Poseł zostanie skazany? Prokuratura żąda kary 1,5 roku więzienia

Poseł zostanie skazany? Prokuratura żąda kary 1,5 roku więzienia

Dodano:   /  Zmieniono: 
Jan Widacki (fot. WPROST) Źródło: Wprost
Kary półtora roku więzienia w zawieszeniu na dwa lata i dwuletniego zakazu wykonywania zawodu adwokata żąda prokurator dla posła, prof. Jana Widackiego, oskarżonego o utrudnianie procesu i prac komisji ds. PKN Orlen.
Przed Sądem Okręgowym Warszawa-Praga dobiegł końca proces karny, w którym Widacki jest oskarżony o nakłanianie lobbysty Marka Dochnala do wycofania się z zeznań obciążających biznesmena Jana Kulczyka, złożonych przed sejmową komisją śledczą ds. PKN Orlen. Białostocka prokuratura oskarżyła też Widackiego, że jako obrońca jednego z oskarżonych w procesie tzw. gangu Ala Capone przekazywał z więzienia grypsy dla rodziny. Widacki miał również nakłaniać jeszcze inną osobę do składania fałszywych zeznań.

Razem z Widackim oskarżonych zostało pięcioro kryminalistów i członków ich rodzin, którzy wraz z adwokatem mieli uczestniczyć w procederze utrudniania procesów. Prokurator Jarosław Walędziak zażądał dla nich kar po 10 miesięcy więzienia.

Obrońcy Widackiego wnieśli przed sądem o uniewinnienie go ze wszystkich zarzutów. Podobnie jak ich klient uważają je za bezpodstawne, a cały proces uruchomiony za czasów rządów PiS uznają za odwet tej ekipy na Widackim, który niejednokrotnie krytykował metody sprawowania władzy przez rząd Jarosława Kaczyńskiego.  - Całe Śledztwo było prowadzone tendencyjnie, na polityczne zamówienie PiS - mówił mec. Andrzej Patela, pierwszy z obrońców Widackiego. Jego zdaniem, kara w zawieszeniu i zakaz wykonywania zawodu dla kogoś takiego jak Widacki, to "śmierć cywilna". Patela zaznaczył, że zeznania świadków - kryminalistów, którzy mówili w śledztwie i przed sądem to, czego oczekiwali przesłuchujący - zostały w całości zdyskredytowane.

- Kraj liże rany po latach 2005-2007 - ocenił drugi z obrońców Widackiego, mec. Jan Kulisiewicz. Przypomniał, że jeden z oskarżających Widackiego kryminalistów, który następnie przyznawał, iż był do tego nakłaniany przez funkcjonariuszy państwowych, otrzymywał za to gratyfikację od policji, a także od rodziny Dochnala. Media pisały wtedy, że Sławomir R. był często odwiedzany w areszcie przez wiceprokuratora generalnego w rządzie PiS Jerzego Engelkinga. Sam R. odwołał na procesie zeznania obciążające Widackiego i określił je jako "bzdury w 99 procentach". Oświadczył też, że nie chce mówić o kulisach sprawy, bo boi się o swe życie. 

- Profesor Widacki to mój nauczyciel. Uczył mnie, że nigdy nie wolno adwokatowi korzystać z podstawionych świadków lub nakłaniać do fałszywych zeznań. Szkoda, że nie miał kto nauczyć tego niektórych prokuratorów - mówił trzeci z obrońców, mecenas Tomasz Wójcik.

Jan Widacki ma 61 lat i jest posłem Demokratycznego Koła Poselskiego, profesorem prawa i adwokatem. W latach 90. był wiceszefem MSW i ambasadorem RP na Litwie. W swej praktyce adwokackiej bronił m.in. oskarżonego o zabójstwa mężczyznę o pseudonimie Inkasent (ta głośna sprawa skończyła się uniewinnieniem), a także funkcjonariuszy SB oskarżonych o utrudnianie śledztwa w sprawie zabójstwa Stanisława Pyjasa (tu zapadły wyroki skazujące). Był też pełnomocnikiem szefa Optimusa Romana Kluski.

PAP, arb