Długi weekend premiera

Długi weekend premiera

Dodano:   /  Zmieniono: 
Donald Tusk (fot. Wprost) Źródło: Wprost
Trzy i pół roku w rządzie. niemal nieustannie w samolocie między Gdańskiem a warszawą. Weekendy długości od trzech i pół do czterech dni. Polski premier nawet kryzysami w państwie zarządza z Trójmiasta, a rządowe samoloty traktuje jak taksówki.
Październik 2001 r., początek czwartej kadencji Sejmu. Posłowie wybierają Józefa Oleksego na marszałka. Jednym z jego zastępców zostaje Donald Tusk. Spotykają się tuż po głosowaniu. – Jestem niekonfliktowy. Nie będę robił panu problemów, możemy się nawet zaprzyjaźnić – mówi podobno Tusk. – Tylko niech mi pan nie daje roboty na piątki, soboty i  niedziele. Chciałbym spędzać weekendy w Trójmieście. Tam mam rodzinę, przyjaciół, tam gram w piłkę.

Stawia na swoim. Oczarowany szczerością przyszłego premiera Oleksy, rozpisując prowadzenie obrad, stara się zostawić Tuskowi wolne piątki.

Tę anegdotę sprzed lat przytoczył kiedyś tygodnik „Wprost", lubią ją opowiadać w Sejmie politycy lewicy. Anegdota przypomina nam się w jeden z  pierwszych piątków marca. Nudzimy się na Okęciu, czekając na samolot. Z  hali odlotów roztacza się panorama na rządowe maszyny obsługiwane przez 36. lotniczy specpułk. Mija 14, gdy z rzędu pomalowanych na biało i  czerwono samolotów odlepia się embraer 175 z napisem „Republic of  Poland". Dostojnie kołuje na start. Ciekawość przypadkowych widzów: kto leci samolotem? Pasażerowie z nosami przyklejonymi do szyby zawzięcie dyskutują. Też jesteśmy ciekawi, więc po weekendzie sprawdzamy: nikt z  rządu, Sejmu, Senatu i Kancelarii Prezydenta nie miał tego dnia zagranicznej wizyty. Własnymi kanałami ustalamy, że Embraer 175 wiózł Donalda Tuska do domu, do Trójmiasta.

O premierze Donaldzie Tusku czytaj w poniedziałkowym Wprost