Grzegorz Napieralski rozdaje jabłka i zbiera grzyby, bo "uwierzył, że PR jest bardzo ważnym czynnikiem kreślenia wizerunku" - mówi w rozmowie z Wprost24 były premier Józef Oleksy. I dodaje, że ma na ten temat nieco inne zdanie, chociaż "osobiście mu to nie przeszkadza". Oleksy nie wyklucza też powrotu do polityki byłego prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego, który mógłby zostać premierem. - To jego niespełnione marzenie - przyznaje.
Paweł Sikora, Wprost24: Gdzie są następcy czołowych polityków lewicy z lat dziewięćdziesiątych?
Józef Oleksy: Jest przecież cała obecna młoda ekipa. To oni kształtują teraz SLD. Zmiana pokoleniowa w Sojuszu jest bardzo wyraźna.
A ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak jak dziesięć lat temu, tak i teraz, gdy mówimy o SLD, myślimy o Kwaśniewskim, Millerze, Oleksym i Kaliszu.
Jeżeli obecną lewicę kojarzy się z nazwiskami byłych liderów, to tylko dobrze o nich świadczy. Oznacza to, że nasze pokolenie dobrze zapisało się w historii. Nie wiem, dlaczego ludzie dzielą nas na starych i młodych.
Bo w SLD powstała luka pokoleniowa.
Rzeczywiście taka luka się pojawiła. Jednak mówienie o kryterium wieku w polityce, jako kryterium skuteczności czy sprawności jest pomyłką. Tu liczy się doświadczenie, wiedza i umiejętności. Problem jest sztucznie napompowany.
Skąd w ogóle się wziął?
To prawica umiejętnie stara się stawiać taką tezę. Stara się przekonać opinię publiczną, że lewica jest „obciążona" przez starszych liderów.
A co ze środowiskiem „Krytyki politycznej"? Sławomir Sierakowski będzie przez kolejne dziesięć lat młodym, dobrze się zapowiadającym intelektualistą?
„Krytyka polityczna" budziła moje zainteresowanie od początku. Liczyłem, że będzie to zarzewie odnowy intelektualnej i ideologicznej.
Tak się nie stało.
Nie i jestem tym rozczarowany. Odkąd Sierakowski wyjechał do Stanów Zjednoczonych spasował. „Krytyka" ani się nie zinstytucjonalizowała, ani nie weszła na rynek polityczny. Wciąż oczekuję jednak jakiegoś wyraźnego sygnału z ich strony.
Janusz Palikot mówił, że buduje nową lewicę, ale wydaje się, że mu się to nie uda. Znalazłoby się dla niego miejsce w SLD?
Nie znam dobrze jego transformacji wewnętrznej. Był w prawicowej PO, po czym nagle chciał budować nową lewicę. Na pewno to żywa i interesująca postać i poza tym, że chciał kiedyś zniszczyć SLD, to jego poglądy nie odbiegają znacząco od tych, które wyznaje lewica.
Do polityki wrócił Miller, wrócił też Oleksy. Wróci Kwaśniewski?
Powrót Kwaśniewskiego to temat, który co jakiś czas się pojawia. Warto jednak pamiętać, że im więcej czasu upływa, tym bardziej Kwaśniewski będzie się zużywał z punktu widzenia czynnej roli w polityce.
Podobno Kwaśniewski mógłby zostać premierem.
Nie widzę przeciwwskazań. Premierostwo to jego niespełnione marzenie. Mógł być premierem dwa razy. Chciał nim być.
Grzegorz Napieralski to godny następca Millera i Kwaśniewskiego?
To ryzykowne pytanie i nie chciałbym rozstrzygać, czy lider Sojuszu jest godny swoich poprzedników czy nie. Miller i Kwaśniewski mieli swój czas, tak samo jak teraz ma swój czas Napieralski. On musi dowieść, że dobrze odczytuje rzeczywistość i że jest do niej dobrze przystosowany.
Napieralski chodzi na grzyby i rozdaje jabłka pod hutą. Mówi, że umie usmażyć jajka, robi dobre kanapki, wybiera zapachy do toalet. Miller i Kwaśniewski tego nie robili.
To są chwyty PR-owskie i nie wszystkim muszą się podobać. Poza tym nie mają większego znaczenia.
W takim razie po co w ogóle o tym opowiadać?
Widocznie PR-owcy mu tak podpowiadają, a on sam tego nie selekcjonuje. To sprawa wyczucia. Napieralski wybiera chwyty propagandowe, bo uwierzył, że PR jest bardzo ważnym czynnikiem kreślenia wizerunku.
Pan uważa, że to błąd?
