Ile dla Polski warta jest suwerenność Ukrainy?
Ukraińcy uwierzyli w Polaków. Nie mają już obaw, że Rzeczpospolita ich zdradzi, sprzeda za miliard dolarów - podkreśla z naciskiem Dmytro Pawłyczko, ambasador Ukrainy w Polsce. - Rosja nie chce sobie podporządkowywać Ukrainy i nie chce tracić z nią dobrych stosunków, bo jest to bliski nam kraj - mówi Irina Kobrinskaja, dyrektor moskiewskiego Instytutu Wschód-Zachód. - A zarazem kraj poważnie zadłużony.
W połowie lat 90. podczas spotkania na najwyższym polsko-rosyjskim szczeblu ówczesny premier Rosji Wiktor Czernomyrdin, obrazowo zaciskając pięść, stwierdził: "Tym gazem to my Ukraińców trzymamy o tak!". Dla Ukrainy bowiem dostawy rosyjskich paliw są jak tlen dla organizmu. Rosjanie znają sytuację zadłużonego u nich Kijowa i wiedzą, że taktyka "zakręcania kurka" byłaby skuteczna wobec demonstrujących niezależność Ukraińców. Byłaby, gdyby potencjalne ograniczanie dostaw surowca dla Ukrainy nie zagrażało eksportowi rosyjskiego gazu na Zachód. Rosja próbuje więc znaleźć nową drogę dostarczania gazu Europie Zachodniej.
Nasz kraj partycypuje w budowie gazociągu Jamał-Europa Zachodnia. Cały gazociąg ma transportować 65 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. Pierwszą jego nitkę uruchomiono we wrześniu ubiegłego roku. Prowadzi ona z Rosji przez Białoruś i centralną Polskę do naszej granicy z Niemcami w rejonie Gorzowa. Budowa drugiej się opóźnia. Tymczasem w grudniu zeszłego roku Rosjanie złożyli ofertę budowy tzw. przewiązki, czyli połączenia między dwoma gazociągami: jamalskim i południowym. Ten ostatni biegnie z Rosji przez Ukrainę i Słowację na Zachód. Budowa przewiązki pozwoliłaby przesyłać gaz z Polski na Słowację, omijając Ukrainę. Gazociągiem płynęłoby 50 mld m sześc. gazu rocznie. Dla Ukrainy oznaczałoby to zmniejszenie dochodów i realną groźbę rosyjskiego szantażu. Swojego zaniepokojenia nie kryła wicepremier Ukrainy Julia Tymoszenko, a ukraiński premier Wiktor Juszczenko pospiesznie udał się do Moskwy, obiecując swojemu rosyjskiemu koledze Michaiłowi Kasjanowowi uregulowanie długów i lepszy nadzór nad ukraińskimi gazociągami, z których co roku "wyparowuje" nawet 1,5 mld m sześc. gazu.
Dla Polski argumentem za przyjęciem rosyjskiej propozycji są opłaty tranzytowe, które wpływałyby do naszego budżetu - szacowane na 900 mln USD rocznie. Z drugiej strony, Ukraina jest partnerem strategicznym Polski. Oświadczenie złożone w imieniu rządu polskiego przez Janusza Steinhoffa, wicepremiera i ministra gospodarki, nie pozostawia wątpliwości: na razie nie powstanie w Polsce fragment rurociągu pozwalający wyeliminować Ukrainę z udziału w tranzycie dużej części gazu. W odpowiedzi Rosjanie stwierdzili, że jeżeli Polska nie chce zarobić na tranzycie, to zarobi ktoś inny. Gazprom od połowy lat 90. planuje budowę gazociągu, który biegłby z Syberii do Finlandii i dalej - po dnie Bałtyku - do Niemiec. Po dnie Morza Bałtyckiego gazociąg miałaby przeprowadzić zawiązana w 1997 r. spółka Gazpromu i fińskiej firmy Fortun. Polska stoi więc przed pytaniem zasadniczej natury: tracić pieniądze, występując w obronie suwerenności Ukrainy, czy zarobić na dodatkowym tranzycie?
- Dla Warszawy traktowanie Ukrainy jako partnera strategicznego było istotne w czasie starań o członkostwo w NATO, kiedy Polska nie chciała być państwem frontowym. Teraz już w pakcie jesteście, nikt wam nie zagraża, a rurociąg to czystej wody biznes - przekonuje Irina Kobrinskaja. - Dla bezpieczeństwa energetycznego państwa ważne jest zróżnicowanie dostawców. Dlatego jeszcze w tym roku popłynie do RP pierwsze 0,5 mld m sześc. gazu z Norwegii. Docelowo od Norwegów będziemy kupować 5 mld m sześc. - mówi tymczasem wicepremier Janusz Steinhoff. - Polska powinna się kierować przede wszystkim własnym interesem i brać pod uwagę zarówno czynnik bezpieczeństwa, jak i kwestie ekonomiczne. Wiemy, że Ukraina zajmuje strategiczne miejsce w regionie i w naszym interesie leży wspieranie jej aspiracji - twierdzi Jerzy Marek Nowakowski, główny doradca premiera ds. zagranicznych. - W przyszłości Polska może być tym krajem unijnym, który zarobi dzięki temu, że będzie miał najlepsze kontakty z Ukrainą - mówi Jan Krzysztof Bielecki, były premier RP. Natomiast ambasador Pawłyczko stwierdza: - Rosjanie nie spodziewali się takiej reakcji Warszawy. Gdybyście postąpili inaczej, doszłoby między nami do konfliktu, a na Ukrainie mogłyby odżyć antypolskie nastroje. Moskwa chciała nas skłócić, lecz świat przekonał się, że deklaracje o polsko-ukraińskim pojednaniu nie są pustymi słowami.
