Żyjący na uchodźstwie w Londynie libijski następca tronu Mohamed as-Sanusi wezwał Zachód do ustanowienia nad Libią strefy zakazu lotów i zaatakowania obrony przeciwlotniczej Muammara Kadafiego. Zastrzegł, że Libijczycy nie chcą u siebie wojsk międzynarodowych.
Sanusi, którego stryjecznym dziadkiem był król Idris I, obalony we wrześniu 1969 roku w wyniku puczu Kadafiego, powiedział, że dzięki wprowadzeniu zakazu lotów można byłoby uniknąć rozlewu krwi w Libii. Zapewnił, że wypowiada się w imieniu "wszystkich Libijczyków", ale dodał, że błędem byłoby wprowadzenie do Libii obcych wojsk, "czego nie chcą ludzie w Libii". - Potrzeba nam mniej gadania, a więcej działania. To nie jest kryzys, o którym należy dyskutować w komisjach, podczas gdy mężczyźni, kobiety i dzieci są mordowani. Trzeba działać tak szybko, jak się da - apelował Sanusi. Następca tronu dodał, że "morderczy reżim Kadafiego" zbrojnie tłumi zryw Libijczyków, a "społeczność międzynarodowa dużo gada, a nic nie robi".
Libijskiej rodzinie królewskiej, która po puczu przebywała w areszcie domowym, w 1988 roku zezwolono na wyjazd do Wielkiej Brytanii. Także przedstawiciele tymczasowej Narodowej Rady Libijskiej opowiedzieli się w Parlamencie Europejskim w Strasburgu za utworzeniem strefy zakazu lotów, nawet bez mandatu Rady Bezpieczeństwa ONZ, sprzeciwiając się jednak obecności obcych wojsk na terytorium Libii.
PAP, arb