Mam na ten temat nieco inne zdanie niż lider SLD. Oczywiście nie przeszkadza mi, że Napieralski rozdaje jabłka, bo istotne tak naprawdę jest to, jak będzie przygotowany do funkcji państwowych. I dla mnie ważne jest to, czy wystarczająco mocno się do tego przykłada.
A przykłada się odpowiednio mocno?
Myślę, że nieustannie powinien robić więcej.
SLD jeszcze nigdy nie współrządziło jako mniejszy partner w koalicji. Warto za wszelką cenę do tego dążyć?
Ale przecież nie wiadomo, czy SLD będzie tym mniejszym partnerem.
Niewiele wskazuje na to, byście przegonili PiS i PO.
Jeśli będziemy tym mniejszym w koalicji, to wtedy zobaczymy. Na pewno wtedy nie będzie mowy o stanowisku premiera dla kandydata Sojuszu.
Współrządzenie z prawicą się opłaci?
Trudno powiedzieć. Rachunek nie musi być jednoznaczny. Okaże się po czasie. Natomiast mało jest w politycznym świecie przykładów rezygnacji z możliwości, które wynikają z wyniku wyborów, a które dają udział we władzy. Myślę, że młoda ekipa SLD na pierwszym miejscu będzie stawiać dostęp do władzy, a kalkulacje przyszłych skutków będą na dalszym planie.
Z kim Sojusz powinien wejść w koalicję?
To pytanie pozostające w sferze spekulacji. Na razie nie ma wystarczających danych, by o tym mówić.
Wyobraża pan sobie koalicję z Jarosławem Kaczyńskim?
To niemożliwe, zwłaszcza jeżeli mówimy konkretnie o tej osobie.
A gdyby w PiS-ie nie było Kaczyńskiego?
Koalicja byłaby mało prawdopodobna.
Bo?
Za duże byłoby rozdarcie wewnątrz obu partii. Chyba, że w trakcie najbliższych miesięcy wydarzyłyby się jakieś sensacje polityczne, zwroty akcji czy oczyszczenia. A tego nie przewiduję.
Nie jest pan jednak wyznawcą radykalnego antypisizmu.
Nie. Polityka to gra o władzę. Zasady moralne i pragmatyka muszą być, ale nie można z góry wykluczać żadnych rozwiązań.
Czyli koalicja z PiS jednak byłaby możliwa.
To akurat wykluczam, bo na razie okoliczności są niezmienne.
Koalicja PO-SLD?
Tak, ale pod warunkiem, że PO wyrzeknie się swojej wyniosłej postawy, robienia łaski i przestanie się zachowywać imperialnie przedstawiając się jako partia, która nie ma z kim przegrać. To musiałaby być koalicja oparta na partnerstwie, a nie podporządkowaniu. Jeśli taka będzie, to możemy wiele zdziałać.
A trójkąt PO-SLD-PSL?
Możliwe. PSL przyzwyczaił, że potrafi się wpasować w każdą koalicję.
Wróćmy na ziemię. Rośnie zadłużenie, widać poważny kryzys systemu emerytalnego, a SLD prowadzi ofensywę wymierzoną w Komisję Majątkową, mówi o równouprawnieniu i aborcji. Tego oczekują wyborcy?
Jest pewien kanon reguł, które SLD wyznaje i które głosi. To wyraz naszej konsekwencji w programowych dążeniach. Natomiast bardzo brakuje mi wciąż wykładni dążeń gospodarczych i dążeń w zakresie funkcjonowania państwa. Sojusz musi się tych kanonów dorobić, podobnie jak kanonu związanego z człowiekiem, jego szansami i spełnianiem się jako jednostki w społeczeństwie. Tu są poważne zaległości, ale oczekuję, że Sojusz wkrótce wyjdzie z czymś nowym i słusznym.
Ile czasu zostało, żeby wyjść z „czymś słusznym"?
Mamy czas do wyborów.
Zdążycie?
Zdążymy na pewno. Zespoły pracują i lada moment mają wyjść z tezami programowymi na kampanię. I to będzie wykładnia. Dziś jest zresztą fatalna maniera, że coraz mniej przykłada się wagi do programów, bo ludzie nie wierzą, że politycy poniosą konsekwencję swoich niespełnionych obietnic. Teraz liczy się przede wszystkim wizerunek, skróty myślowe i to w prostej linii prowadzi do spłycenia demokracji i myślenia politycznego.
Ja im się nie dziwię. Mają niewiele podstaw, by wierzyć w obietnice polityków.
Oczywiście, nie ma im się co dziwić. Politycy odrywają się od społeczeństwa i traktują je jak tło dla siebie. Potem przypominają sobie o nim przed wyborami. Tak było przez cały czas kształtowania się w Polsce demokracji.