W połowie lat 90. podczas spotkania na najwyższym polsko-rosyjskim szczeblu ówczesny premier Rosji Wiktor Czernomyrdin, obrazowo zaciskając pięść, stwierdził: "Tym gazem to my Ukraińców trzymamy o tak!". Dla Ukrainy bowiem dostawy rosyjskich paliw są jak tlen dla organizmu. Rosjanie znają sytuację zadłużonego u nich Kijowa i wiedzą, że taktyka "zakręcania kurka" byłaby skuteczna wobec demonstrujących niezależność Ukraińców. Byłaby, gdyby potencjalne ograniczanie dostaw surowca dla Ukrainy nie zagrażało eksportowi rosyjskiego gazu na Zachód. Rosja próbuje więc znaleźć nową drogę dostarczania gazu Europie Zachodniej.
Nasz kraj partycypuje w budowie gazociągu Jamał-Europa Zachodnia. Cały gazociąg ma transportować 65 mld m sześc. gazu ziemnego rocznie. Pierwszą jego nitkę uruchomiono we wrześniu ubiegłego roku. Prowadzi ona z Rosji przez Białoruś i centralną Polskę do naszej granicy z Niemcami w rejonie Gorzowa. Budowa drugiej się opóźnia. Tymczasem w grudniu zeszłego roku Rosjanie złożyli ofertę budowy tzw. przewiązki, czyli połączenia między dwoma gazociągami: jamalskim i południowym. Ten ostatni biegnie z Rosji przez Ukrainę i Słowację na Zachód. Budowa przewiązki pozwoliłaby przesyłać gaz z Polski na Słowację, omijając Ukrainę. Gazociągiem płynęłoby 50 mld m sześc. gazu rocznie. Dla Ukrainy oznaczałoby to zmniejszenie dochodów i realną groźbę rosyjskiego szantażu. Swojego zaniepokojenia nie kryła wicepremier Ukrainy Julia Tymoszenko, a ukraiński premier Wiktor Juszczenko pospiesznie udał się do Moskwy, obiecując swojemu rosyjskiemu koledze Michaiłowi Kasjanowowi uregulowanie długów i lepszy nadzór nad ukraińskimi gazociągami, z których co roku "wyparowuje" nawet 1,5 mld m sześc. gazu.
Dla Polski argumentem za przyjęciem rosyjskiej propozycji są opłaty tranzytowe, które wpływałyby do naszego budżetu - szacowane na 900 mln USD rocznie. Z drugiej strony, Ukraina jest partnerem strategicznym Polski. Oświadczenie złożone w imieniu rządu polskiego przez Janusza Steinhoffa, wicepremiera i ministra gospodarki, nie pozostawia wątpliwości: na razie nie powstanie w Polsce fragment rurociągu pozwalający wyeliminować Ukrainę z udziału w tranzycie dużej części gazu. W odpowiedzi Rosjanie stwierdzili, że jeżeli Polska nie chce zarobić na tranzycie, to zarobi ktoś inny. Gazprom od połowy lat 90. planuje budowę gazociągu, który biegłby z Syberii do Finlandii i dalej - po dnie Bałtyku - do Niemiec. Po dnie Morza Bałtyckiego gazociąg miałaby przeprowadzić zawiązana w 1997 r. spółka Gazpromu i fińskiej firmy Fortun. Polska stoi więc przed pytaniem zasadniczej natury: tracić pieniądze, występując w obronie suwerenności Ukrainy, czy zarobić na dodatkowym tranzycie?
- Dla Warszawy traktowanie Ukrainy jako partnera strategicznego było istotne w czasie starań o członkostwo w NATO, kiedy Polska nie chciała być państwem frontowym. Teraz już w pakcie jesteście, nikt wam nie zagraża, a rurociąg to czystej wody biznes - przekonuje Irina Kobrinskaja. - Dla bezpieczeństwa energetycznego państwa ważne jest zróżnicowanie dostawców. Dlatego jeszcze w tym roku popłynie do RP pierwsze 0,5 mld m sześc. gazu z Norwegii. Docelowo od Norwegów będziemy kupować 5 mld m sześc. - mówi tymczasem wicepremier Janusz Steinhoff. - Polska powinna się kierować przede wszystkim własnym interesem i brać pod uwagę zarówno czynnik bezpieczeństwa, jak i kwestie ekonomiczne. Wiemy, że Ukraina zajmuje strategiczne miejsce w regionie i w naszym interesie leży wspieranie jej aspiracji - twierdzi Jerzy Marek Nowakowski, główny doradca premiera ds. zagranicznych. - W przyszłości Polska może być tym krajem unijnym, który zarobi dzięki temu, że będzie miał najlepsze kontakty z Ukrainą - mówi Jan Krzysztof Bielecki, były premier RP. Natomiast ambasador Pawłyczko stwierdza: - Rosjanie nie spodziewali się takiej reakcji Warszawy. Gdybyście postąpili inaczej, doszłoby między nami do konfliktu, a na Ukrainie mogłyby odżyć antypolskie nastroje. Moskwa chciała nas skłócić, lecz świat przekonał się, że deklaracje o polsko-ukraińskim pojednaniu nie są pustymi słowami.
Więcej możesz przeczytać w 32/2000 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.