Prof. Sablik podkreślił, że liczba Pi jest tylko pretekstem do promowania nauk ścisłych wśród młodzieży, jej rodziców i dziadków. Naukowiec przypomniał, że rynek pracy odczuwa już przesyt humanistów, tymczasem absolwenci kierunków ścisłych mogą cały czas liczyć na dobrze płatną pracę. Święto liczby Pi ma służyć walce ze stereotypem, zgodnie z którym matematyka to trudny i nudny przedmiot. Według prof. Sablika, przyczyną szkolnych niepowodzeń z matematyki są: brak systematycznej pracy i wynikające z tego zaległości, które trudno szybko odrobić. - Matematyka to jest bardzo wymagająca kochanka, jeżeli raz ją porzucić, potem nie można do niej wrócić. To prawdziwa przyczyna wszelkich problemów w szkole, które potem przekładają się na zaległości. Potem to jest często nie od odrobienia w tak krótkim czasie jak by się chciało i jest nieuchronnie skazane na porażkę. Trzeba by być geniuszem, by przerobić program szkoły średniej w tydzień przed maturą - tłumaczył dziekan Wydziału Matematyki, Fizyki i Chemii Uniwersytetu Śląskiego.
- Nawet tabliczki mnożenia ludzie nie znają, bo mają przecież kalkulator, a tabliczka mnożenia - jakkolwiek wstrętna, ja też jej nie lubiłem - rozwija i ćwiczy pamięć. Bardzo mądry profesor powiedział mi kiedyś, że talent na matematyce to jest 5 proc., potem 10 proc. to jest szczęście, a pozostałe 85 proc. to jest praca. Tak to wygląda, nawet w przypadku wielkich matematyków - podsumował prof. Stablik.
PAP, arb