Od kilku lat w Ministerstwie Spraw Wewnętrznych i Administracji toczy się dyskusja jak rozwiązać problem niebezpiecznych i atakujących ludzi psów, których nie ma na liście ras uznawanych za agresywne. Chodzi głównie o amstafy i mieszańce. To właśnie z ich udziałem dochodzi najczęściej do groźnych pogryzień. Psy mieszane częściej pochodzą z nielegalnych hodowli, nie są poddawane odpowiedniemu szkoleniom, zdarza się, że właściciele sami uczą je agresywnych zachowań. Mimo to MSWiA nie przewiduje zaostrzenia przepisów dotyczących mieszańców i amstafów.
Nabycie psa umieszczonego na liście ras uchodzących za agresywne, wymaga dziś jedynie złożenia wniosku do urzędu miasta z załączeniem informacji o pochodzeniu zwierzęcia, rasie, wieku oraz oświadczeniem, w jakich warunkach będzie ono przetrzymywane. Właściciel nie przechodzi jednak badań psychologicznych, nie jest też pouczany jak układać trudnego psa. - Często ludzie biorą takiego psa do domu bez świadomości, że ich życie zmieni się na następne kilkanaście lat, bo rasy z większą skłonnością do agresji, wymagają większego wysiłku w ich wychowaniu. Niestety są i tacy, którzy leczą pupilem swoje kompleksy i chcą mieć w ręku miecz w postaci psa - ubolewa Piotr Jaworski z Towarzystwa Opieki nad Zwierzętami.