Służby mogą wszystko
W styczniowym wystąpieniu RPO podkreślała, że operatorzy mają obowiązek udostępniania służbom specjalnym danych o lokalizacji abonenta i jego połączeniach telefonicznych "w każdym przypadku, gdy się o to zwrócą" - i to bez żadnej "zewnętrznej kontroli". Nie muszą uzyskiwać na to zgody sądu - jak jest to konieczne przy stosowaniu tzw. kontroli operacyjnej (podsłuchy, podgląd, kontrola korespondencji). Przy billingach służby nie są też związane warunkami, które muszą spełnić przy "kontroli operacyjnej" - jest ona możliwa tylko, jeśli "inne środki okazały się bezskuteczne" i może dotyczyć wyłącznie ściśle określonych przestępstw.
RPO zwracała uwagę, że istotna część danych telekomunikacyjnych gromadzonych przez służby nie podlega zniszczeniu nawet wtedy, gdy okazały się one nieprzydatne. Lipowicz podkreślała, że prawo nie przewiduje wyłączeń od zasady swobodnego dostępu służb do billingów żadnej kategorii użytkowników, choć mogą być one objęte tajemnicą notarialną, adwokacką, radcy prawnego, lekarską lub dziennikarską.
Zaczęło się od "Gazety"
W lutym sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych mówił, że rząd nie będzie bronił obecnego stanu prawnego w sprawie billingów. Dodawał, że odpowiedź kancelarii premiera na list RPO powinna być gotowa w pierwszym tygodniu marca.
Sprawa swobodnego dostępu przez tajne służby do billingów obywateli stała się głośna po publikacji "Gazety Wyborczej" w październiku 2010 r. Napisała ona, że w latach 2005-2007 służby sięgały do operatorów po billingi i logowania telefonów, by ustalić źródła informacji dziennikarzy krytykujących ówczesne władze; ma tak się dziać także dziś. Media podkreślały, że swobodny wgląd w billingi reporterów grozi ujawnieniem ich źródeł, które są prawnie chronione.
zew, PAP