- Tym artykułem zostało naruszone moje dobre imię i naraziło mnie to też na utratę zaufania jako osoby publicznej. Zaprzeczam wszelkim informacjom o zasięganiu w sposób nieuprawniony wiedzy o współpracownikach Donalda Tuska i innych politykach. Dziennikarka nawet nie próbowała skontaktować się ze mną, zapoznać z moim stanowiskiem, aby zweryfikować to, co mówił Kaczmarek - oburzał się Ziobro. Zdaniem byłego ministra sprawiedliwości, a obecnie eurodeputowanego PiS, powszechnie wiadome jest, że między nim a Kaczmarkiem jest ostry spór. - Kaczmarek dwukrotnie odgrażał się w rozmowie ze mną, jeszcze przed przedstawieniem mu zarzutów o składanie fałszywych zeznań w śledztwie dotyczącym przecieku z akcji CBA, że nie zawaha się przed niczym, jeśli będzie chciał ktoś zaszkodzić jemu i jego rodzinie - zeznał Ziobro. Były szef resortu sprawiedliwości podkreślił, że Kaczmarek jest też osobą niewiarygodną. - Ponad wszelką wątpliwość kłamał podczas wspomnianego śledztwa - dodał.
- Nawet z perspektywy czasu uważam, że dochowałam wszelkich zasad rzetelności, pisząc ten artykuł. To, czy prowadzone są jakiekolwiek działania przeciwko legalnie działającym partiom, jest istotne dla funkcjonowania systemu demokratycznego. Poza tym Janusz Kaczmarek to nie była osoba z ulicy, lecz b. prokurator generalny i szef MSWiA, a więc osoba sprawująca wysokie urzędy - zeznała z kolei dziennikarka "Polityki", Bianka Mikołajewska. Dziennikarka dodała, że przed napisaniem artykułu zeznania Kaczmarka próbowała weryfikować m.in. u Wojciecha Olejniczaka i Radosława Sikorskiego.
PAP, arb