Prezydent Wenezueli Hugo Chavez na prośbę wojska złożył dymisję - ogłosił w telewizji jeden z najwyższych dowódców sił zbrojnych tego kraju generał Lucas Rincon.
Wojsko przejęło kontrolę nad rządową telewizją, lotniskiem i kluczowymi instytucjami. Część współpracowników obalonego prezydenta zbiegło do sąsiednich państw.
Po złożeniu dymisji prezydent Hugo Chavez opuścił tuż przed 4.00 czasu lokalnego (10.00 czasu warszawskiego) pałac prezydencki - podała jedna z wenezuelskich stacji radiowych. Według niej Chavez miał zostać przewieziony z pałacu Miraflores do fortu Tiuna, głównej bazy wojskowej w stolicy kraju, Caracas.
Wcześniej z Wenezueli nadchodziły sprzeczne doniesienia o rozwoju wypadków. Minister informacji Teresa Maniglia jeszcze po godzinie 2.00 czasu lokalnego (8.10 czasu warszawskiego) twierdziła, że Chavez jest w pałacu prezydenckim Miraflores i "jeszcze nie podjął żadnej decyzji".
Natomiast agencja Associated Press twierdziła, że pod naciskiem wojska i czwartkowych protestów ulicznych, wręczył on już swoją dymisję delegacji zbuntowanych generałów.
W tym samym czasie szef sztabu generał Efrain Vasquez w swoim wystąpienie na żywo w telewizji oświadczył, że prezydent chce zrezygnować i rozmawia na ten temat w Miraflores z delegacją generałów. "W biurze szefa państwa nie ma żadnych wojskowych" - natychmiast zaprzeczyła minister informacji w rozmowie z AFP.
Już wcześniej zdementowała ona doniesienia miejscowej telewizji Globovision na temat dymisji Chaveza. Zdaniem Globovision, miał on w piątek rano wręczyć swą rezygnację trzem generałom armii i zostać przewieziony do bazy lotniczej pod Caracas.
AP podawała nawet, że z pałacu prezydenckiego wyjechała kolumna samochodów, zmierzająca do podstołecznej bazy lotniczej. W jednej z limuzyn miał znajdować się obalony Chavez, na którego w bazie "La Carlota" miało czeka kilkuset działaczy opozycji, którzy dzień wcześniej demonstrowali przeciwko władzom w Caracas.
Obalenie Chaveza jest efektem wielkiej demonstracji jego przeciwników w Caracas, podczas której doszło do zamieszek i strzelaniny. Zostało w niej zabitych co najmniej 10 osób, a ponad 80 odniosło rany. Wojsko, które objęło władzę, zarzuca Chavezowi brutalne stłumienie demonstracji.
Panikę wywołała wymiana ognia między policją a niezidentyfikowanymi strzelcami wyborowymi działającymi na dachach domów. Gdy blisko pół miliona demonstrantów znalazło się o kilka przecznic od pałacu prezydenckiego Miraflores, policja użyła gazów łzawiących.
Zamieszki zaczęły się w trakcie przemówienia radiowo-telewizyjnego Chaveza, który skrytykował jako "nieodpowiedzialne" i "wywrotowe" proklamowanie bezterminowego strajku powszechnego przez pracodawców i związkowców, którzy zorganizowali również czwartkową demonstrację.
Chavez, szermujący lewicowo-populistycznymi sloganami były spadochroniarz, pozostaje u władzy od 1998 roku. Opozycja wobec jego rządów narastała od miesięcy wśród jego przeciwników politycznych, przedsiębiorców, działaczy związkowych, a nawet oficerów sił zbrojnych.
Jego krytycy zarzucają mu niedotrzymanie obietnic przedwyborczych - ograniczenia ubóstwa i powszechnego bezrobocia oraz przestępczości na dużą skalę - oraz usiłowanie narzucenia podobnego do kubańskiego lewicowego stylu rządów. W kraju będącym czwartym eksporterem ropy naftowej na świecie rośnie bezrobocie i armia ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa.
Wenezuelę uważa się za sprzymierzeńca tych państw arabskich, zrzeszonych w OPEC, które optują za ograniczeniem wydobycia ropy w celu utrzymania odpowiednio wysokich cen ropy na świecie. Wenezuelczyk Ali Rodriguez jest sekretarzem generalnym OPEC.
Do roku 1992 o Chavezie nikt nie słyszał. Radykalnie zmieniło się to jednak 4 lutego 1992, kiedy ten podpułkownik spadochroniarzy "zorganizował" kilka czołgów i kilkuset ludzi i podjął próbę wypędzenia ówczesnego prezydenta Carlosa Andresa Pereza z Pałacu Miraflores w Caracas. Dla zdecydowanej większości Wenezuelczyków, którzy nie czerpali żadnych korzyści z boomu naftowego, Chavez stał się idolem i symbolem czystych rąk.
