Brytyjscy komandosi uwięzieni przez libijskich powstańców

Brytyjscy komandosi uwięzieni przez libijskich powstańców

Dodano:   /  Zmieniono: 
Libijscy rebelianci zatrzymali ośmiu komandosów z brytyjskiej jednostki SAS (fot. Wikipedia) 
Ośmiu komandosów elitarnej brytyjskiej jednostki sił specjalnych SAS w cywilu oraz niski rangą dyplomata przebywający we wschodniej Libii z tajną misją zostali uwięzieni przez powstańców - informują media. Według tygodnika "Sunday Times", komandosi eskortowali dyplomatę, który zabiegał o nawiązanie kontaktów z powstańcami sondując możliwość ich dyplomatycznego uznania i rozmów na wyższym dyplomatycznym szczeblu. Ani brytyjski MSZ, ani resort obrony nie zabrały jak dotąd głosu w tej sprawie.
Po zatrzymaniu Brytyjczyków przewieziono do Bengazi i uwięziono na terenie dawnej bazy wojskowej. Przedtem rozmawiał z nimi jeden z przedstawicieli Najwyższej Rady Powstańczej. Telewizja Sky twierdzi, że Libijczycy uznali Brytyjczyków za nieproszonych gości i byli zaskoczeni ich wizytą, która nie była z nimi uzgodniona.

Powstańcy obawiają się, że interwencja Zachodu dostarczy reżimowi Kadafiego pretekstu do oskarżenia ich o to, że są marionetkami w ręku zagranicznych wywiadów i rządów, którym chodzi o kontrolę nad libijską ropą, co może nastawić część libijskiej opinii wrogo wobec nich i umożliwić Kadafiemu przybieranie pozy libijskiego patrioty.

Telewizja Sky zaznacza, że stosunek libijskich opozycjonistów do zagranicznego wojskowego zaangażowania w  konflikcie zbrojnym z Kadafim jest politycznie bardzo drażliwy, ze  względu na "historyczny bagaż" państw zachodnich w północnej Afryce. "Sunday Times" twierdzi, że jedna z opcji obecnie dyskutowanych w  ramach NATO i USA zakłada wykorzystanie w Libii niewielkiej liczby zachodnich komandosów i funkcjonariuszy wywiadu, którzy wsparliby powstanie.

Libijscy partyzanci sygnalizowali wcześniej, że nie chcą żadnego obcego zaangażowania w walkach na froncie, choć pomogłoby im ustanowienie strefy zakazu lotów dla lotnictwa Kadafiego, które ich atakuje. Sekretarz stanu USA Hillary Clinton z początkiem ubiegłego tygodnia dała wyraźnie do zrozumienia, że taka opcja nie jest na razie realna.

PAP, arb