Ruch pod żyrandolem

Ruch pod żyrandolem

Dodano:   /  Zmieniono: 
Bronisław Komorowski (fot. WPROST) Źródło: Wprost
Prezydent Komorowski zarzucił sieć i cierpliwie czeka. Kłopoty i pech innych rybaków dają nadzieję na niezły połów.
Dwie dekady temu Lech Wałęsa musiał zostać prezydentem, bo taki to był czas. Ale do żadnych wzorców ten niekonwencjonalny polityk nigdy nie  przystawał, więc z jego doświadczeń pożytek niewielki. Aleksander Kwaśniewski prezydentem pewnie już zostać nie musiał – ale został, bo  był politykiem świeżym i rzutkim, a nade wszystko potrafił stworzyć miraż porozumienia między Polakami. Z kolei Lech Kaczyński został prezydentem jako alter ego swego brata – konsekwentnego tropiciela postkomunistycznej deprawacji w Polsce.

Na ich tle Bronisław Komorowski prezentuje się bardziej niż skromnie. Do Pałacu Prezydenckiego został wyniesiony jako nominat Platformy Obywatelskiej. I to nominat zastępczy, któremu przypadł wakat po rezygnującym z „żyrandola" Donaldzie Tusku. Wskazany głównie dlatego, że jawił się jako polityk bierny, przewidywalny, przywiązany bardziej do ceremoniału niż podkreślający własną autonomię.

Pierwsze miesiące prezydentury potwierdzały te  intuicje. Teraz coś się jednak zmienia. A wszystko dlatego, że autorytet Donalda Tuska – w Platformie, ale i  wśród wyborców – nieco się nadkruszył. Popularność premiera słabnie, a  partia rządząca nie może już być pewna wysokiego zwycięstwa w jesiennych wyborach. I nawet jeśli ostatnio nastąpiło pewne uspokojenie, nie należy mieć złudzeń: przy okazji tworzenia list wyborczych napięcia powrócą ze  zdwojoną siłą.

Kryzys w obozie władzy wpływa na pozycję prezydenta Komorowskiego. Im słabszy Tusk, tym mocniejszy Komorowski, im bardziej chybotliwa rządowa łódź, tym bardziej potrzebna prezydencka kotwica. Ale  czy prezydentowi starczy politycznych talentów, by wykorzystać dobrą koniunkturę?

Cały tekst Rafała Kalukina o prezydencie Bronisławie Komorowskim już w poniedziałkowym Wprost