Prawie połowa polskich dwudziestolatków nie chce opuszczać rodzinnego domu. W całej Europie "przy mamie" żyje kilka milionów dorosłych dzieci.
Paweł Imiołek, informatyk w PKO BP, niedawno skończył 30 lat. Mieszka z rodzicami. Cztery lata temu wyprowadził się wprawdzie od nich i wspólnie ze znajomym wynajął trzypokojowe mieszkanie, jednak kiedy współlokator kupił własny dom, Paweł wrócił do rodziców. - Szkoda mi było pieniędzy na wynajmowanie mieszkania, w którym tylko nocowałem - tłumaczy Imiołek. Nie zamieszkał z dziewczyną, bo nie chce się jeszcze ustabilizować. - Nie można jednocześnie wyjeżdżać na wakacje, kupować płyt i spłacać kredytu mieszkaniowego - mówi.
Paweł Imiołek jest jednym z kilkunastu milionów Europejczyków, którzy żyją "przy rodzicach". Mają około trzydziestki, najczęściej dobre posady (część studiuje po 8-10 lat, czasem na kilku kierunkach), stałych partnerów i ciągle nie opuścili pokojów, które zajmowali jako dzieci. Z rodzicami mieszka 56 proc. trzydziestoletnich Włochów, nazywanych mammoni, czyli po prostu maminsynkami, 40 proc. młodych Francuzów, 25 proc. Niemców i co dziesiąty Brytyjczyk (dane brytyjskiego rządowego centrum demografii dotyczą osób w wieku 30-34 lat). Polska nie odbiega od europejskiej średniej: 45 proc. obywateli w wieku 20-29 lat nie ma zamiaru opuścić rodzinnego domu. "Dorosłość i życie na własną rękę przeraża "przenoszonych" dwudziestokilkulatków, bo wiąże się z pożegnaniem z łatwą i wygodną egzystencją. W rodzinnym domu wszystko jest znane, a rodzice rozwiązują większość problemów. Jeśli tolerują oni, a nierzadko utrzymują maminsynków, to ci po prostu korzystają z okazji" - zauważa Philippe Talloin, francuski socjolog.
Nie przecięta pępowina
Silny - ekonomiczny, organizacyjny i emocjonalny - związek z rodzicami nie jest dziś powodem do wstydu. "Mieszkam z mamą, bo tak jest wygodnie. Dzięki temu stać mnie na przyzwoite życie bez trosk materialnych" - deklarował publicznie Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości. Z mamą bardzo długo mieszkał też Aleksander Hall, polityk SKL. - To złudzenie, że pępowinę przecinamy w momencie narodzin. Gdy tylko spostrzeżemy, że świat jest zbyt skomplikowany, a życie trudniejsze, niż nam się wydawało, symboliczna pępowina odrasta - zauważa prof. Kazimierz Pospiszyl, psycholog. Dążenie do przedłużania życia pod jednym dachem wynika zresztą zarówno z potrzeb dzieci, jak i rodziców. Studia trwają coraz dłużej, bo trzeba mieć coraz wyższe stopnie specjalizacji, aby efektownie wejść na rynek pracy. Stabilne zaplecze rodzinne pozwala młodym ludziom skupić się na robieniu kariery. Rodzice z kolei często obawiają się wypuścić dziecko z domu, nie mając pewności, że ma realne szanse na niezależność.
Dorosłość z o.o.
- Nie widzę powodu, by się wyprowadzać z domu. Nie mam dziewczyny, z którą chciałbym założyć rodzinę. Nie mam kumpli, którzy byliby atrakcyjniejszymi domownikami niż moi rodzice - opowiada dwudziestosiedmioletni Paweł Żybura, specjalista ds. projektów internetowych. W latach 70. i 80. młodzi wyprowadzali się z domu, by założyć własne rodziny. Dziś z zawarciem małżeństwa czekają do trzydziestki, tracą więc motywację, aby wcześniej się odseparować od rodziców. - Wkroczenie w dorosłość to największa zmiana, jakiej doświadczamy w życiu, ale tylko co czwarty Polak traktuje ją jako wyzwanie. Dla reszty wiąże się ona ze stratą, zagrożeniem bądź obciążeniem, którego nie są w stanie udźwignąć - tłumaczy Ireneusz Ścigała, psychoterapeuta współpracujący z Instytutem Ericksona w Berlinie. Wśród jego pacjentów znajdują się osoby, które chciałyby opuścić dom rodzinny, lecz nie wiedzą, jak to zrobić, obawiają się ryzyka.
"Idealizując młodość we wszelkich jej formach, współczesne społeczeństwo uczyniło z dorastającego młodzieńca postać wyjątkową, zasługującą na szczególne traktowanie. Dlatego nawet od trzydziestolatków nie wymaga się pełnej odpowiedzialności za własne życie" - pisze Philippe Talloin. Tak kształtuje się postawa i mentalność oparta na zasadzie: "To mi się należy".