Nie wierzę, że jeśli wybory wygra SLD, to lewicowy rząd spełni wszystkie obietnice, które złoży w kampanii.
Dlatego nie należy składać zbyt wielu obietnic. Ale to, co się obieca, powinno być zrealizowane w 100 procentach.
Józef Oleksy: Jest przecież cała obecna młoda ekipa. To oni kształtują teraz SLD. Zmiana pokoleniowa w Sojuszu jest bardzo wyraźna.
A ja nie mogę oprzeć się wrażeniu, że tak jak dziesięć lat temu, tak i teraz, gdy mówimy o SLD, myślimy o Kwaśniewskim, Millerze, Oleksym i Kaliszu.
Jeżeli obecną lewicę kojarzy się z nazwiskami byłych liderów, to tylko dobrze o nich świadczy. Oznacza to, że nasze pokolenie dobrze zapisało się w historii. Nie wiem, dlaczego ludzie dzielą nas na starych i młodych.
Bo w SLD powstała luka pokoleniowa.
Rzeczywiście taka luka się pojawiła. Jednak mówienie o kryterium wieku w polityce, jako kryterium skuteczności czy sprawności jest pomyłką. Tu liczy się doświadczenie, wiedza i umiejętności. Problem jest sztucznie napompowany.
Skąd w ogóle się wziął?
To prawica umiejętnie stara się stawiać taką tezę. Stara się przekonać opinię publiczną, że lewica jest „obciążona" przez starszych liderów.
A co ze środowiskiem „Krytyki politycznej"? Sławomir Sierakowski będzie przez kolejne dziesięć lat młodym, dobrze się zapowiadającym intelektualistą?
„Krytyka polityczna" budziła moje zainteresowanie od początku. Liczyłem, że będzie to zarzewie odnowy intelektualnej i ideologicznej.
Tak się nie stało.
Nie i jestem tym rozczarowany. Odkąd Sierakowski wyjechał do Stanów Zjednoczonych spasował. „Krytyka" ani się nie zinstytucjonalizowała, ani nie weszła na rynek polityczny. Wciąż oczekuję jednak jakiegoś wyraźnego sygnału z ich strony.
Janusz Palikot mówił, że buduje nową lewicę, ale wydaje się, że mu się to nie uda. Znalazłoby się dla niego miejsce w SLD?
Nie znam dobrze jego transformacji wewnętrznej. Był w prawicowej PO, po czym nagle chciał budować nową lewicę. Na pewno to żywa i interesująca postać i poza tym, że chciał kiedyś zniszczyć SLD, to jego poglądy nie odbiegają znacząco od tych, które wyznaje lewica.
Do polityki wrócił Miller, wrócił też Oleksy. Wróci Kwaśniewski?
Powrót Kwaśniewskiego to temat, który co jakiś czas się pojawia. Warto jednak pamiętać, że im więcej czasu upływa, tym bardziej Kwaśniewski będzie się zużywał z punktu widzenia czynnej roli w polityce.
Podobno Kwaśniewski mógłby zostać premierem.
Nie widzę przeciwwskazań. Premierostwo to jego niespełnione marzenie. Mógł być premierem dwa razy. Chciał nim być.
Grzegorz Napieralski to godny następca Millera i Kwaśniewskiego?
To ryzykowne pytanie i nie chciałbym rozstrzygać, czy lider Sojuszu jest godny swoich poprzedników czy nie. Miller i Kwaśniewski mieli swój czas, tak samo jak teraz ma swój czas Napieralski. On musi dowieść, że dobrze odczytuje rzeczywistość i że jest do niej dobrze przystosowany.
Napieralski chodzi na grzyby i rozdaje jabłka pod hutą. Mówi, że umie usmażyć jajka, robi dobre kanapki, wybiera zapachy do toalet. Miller i Kwaśniewski tego nie robili.
To są chwyty PR-owskie i nie wszystkim muszą się podobać. Poza tym nie mają większego znaczenia.
W takim razie po co w ogóle o tym opowiadać?
Widocznie PR-owcy mu tak podpowiadają, a on sam tego nie selekcjonuje. To sprawa wyczucia. Napieralski wybiera chwyty propagandowe, bo uwierzył, że PR jest bardzo ważnym czynnikiem kreślenia wizerunku.
Pan uważa, że to błąd?
Mam na ten temat nieco inne zdanie niż lider SLD. Oczywiście nie przeszkadza mi, że Napieralski rozdaje jabłka, bo istotne tak naprawdę jest to, jak będzie przygotowany do funkcji państwowych. I dla mnie ważne jest to, czy wystarczająco mocno się do tego przykłada.
A przykłada się odpowiednio mocno?