Zanim charyzmatyczny Chavez trafił na dwa lata do więzienia za próbę puczu, zdążył jeszcze powiedzieć w telewizji: "Przegraliśmy, na razie".
Po triumfalnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich w 1998 roku Hugo Chavez wymieniał kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera i premiera W. Brytanii Tony Blaira jako wzorce do naśladowania.
Jednak później populistycznie nastawiony Chavez, który w trakcie kampanii wyborczej deklarował wolę zwalczenia korupcji i stworzenia "humanitarnego systemu gospodarczego", coraz bardziej zrażał swych zwolenników autorytarnym stylem rządzenia, wypadami do Pekinu i Bagdadu, peanami pochwalnymi na cześć libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego i zachwytami nad modelem kubańskim.
Po obaleniu Chaveza, popierany przez wojskowych rząd tymczasowy Wenezueli przewodniczący jednej z tamtejszych organizacji przedsiębiorców, Pedro Carmona, ogłosił, że będzie szefem nowego rządu tymczasowego Wenezueli, a następnie rozwiązał parlament i zdymisjonował wszystkich członków Sądu Najwyższego.
Potwierdził też, że nowe wybory prezydenckie odbędą się w ciągu roku, a przyspieszone wybory parlamentarne - najpóźniej w grudniu. Wyłonione w tym głosowaniu Zgromadzenie Narodowe będzie miało pełnomocnictwa do przeprowadzenia reformy konstytucyjnej.
Decyzje te nowe władze zawarły w specjalnym dekrecie, opublikowanym w piątek wieczorem w Caracas.
Krótko po ogłoszeniu decyzji o rozwiązaniu parlamentu przywódcy 19 krajów Ameryki Łacińskiej, skupionych w Grupie z Rio, potępili obalenie przez wojskowych prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza i oznajmili, że nie są gotowi uznać nowego wenezuelskiego rządu tymczasowego.
Swoje wspólne oświadczenie uzgodnili na nadzwyczajnym spotkaniu, zwołanym w piątek wieczorem w stolicy Kostaryki - San Jose. W imieniu uczestników szczytu dokument ogłosili prezydenci Kostaryki, Chile i Peru - Miguel Angel Rodriguez, Ricardo Lagos i Alejandro Toledo.
les, pap
Po złożeniu dymisji prezydent Hugo Chavez opuścił tuż przed 4.00 czasu lokalnego (10.00 czasu warszawskiego) pałac prezydencki - podała jedna z wenezuelskich stacji radiowych. Według niej Chavez miał zostać przewieziony z pałacu Miraflores do fortu Tiuna, głównej bazy wojskowej w stolicy kraju, Caracas.
Wcześniej z Wenezueli nadchodziły sprzeczne doniesienia o rozwoju wypadków. Minister informacji Teresa Maniglia jeszcze po godzinie 2.00 czasu lokalnego (8.10 czasu warszawskiego) twierdziła, że Chavez jest w pałacu prezydenckim Miraflores i "jeszcze nie podjął żadnej decyzji".
Natomiast agencja Associated Press twierdziła, że pod naciskiem wojska i czwartkowych protestów ulicznych, wręczył on już swoją dymisję delegacji zbuntowanych generałów.
W tym samym czasie szef sztabu generał Efrain Vasquez w swoim wystąpienie na żywo w telewizji oświadczył, że prezydent chce zrezygnować i rozmawia na ten temat w Miraflores z delegacją generałów. "W biurze szefa państwa nie ma żadnych wojskowych" - natychmiast zaprzeczyła minister informacji w rozmowie z AFP.
Już wcześniej zdementowała ona doniesienia miejscowej telewizji Globovision na temat dymisji Chaveza. Zdaniem Globovision, miał on w piątek rano wręczyć swą rezygnację trzem generałom armii i zostać przewieziony do bazy lotniczej pod Caracas.
AP podawała nawet, że z pałacu prezydenckiego wyjechała kolumna samochodów, zmierzająca do podstołecznej bazy lotniczej. W jednej z limuzyn miał znajdować się obalony Chavez, na którego w bazie "La Carlota" miało czeka kilkuset działaczy opozycji, którzy dzień wcześniej demonstrowali przeciwko władzom w Caracas.
Obalenie Chaveza jest efektem wielkiej demonstracji jego przeciwników w Caracas, podczas której doszło do zamieszek i strzelaniny. Zostało w niej zabitych co najmniej 10 osób, a ponad 80 odniosło rany. Wojsko, które objęło władzę, zarzuca Chavezowi brutalne stłumienie demonstracji.
