"Poza tym, jak dzieje się to w umysłach dyktatorów negujących rzeczywistość albo tracących z nią kontakt, wciąż uważa się za kochanego przez naród, który atakuje przy pomocy czołgów i najemników" - pisze największa włoska gazeta. Kładzie nacisk na to, że obecna operacja libijska różni się od ">humanitarnych bombardowań< z niedalekiej przeszłości".
"Po pierwsze, nie jest to inwazja, tylko interwencja wycelowana i ograniczona, której celem jest niedopuszczenie do przelewu krwi jeszcze przed dyskusją o politycznych rozwiązaniach" - podkreśla włoski dziennik, Przypomina następnie, że operacja ma "gwarancje" Rady Bezpieczeństwa ONZ i zgodę Ligi Arabskiej.
"To zasługa francuskiego prezydenta Sarkozy'ego, który nie przejmował się zarzutami impulsywności oraz wyborczego protagonizmu i przezwyciężył europejski bezwład, a także amerykańską rezerwę" - ocenia włoski publicysta. Wskazuje następnie: "Lepiej byłoby zobaczyć Europę bardziej zwartą od samego początku". W komentarzu dziennik zwraca uwagę na wielką niewiadomą, jaką jest przyszłość Libii, a także na to, że prawie nic nie wiemy o przywódcach rebelii przeciwko Kadafiemu.
PAP