Przed wyborami parlamentarnymi w roku 2007 wydawało się, że koalicja Platformy Obywatelskiej, Polskiego Stronnictwa Ludowego i obozu lewicowo-demokratycznego, działającego pod szyldem Lewicy i Demokratów, jest nieunikniona. Taka koalicja byłaby wówczas koalicją strachu przed Prawem i Sprawiedliwością. Jednak wkrótce po wyborach koalicja SLD z PD rozpadł się i Centrolew odszedł w niebyt.
Grzegorz Napieralski osiągnął w ubiegłym roku niespodziewanie dobry wynik w wyborach prezydenckich – zdobył prawie 14 procent głosów w pierwszej turze. Lewica chce poprawić ten wynik w tym roku, wykorzystując zmęczenie wyborców konfliktem pomiędzy PO i PiS-em, szarpaniną smoleńską i bezwładem politycznym obecnego rządu. Lewica wciąż pozostaje trzecią siłą polityczną w Polsce i wciąż ma duże szanse na wejście w skład koalicji rządowej. Problem polega jednak na tym, że niewiele wynika z tego wszystkiego dla wyborców.
Zdefiniowane wyborców lewicowych i wartości jakim hołdują jest dziś dość trudne – i nie dotyczy to tylko Polski. W sferze przekazu medialnego funkcjonuje jeszcze podział na postkomunistów i postsolidarnościowców, ale w realnym życiu podział ten jest już praktycznie zatarty. Pamiętajmy, że od roku 1981, kiedy faktycznie rozpoczął się schyłek komunizmu, w dorosłe życie, z prawami do głosowania, weszły dwa pokolenia Polaków, dla których podział na "my i oni" ma zupełnie inny wymiar.
Lewica wciąż szuka swojej tożsamości. Grzegorz Napieralski mówi wprawdzie wiele o drodze , na jaką powinien wkroczyć Sojusz, ale jest to zabawa czysto retoryczna. Szef SLD jest zauroczony hiszpańską lewicą i jej szefem, Jose Luisem Zapatero. Tak naprawdę jest to jednak zainteresowanie na pokaz, bo w polityce krajowej Napieralski opierał się do tej pory na elektoracie postpeerelowskim i na związkach zawodowych. Nuta liberalizmu społecznego pojawiła się w jego wypowiedziach stosunkowo niedawno. I nie jest to coś, na czym można zbudować nośny program społeczny. Antyklerykalizm, związki partnerskie, in vitro - to tematy ważne, które powinny zajmować eksponowane miejsce w programie, ale podobnie jak na Zachodzie, wyborców bardziej interesują problemy ekonomiczne i socjalne. A tu SLD nie prezentuje nic, co odróżniałoby ją od PiS.
Paradygmatem, na jakim powinna się skupić polska lewica jest otwartość światopoglądowa państwa, idąca w parze z liberalizmem ekonomicznym. Oparty na tych filarach program może dać lewicy szansę na wejście do wielkiej polityki i pozyskanie niezdecydowanego elektoratu liberalnego, młodego, inteligenckiego - czyli klasy średniej. To wymaga jedna stworzenia programu, który wyraźnie odróżniałby lewicę zarówno od Platformy Obywatelskiej, jak i od Prawa i Sprawiedliwości. Dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego, znawca doktryn lewicowych, twierdzi, że powodzenie lewicy zależy od tego, jak mocno będzie się ona różniła od PO. Według niego SLD, a co za tym idzie cała lewica, powinny pójść w stronę czystego socjalizmu, akcentując sprawy socjalne i roszczeniowe społeczeństwa. Problem w tym, że oznaczałoby to zbliżenie programowe z Prawem i Sprawiedliwością.
We współczesnym politycznym mainstreamie tożsamość lewicowa, realizowana w sferze ekonomicznej, już dawno umarła. W Polsce umarła wraz z wprowadzeniem reform gospodarczych autorstwa Leszka Balcerowicza, prywatyzacją gospodarki, rozpadem struktur państwowych gospodarstw rolnych i osłabieniem roli związków zawodowych. Dziś tożsamość lewicowa może być realizowana tylko w sferze światopoglądowej i kulturowej. Tylko czy jest ktoś, kto potrafi zbudować taki projekt?
