Zdaniem szefa KRRiT wśród kandydatów do rad nadzorczych TVP i PR są także kandydaci popierani przez stowarzyszenia twórcze. - Jest to pewien rodzaj legitymacji społecznej, a osoby zasiadające w takim ciele, które dokonują ważnych wyborów, powinny posiadać nie tylko wiedzę i doświadczenie, ale także legitymację społeczną, choćby w postaci poparcia różnych organizacji, nie tylko partii - podkreślił.
Dworak przypomniał, że już w grudniu zakończyły się przesłuchania kandydatów do rad TVP i PR. - Przez te dwa miesiące w KRRiT dyskutujemy nad kształtem tych rad. Zastanawiamy się nad tym, jaki model wyboru rady przyjąć. Proces zatrzymał się na tym, jak rozumieć pluralizm w mediach i chyba stanie na tym, że będzie to nie tyle oddalenie mediów od polityki, ale swoisty kompromis pomiędzy różnymi poglądami politycznymi, które reprezentują ci kandydaci. Ja stoję na stanowisku, że lepiej byłoby, gdyby ten pluralizm polegał na oddaleniu mediów od polityki. Myślę, że nie do końca nam się to uda, trzeba będzie ten proces rozłożyć na etapy - przyznał przewodniczący KRRiT. - Całkowite odpolitycznienie mediów się nie udało, prawie wszystkie osoby startujące w konkursie mają określone barwy, rodowody polityczne - dodał. W jego opinii doświadczenia z wyboru rad nadzorczych pokazują, że należy jak najszybciej podjąć prace nad nową ustawą medialną. - Dobrą podstawą do dyskusji jest projekt twórców - zaznaczył.
Iwona Śledzińska-Katarasińska z PO przyznała, że jest "częściowo rozczarowana" tym, jak przebiega proces wyboru rad nadzorczych. - Identyfikuję się z sierpniową nowelizacją. Liczyłam, że uczelnie zdobędą się na większą autonomię, jeśli chodzi o kandydatury do rad. Natomiast środowiska twórcze też mają określone barwy polityczne, nie oszukujmy się, że one są tak całkowicie apolityczne - mówiła. Kazimierz Kutz stwierdził jednoznacznie, że projekt twórców jest tak samo zły i upolityczniony jak inne i nie jest dobrą podstawą do dyskusji na temat przyszłości mediów publicznych.
PAP, arb