Co muszą napisać kandydaci
W ankiecie kandydaci muszą odpowiedzieć na pytania dotyczące m.in. przebiegu kariery zawodowej, przynależności do partii politycznych, działalności w organizacjach pozarządowych i administracji państwowej. Kolejne pytania dotyczą informacji o członkach rodzin - czy pełnili funkcje w samorządzie i administracji oraz czy kandydowali do parlamentu i z jakich list. Informacje te mają obejmować współmałżonków, rodziców, teściów, rodzeństwo, dzieci oraz życiowych partnerów.
Kandydaci muszą też podać dane majątkowe: zobowiązania finansowe, zasoby pieniężne, papiery wartościowe, akcje, polisy, posiadane nieruchomości, uczestnictwo w spółkach handlowych, spółkach cywilnych, udziały w spółkach handlowych, informacje o prowadzonej działalności gospodarczej oraz uczestnictwo we władzach stowarzyszeń i fundacji. Kandydaci muszą również odpowiedzieć na pytania dotyczące karalności, konfliktów z prawem, w tym postępowań warunkowo umorzonych.
Osoby, które chcą startować z list PO muszą też podać informacje dotyczące swoich zainteresowań oraz udziału w portalach społecznościowych.
Zdjęcie odpowiedzialności z władz partii
Politycy PO nie kryją, że celem ankiety jest zdjęcie z władz partii odpowiedzialności za ewentualne wypłynięcie kompromitujących daną osobę informacji. PO miała bowiem w przeszłości problemy, na przykład, gdy w 2005 roku z partii odeszła jedna z jej liderek Zyta Gilowska, w związku z oskarżeniami o nepotyzm i zatrudnianie swojego syna w biurze poselskim jako eksperta. Z kolei w 2009 r. z PO musiał odejść senator Tomasza Misiak, gdy wyszło na jaw, że jego firma uzyskała zlecenie (pośrednictwo pracy i szkolenia dla zwalnianych stoczniowców) w ramach tzw. specustawy stoczniowej, nad którą wcześniej senator pracował jako szef senackiej komisji gospodarki narodowej. - Teraz, jak wyjdzie na jaw coś negatywnego o danej osobie, to już nie będzie winna za to partia, ale sam kandydat, który tę informację przed nami zataił - powiedział rzecznik klubu PO Krzysztof Tyszkiewicz.
Pitera zachwala
Także Pitera podkreśla, że nie można kazać odpowiadać partii politycznej za rekomendowanie kandydata niespełniającego warunków, jeżeli władze partii politycznej o tym kandydacie określonych rzeczy nie wiedziały. - Bez takiej ankiety nie sposób wiedzieć, czy wobec kandydata toczą się jakieś sprawy karne, czy ma jakieś zobowiązania. Tego nikt nie może wiedzieć z powietrza - zaznaczyła. Według niej pomysł ankiety jest więc swego rodzaju odpowiedzią m.in. na krytykę mediów, że partie polityczne nie zawsze rekomendują ludzi, którzy spełniają warunki stawiane funkcjonariuszom publicznym.
Pitera nie chciała mówić, jakie informacje z ankiety mogą być szczególnie brane pod uwagę, czy wręcz dyskwalifikujące dla kandydata. Zaznaczyła jednak, że ankieta będzie mieć poważny wpływ na decyzje władz partii przy układaniu list wyborczych. - Taki jest tego cel - dodała. Podkreśliła, że zwłaszcza istotne będą informacje dotyczące aktywności politycznej, czy zatrudnienia w administracji członków rodzin. Dodała, że niedopuszczalne są bowiem sytuacje tworzenia rodzinnych klanów politycznych. - Jeżeli ktoś startuje do Sejmu, a okaże się, że jeszcze ma licznych członków rodziny, którzy są pousadzani w polityce, to rodzi to podejrzenia o polityczny nepotyzm - stwierdziła.
Wedłu niej istotną częścią ankiety jest konieczność poinformowania władz partii o ewentualnych konfliktach z prawem, co jej zdaniem, odstraszy osoby, które chciałyby schować się za immunitetem parlamentarnym. - Takie osoby pewnie się wycofają i nie złożą takiej ankiety - oceniła. Dodała, że celem ankiety jest także ochrona kandydatów przed negatywnymi "kampaniami szeptanymi", które mają na celu zdyskredytowanie konkurencji. - To pomoże objąć ochroną pomawiane osoby - podkreśliła.
pap, ps