, iż twierdzenie o tym, że demokracja nie jest właściwym systemem rządów w świecie arabskim jest "obraźliwe, szkodliwe i nieprawdziwe".
pap