Myślę, że nieustannie powinien robić więcej.
SLD jeszcze nigdy nie współrządziło jako mniejszy partner w koalicji. Warto za wszelką cenę do tego dążyć?
Ale przecież nie wiadomo, czy SLD będzie tym mniejszym partnerem.
Niewiele wskazuje na to, byście przegonili PiS i PO.
Jeśli będziemy tym mniejszym w koalicji, to wtedy zobaczymy. Na pewno wtedy nie będzie mowy o stanowisku premiera dla kandydata Sojuszu.
Współrządzenie z prawicą się opłaci?
Trudno powiedzieć. Rachunek nie musi być jednoznaczny. Okaże się po czasie. Natomiast mało jest w politycznym świecie przykładów rezygnacji z możliwości, które wynikają z wyniku wyborów, a które dają udział we władzy. Myślę, że młoda ekipa SLD na pierwszym miejscu będzie stawiać dostęp do władzy, a kalkulacje przyszłych skutków będą na dalszym planie.
Z kim Sojusz powinien wejść w koalicję?
To pytanie pozostające w sferze spekulacji. Na razie nie ma wystarczających danych, by o tym mówić.
Wyobraża pan sobie koalicję z Jarosławem Kaczyńskim?
To niemożliwe, zwłaszcza jeżeli mówimy konkretnie o tej osobie.
A gdyby w PiS-ie nie było Kaczyńskiego?
Koalicja byłaby mało prawdopodobna.
Bo?
Za duże byłoby rozdarcie wewnątrz obu partii. Chyba, że w trakcie najbliższych miesięcy wydarzyłyby się jakieś sensacje polityczne, zwroty akcji czy oczyszczenia. A tego nie przewiduję.
Nie jest pan jednak wyznawcą radykalnego antypisizmu.
Nie. Polityka to gra o władzę. Zasady moralne i pragmatyka muszą być, ale nie można z góry wykluczać żadnych rozwiązań.
Czyli koalicja z PiS jednak byłaby możliwa.
To akurat wykluczam, bo na razie okoliczności są niezmienne.
Koalicja PO-SLD?
Tak, ale pod warunkiem, że PO wyrzeknie się swojej wyniosłej postawy, robienia łaski i przestanie się zachowywać imperialnie przedstawiając się jako partia, która nie ma z kim przegrać. To musiałaby być koalicja oparta na partnerstwie, a nie podporządkowaniu. Jeśli taka będzie, to możemy wiele zdziałać.
A trójkąt PO-SLD-PSL?
Możliwe. PSL przyzwyczaił, że potrafi się wpasować w każdą koalicję.
Wróćmy na ziemię. Rośnie zadłużenie, widać poważny kryzys systemu emerytalnego, a SLD prowadzi ofensywę wymierzoną w Komisję Majątkową, mówi o równouprawnieniu i aborcji. Tego oczekują wyborcy?
Jest pewien kanon reguł, które SLD wyznaje i które głosi. To wyraz naszej konsekwencji w programowych dążeniach. Natomiast bardzo brakuje mi wciąż wykładni dążeń gospodarczych i dążeń w zakresie funkcjonowania państwa. Sojusz musi się tych kanonów dorobić, podobnie jak kanonu związanego z człowiekiem, jego szansami i spełnianiem się jako jednostki w społeczeństwie. Tu są poważne zaległości, ale oczekuję, że Sojusz wkrótce wyjdzie z czymś nowym i słusznym.
Ile czasu zostało, żeby wyjść z „czymś słusznym"?
Mamy czas do wyborów.
Zdążycie?
Zdążymy na pewno. Zespoły pracują i lada moment mają wyjść z tezami programowymi na kampanię. I to będzie wykładnia. Dziś jest zresztą fatalna maniera, że coraz mniej przykłada się wagi do programów, bo ludzie nie wierzą, że politycy poniosą konsekwencję swoich niespełnionych obietnic. Teraz liczy się przede wszystkim wizerunek, skróty myślowe i to w prostej linii prowadzi do spłycenia demokracji i myślenia politycznego.
Ja im się nie dziwię. Mają niewiele podstaw, by wierzyć w obietnice polityków.
Oczywiście, nie ma im się co dziwić. Politycy odrywają się od społeczeństwa i traktują je jak tło dla siebie. Potem przypominają sobie o nim przed wyborami. Tak było przez cały czas kształtowania się w Polsce demokracji.
Nie wierzę, że jeśli wybory wygra SLD, to lewicowy rząd spełni wszystkie obietnice, które złoży w kampanii.
Dlatego nie należy składać zbyt wielu obietnic. Ale to, co się obieca, powinno być zrealizowane w 100 procentach.