Polska lewica cierpi od dawna na uwiąd intelektualny. Sławomir Sierakowski stworzył wokół "Krytyki Politycznej" ciekawy projekt kulturalny, dyskusyjny i wydawniczy. Jego kwartalnik, a także kluby rozsiane po całej Polsce, stały się miejscem ożywionych dyskusji i wymiany myśli. Sierakowski jest jednym z nielicznych publicystów, który podejmują kwestie ideologiczne o rysie lewicowym po roku 1989 w polskiej polityce. Problem w tym, że młody szef "Krytyki Politycznej" nie zbudował jeszcze żadnego programu – i nie ma wehikułu, na którym mógłby wjechać na scenę polityczną.
Kluczowym zagadnieniem dla lewicy w sferze społecznej powinna być wrażliwość zbiorowości, rozumiana jednak nie jako czysta, prosta reaktywność na hasła i postulaty roszczeniowe, takie jak żądania związkowców, lecz jako uruchomienie takich mechanizmów państwa i prawa, przy których dostęp do pracy, nauki, ochrony zdrowia był dla wszystkich jednakowy. Nie da się tego zrobić w sposób administracyjny – konieczna jest do tego gruntowna przebudowa prawa, w tym gospodarczego. Reformy służby zdrowia, jej komercjalizacja, systemy ubezpieczeń, prawo do jednakowego dostępu do kształcenia wyższego, interesy grup dyskryminowanych, w tym niepełnosprawnych - to powinny być cele lewicowej polityki. Lewica realizując hasło wrażliwości społecznej musi się jednak wyrzec populizmu i musi odejść od radosnego rozdawnictwa. To oznacza ograniczenie udziału państwa w gospodarce. Lewica powinna postawić ma liberalną gospodarkę, gdzie każdy będzie miał swobodny, wolny dostęp nie tylko do pracy ale i działalności gospodarczej. Lewica musi mieć po prostu własny liberalny program gospodarczy.
Zdaję sobie sprawę, że przekazy ideowe i programowe w polskiej polityce, opanowanej przez PR i wizerunkowe narracje sprzedają się trudno. Łatwiej zaskoczyć i zdobyć wyborców spektakularnym transferem polityka, czy medialnym spektaklem. Lewica musi jednak zbudować sobie na nowo trwały i twardy elektorat, poprzez przemyślane działania programowe. Jeżeli tego nie zrobi, to po spodziewanym dobrym wyniku wyborczym, wejdzie do koalicji rządowej - i może za kilka lat skończyć jak Samoobrona czy LPR.
Zdefiniowane wyborców lewicowych i wartości jakim hołdują jest dziś dość trudne – i nie dotyczy to tylko Polski. W sferze przekazu medialnego funkcjonuje jeszcze podział na postkomunistów i postsolidarnościowców, ale w realnym życiu podział ten jest już praktycznie zatarty. Pamiętajmy, że od roku 1981, kiedy faktycznie rozpoczął się schyłek komunizmu, w dorosłe życie, z prawami do głosowania, weszły dwa pokolenia Polaków, dla których podział na "my i oni" ma zupełnie inny wymiar.
Lewica wciąż szuka swojej tożsamości. Grzegorz Napieralski mówi wprawdzie wiele o drodze , na jaką powinien wkroczyć Sojusz, ale jest to zabawa czysto retoryczna. Szef SLD jest zauroczony hiszpańską lewicą i jej szefem, Jose Luisem Zapatero. Tak naprawdę jest to jednak zainteresowanie na pokaz, bo w polityce krajowej Napieralski opierał się do tej pory na elektoracie postpeerelowskim i na związkach zawodowych. Nuta liberalizmu społecznego pojawiła się w jego wypowiedziach stosunkowo niedawno. I nie jest to coś, na czym można zbudować nośny program społeczny. Antyklerykalizm, związki partnerskie, in vitro - to tematy ważne, które powinny zajmować eksponowane miejsce w programie, ale podobnie jak na Zachodzie, wyborców bardziej interesują problemy ekonomiczne i socjalne. A tu SLD nie prezentuje nic, co odróżniałoby ją od PiS.