Agnieszka Filas
Marcin Klimkowski
Pełny tekst "Generacji maminsynków" w najnowszym, 1005 numerze tygodnika "Wprost" w kioskach od poniedziałku 25 lutego.
Paweł Imiołek jest jednym z kilkunastu milionów Europejczyków, którzy żyją "przy rodzicach". Mają około trzydziestki, najczęściej dobre posady (część studiuje po 8-10 lat, czasem na kilku kierunkach), stałych partnerów i ciągle nie opuścili pokojów, które zajmowali jako dzieci. Z rodzicami mieszka 56 proc. trzydziestoletnich Włochów, nazywanych mammoni, czyli po prostu maminsynkami, 40 proc. młodych Francuzów, 25 proc. Niemców i co dziesiąty Brytyjczyk (dane brytyjskiego rządowego centrum demografii dotyczą osób w wieku 30-34 lat). Polska nie odbiega od europejskiej średniej: 45 proc. obywateli w wieku 20-29 lat nie ma zamiaru opuścić rodzinnego domu. "Dorosłość i życie na własną rękę przeraża "przenoszonych" dwudziestokilkulatków, bo wiąże się z pożegnaniem z łatwą i wygodną egzystencją. W rodzinnym domu wszystko jest znane, a rodzice rozwiązują większość problemów. Jeśli tolerują oni, a nierzadko utrzymują maminsynków, to ci po prostu korzystają z okazji" - zauważa Philippe Talloin, francuski socjolog.
Nie przecięta pępowina
Silny - ekonomiczny, organizacyjny i emocjonalny - związek z rodzicami nie jest dziś powodem do wstydu. "Mieszkam z mamą, bo tak jest wygodnie. Dzięki temu stać mnie na przyzwoite życie bez trosk materialnych" - deklarował publicznie Jarosław Kaczyński, lider Prawa i Sprawiedliwości. Z mamą bardzo długo mieszkał też Aleksander Hall, polityk SKL. - To złudzenie, że pępowinę przecinamy w momencie narodzin. Gdy tylko spostrzeżemy, że świat jest zbyt skomplikowany, a życie trudniejsze, niż nam się wydawało, symboliczna pępowina odrasta - zauważa prof. Kazimierz Pospiszyl, psycholog. Dążenie do przedłużania życia pod jednym dachem wynika zresztą zarówno z potrzeb dzieci, jak i rodziców. Studia trwają coraz dłużej, bo trzeba mieć coraz wyższe stopnie specjalizacji, aby efektownie wejść na rynek pracy. Stabilne zaplecze rodzinne pozwala młodym ludziom skupić się na robieniu kariery. Rodzice z kolei często obawiają się wypuścić dziecko z domu, nie mając pewności, że ma realne szanse na niezależność.
Dorosłość z o.o.
- Nie widzę powodu, by się wyprowadzać z domu. Nie mam dziewczyny, z którą chciałbym założyć rodzinę. Nie mam kumpli, którzy byliby atrakcyjniejszymi domownikami niż moi rodzice - opowiada dwudziestosiedmioletni Paweł Żybura, specjalista ds. projektów internetowych. W latach 70. i 80. młodzi wyprowadzali się z domu, by założyć własne rodziny. Dziś z zawarciem małżeństwa czekają do trzydziestki, tracą więc motywację, aby wcześniej się odseparować od rodziców. - Wkroczenie w dorosłość to największa zmiana, jakiej doświadczamy w życiu, ale tylko co czwarty Polak traktuje ją jako wyzwanie. Dla reszty wiąże się ona ze stratą, zagrożeniem bądź obciążeniem, którego nie są w stanie udźwignąć - tłumaczy Ireneusz Ścigała, psychoterapeuta współpracujący z Instytutem Ericksona w Berlinie. Wśród jego pacjentów znajdują się osoby, które chciałyby opuścić dom rodzinny, lecz nie wiedzą, jak to zrobić, obawiają się ryzyka.
"Idealizując młodość we wszelkich jej formach, współczesne społeczeństwo uczyniło z dorastającego młodzieńca postać wyjątkową, zasługującą na szczególne traktowanie. Dlatego nawet od trzydziestolatków nie wymaga się pełnej odpowiedzialności za własne życie" - pisze Philippe Talloin. Tak kształtuje się postawa i mentalność oparta na zasadzie: "To mi się należy".
Agnieszka Filas
Marcin Klimkowski
Pełny tekst "Generacji maminsynków" w najnowszym, 1005 numerze tygodnika "Wprost" w kioskach od poniedziałku 25 lutego.