To co się dzieje w TVP i Polskim Radiu komentatorzy i medioznawcy często opisują w kategoriach dramatu. Tymczasem jest to burleska, rozpisana na polityczne głosy. Dużo mówi się o tracone i odzyskiwanej misji, a także o odpowiedzialności za społeczeństwo i obywateli - a tak naprawdę wszyscy dobrze wiedzą, że chodzi o pieniądze z reklam i wpływy polityczne. Formuła prawna i organizacyjna mediów publicznych skazuje te instytucje na permanentną korupcję polityczną przejawiającą się kolejnymi skokami na władzę przy Woronicza.
Jedynym sensownym rozwiązaniem problemu pod nazwą „media publiczne" jest doprowadzenie do likwidacji tych instytucji w obecnej formie i powołanie w to miejsce instytucji państwowej, a także organu przydzielającego takiej instytucji środki na realizację zadań statutowych. Ta ostatnia kompetencja może znaleźć się w gestii Ministerstwa Kultury i Dziedzictwa Narodowego. Takie rozwiązanie oznacza też likwidację KRRiT (w przypadku tego organu trzeba by jednak zmienić konstytucję).
Radykalne rozwiązania są konieczne, ponieważ dziś media publiczne są publiczne tylko z nazwy. KRRiT jest wybierana przez prezydenta, Sejm i Senat co automatycznie czyni ten organ instytucją do szpiku kości polityczną. Polityczne są więc również powoływane przez KRRiT rady nadzorcze TVP i PR. A trzeba jeszcze dodać, że zarówno TVP, jak i Polskie Radio są spółkami skarbu państwa, a nadzór sprawuje nad nimi minister skarbu. Wszystko to razem składa się na dzisiejszy obraz mediów publicznych, które są cennym politycznym łupem – i dlatego co chwila są „zdobywane" i „odzyskiwane”.
Niektórzy twierdzą, że ratunkiem dla mediów publicznych jest oddanie ich we władanie artystom. Błąd. Środowiska artystyczne to również koteria, w dodatku obarczona garbem politycznym. Projekty organizacji społecznych, takich jak Stowarzyszenie Wolnego Słowa, to kolejne próba przejęcia mediów przez następną grupę interesów. Zamienilibyśmy więc siekierkę na kijek.
To co się dzieje z TVP i Polskim Radiem w ostatnich dniach jest modelowym przykładem rozgrywki politycznej. Tajemnicą poliszynela jest spór pomiędzy szarą eminencją mediów Włodzimierzem Czarzastym, a szefem KRRiT, Janem Dworakiem. Gdzie dwóch się bije tam korzystają pozostający ze sobą w bliskich stosunkach Adam Lipiński z PiS i lider SLD Grzegorz Napieralski. Obaj politycy przy cichym poparciu ministra skarbu Aleksandra Grada, doprowadzili do powrotu zawieszonych przez sześć miesięcy członków zarządu TVP - Romualda Orła i Przemysława Tejkowskiego. Niespodziewana reaktywacja medialnej koalicji PiS-SLD to próba wywarcia nacisku na KRRiT i Dworaka, i zmuszenia Rady do dokonania wyboru nowej Rady Nadzorczej TVP. W całej sprawie zagadką jest to czy Platforma gra na wyrugowanie SLD z TVP, czy może jednak chodzi tylko o paraliż decyzyjny, pozwalający zachować status quo. Może również chodzić o to, aby doczekać do czasu, kiedy będzie możliwe odwołanie całej KRRiT i wybranie nowej, „czystej" politycznie Rady, dającej gwarancję pełnego panowania w mediach publicznych. A wszystko – rzecz jasna – w imię niezależności i pluralizmu.
Mający za sobą bogatą karierę dziennikarską, między innymi jako korespondent Radia Wolna Europa, Grzegorz Ziętkiewicz, zauważył, że Polska i Polacy, a przede wszystkim dziennikarze, nie zasłużyli na media publiczne, ponieważ nie czują potrzeby ich misji, ze względu na brak standardów. Ja dodam od siebie, że takie standardy powinna kształtować praktyka demokratyczna. Niestety tej – jak widać na załączonym obrazku – naszym politykom brakuje.