Paradygmatem, na jakim powinna się skupić polska lewica jest otwartość światopoglądowa państwa, idąca w parze z liberalizmem ekonomicznym. Oparty na tych filarach program może dać lewicy szansę na wejście do wielkiej polityki i pozyskanie niezdecydowanego elektoratu liberalnego, młodego, inteligenckiego - czyli klasy średniej. To wymaga jedna stworzenia programu, który wyraźnie odróżniałby lewicę zarówno od Platformy Obywatelskiej, jak i od Prawa i Sprawiedliwości. Dr Rafał Chwedoruk z Uniwersytetu Warszawskiego, znawca doktryn lewicowych, twierdzi, że powodzenie lewicy zależy od tego, jak mocno będzie się ona różniła od PO. Według niego SLD, a co za tym idzie cała lewica, powinny pójść w stronę czystego socjalizmu, akcentując sprawy socjalne i roszczeniowe społeczeństwa. Problem w tym, że oznaczałoby to zbliżenie programowe z Prawem i Sprawiedliwością.
We współczesnym politycznym mainstreamie tożsamość lewicowa, realizowana w sferze ekonomicznej, już dawno umarła. W Polsce umarła wraz z wprowadzeniem reform gospodarczych autorstwa Leszka Balcerowicza, prywatyzacją gospodarki, rozpadem struktur państwowych gospodarstw rolnych i osłabieniem roli związków zawodowych. Dziś tożsamość lewicowa może być realizowana tylko w sferze światopoglądowej i kulturowej. Tylko czy jest ktoś, kto potrafi zbudować taki projekt?
Polska lewica cierpi od dawna na uwiąd intelektualny. Sławomir Sierakowski stworzył wokół "Krytyki Politycznej" ciekawy projekt kulturalny, dyskusyjny i wydawniczy. Jego kwartalnik, a także kluby rozsiane po całej Polsce, stały się miejscem ożywionych dyskusji i wymiany myśli. Sierakowski jest jednym z nielicznych publicystów, który podejmują kwestie ideologiczne o rysie lewicowym po roku 1989 w polskiej polityce. Problem w tym, że młody szef "Krytyki Politycznej" nie zbudował jeszcze żadnego programu – i nie ma wehikułu, na którym mógłby wjechać na scenę polityczną.
Kluczowym zagadnieniem dla lewicy w sferze społecznej powinna być wrażliwość zbiorowości, rozumiana jednak nie jako czysta, prosta reaktywność na hasła i postulaty roszczeniowe, takie jak żądania związkowców, lecz jako uruchomienie takich mechanizmów państwa i prawa, przy których dostęp do pracy, nauki, ochrony zdrowia był dla wszystkich jednakowy. Nie da się tego zrobić w sposób administracyjny – konieczna jest do tego gruntowna przebudowa prawa, w tym gospodarczego. Reformy służby zdrowia, jej komercjalizacja, systemy ubezpieczeń, prawo do jednakowego dostępu do kształcenia wyższego, interesy grup dyskryminowanych, w tym niepełnosprawnych - to powinny być cele lewicowej polityki. Lewica realizując hasło wrażliwości społecznej musi się jednak wyrzec populizmu i musi odejść od radosnego rozdawnictwa. To oznacza ograniczenie udziału państwa w gospodarce. Lewica powinna postawić ma liberalną gospodarkę, gdzie każdy będzie miał swobodny, wolny dostęp nie tylko do pracy ale i działalności gospodarczej. Lewica musi mieć po prostu własny liberalny program gospodarczy.
Zdaję sobie sprawę, że przekazy ideowe i programowe w polskiej polityce, opanowanej przez PR i wizerunkowe narracje sprzedają się trudno. Łatwiej zaskoczyć i zdobyć wyborców spektakularnym transferem polityka, czy medialnym spektaklem. Lewica musi jednak zbudować sobie na nowo trwały i twardy elektorat, poprzez przemyślane działania programowe. Jeżeli tego nie zrobi, to po spodziewanym dobrym wyniku wyborczym, wejdzie do koalicji rządowej - i może za kilka lat skończyć jak Samoobrona czy LPR.