Panikę wywołała wymiana ognia między policją a niezidentyfikowanymi strzelcami wyborowymi działającymi na dachach domów. Gdy blisko pół miliona demonstrantów znalazło się o kilka przecznic od pałacu prezydenckiego Miraflores, policja użyła gazów łzawiących.
Zamieszki zaczęły się w trakcie przemówienia radiowo-telewizyjnego Chaveza, który skrytykował jako "nieodpowiedzialne" i "wywrotowe" proklamowanie bezterminowego strajku powszechnego przez pracodawców i związkowców, którzy zorganizowali również czwartkową demonstrację.
Chavez, szermujący lewicowo-populistycznymi sloganami były spadochroniarz, pozostaje u władzy od 1998 roku. Opozycja wobec jego rządów narastała od miesięcy wśród jego przeciwników politycznych, przedsiębiorców, działaczy związkowych, a nawet oficerów sił zbrojnych.
Jego krytycy zarzucają mu niedotrzymanie obietnic przedwyborczych - ograniczenia ubóstwa i powszechnego bezrobocia oraz przestępczości na dużą skalę - oraz usiłowanie narzucenia podobnego do kubańskiego lewicowego stylu rządów. W kraju będącym czwartym eksporterem ropy naftowej na świecie rośnie bezrobocie i armia ludzi żyjących poniżej granicy ubóstwa.
Wenezuelę uważa się za sprzymierzeńca tych państw arabskich, zrzeszonych w OPEC, które optują za ograniczeniem wydobycia ropy w celu utrzymania odpowiednio wysokich cen ropy na świecie. Wenezuelczyk Ali Rodriguez jest sekretarzem generalnym OPEC.
Do roku 1992 o Chavezie nikt nie słyszał. Radykalnie zmieniło się to jednak 4 lutego 1992, kiedy ten podpułkownik spadochroniarzy "zorganizował" kilka czołgów i kilkuset ludzi i podjął próbę wypędzenia ówczesnego prezydenta Carlosa Andresa Pereza z Pałacu Miraflores w Caracas. Dla zdecydowanej większości Wenezuelczyków, którzy nie czerpali żadnych korzyści z boomu naftowego, Chavez stał się idolem i symbolem czystych rąk.
Zanim charyzmatyczny Chavez trafił na dwa lata do więzienia za próbę puczu, zdążył jeszcze powiedzieć w telewizji: "Przegraliśmy, na razie".
Po triumfalnym zwycięstwie w wyborach prezydenckich w 1998 roku Hugo Chavez wymieniał kanclerza Niemiec Gerharda Schroedera i premiera W. Brytanii Tony Blaira jako wzorce do naśladowania.
Jednak później populistycznie nastawiony Chavez, który w trakcie kampanii wyborczej deklarował wolę zwalczenia korupcji i stworzenia "humanitarnego systemu gospodarczego", coraz bardziej zrażał swych zwolenników autorytarnym stylem rządzenia, wypadami do Pekinu i Bagdadu, peanami pochwalnymi na cześć libijskiego przywódcy Muammara Kadafiego i zachwytami nad modelem kubańskim.
Po obaleniu Chaveza, popierany przez wojskowych rząd tymczasowy Wenezueli przewodniczący jednej z tamtejszych organizacji przedsiębiorców, Pedro Carmona, ogłosił, że będzie szefem nowego rządu tymczasowego Wenezueli, a następnie rozwiązał parlament i zdymisjonował wszystkich członków Sądu Najwyższego.
Potwierdził też, że nowe wybory prezydenckie odbędą się w ciągu roku, a przyspieszone wybory parlamentarne - najpóźniej w grudniu. Wyłonione w tym głosowaniu Zgromadzenie Narodowe będzie miało pełnomocnictwa do przeprowadzenia reformy konstytucyjnej.
Decyzje te nowe władze zawarły w specjalnym dekrecie, opublikowanym w piątek wieczorem w Caracas.
Krótko po ogłoszeniu decyzji o rozwiązaniu parlamentu przywódcy 19 krajów Ameryki Łacińskiej, skupionych w Grupie z Rio, potępili obalenie przez wojskowych prezydenta Wenezueli Hugo Chaveza i oznajmili, że nie są gotowi uznać nowego wenezuelskiego rządu tymczasowego.
Swoje wspólne oświadczenie uzgodnili na nadzwyczajnym spotkaniu, zwołanym w piątek wieczorem w stolicy Kostaryki - San Jose. W imieniu uczestników szczytu dokument ogłosili prezydenci Kostaryki, Chile i Peru - Miguel Angel Rodriguez, Ricardo Lagos i Alejandro Toledo.
les, pap