Racja stanu, racja Stanów

Racja stanu, racja Stanów

Dodano:   /  Zmieniono: 
 
Po jednej stronie europejskie standardy i prawa człowieka. Po drugiej tajemnice wywiadów i praktyka brutalnej wojny. Czy poznamy prawdę o więzieniach CIA w Polsce?
Najważniejsi są reporterzy. Można ich zliczyć na palcach obu rąk. Do  tego jedna polska fundacja. Dwie międzynarodowe organizacje. Dwóch talibów i ich dwóch polskich adwokatów. Trzy międzynarodowe komisje. Dwaj prokuratorzy. Wszyscy od sześciu lat próbują dowieść, że w Polsce istniały tajne więzienia CIA. Po cichu przyznają: być może prawdy nie  dowiemy się nigdy. To zależy od tego, co stanie się dalej z – jak z  upodobaniem powtarzają – „dynamiką prawdy". Na czym polega ta dynamika? – Na tym, że z każdym kolejnym miesiącem dowiadujemy się coraz więcej, rozumiemy, jak to wszystko działało. Pytanie, gdzie się to skończy. – mówi Adam Bodnar, prawnik z Helsińskiej Fundacji Praw Człowieka (tropi więzienia od 2007 r.).

Na początku byli dziennikarze. Gdyby nie oni, zapewne nigdy byśmy się nie  dowiedzieli, że w Polsce istniały więzienia CIA. Mikołaj Pietrzak, adwokat (reprezentuje jednego z byłych więźniów CIA), jest pewien: –  Dziennikarze i organizacje pozarządowe odegrali fundamentalną rolę (Priest dostanie za swój artykuł Nagrodę Pulitzera. W Polsce tekst przechodzi bez echa: na głowie mamy wybory, budowanie koalicji, polityczne roszady między Tuskiem a Kaczyńskim).

Źródłem informacji dziennikarki są anonimowi pracownicy CIA. Trąbienie o  więzieniach jest nie na rękę administracji George’a Busha. Do dziennika wydzwaniają ludzie prezydenta i zaklinają, żeby nie podawać nazw krajów, w których działają więzienia. Nazwisk aresztantów też nie. Wiadomo –  racja stanu. Racja stanu pojawi się w tej opowieści jeszcze wiele razy. „The Washington Post" rozumie rację stanu. Z tym że dzień po artykule gazety organizacja Human Rights Watch precyzuje, że chodzi o Polskę i  Rumunię. Do Polski zjeżdżają zagraniczni dziennikarze.

Paolo Rumiz z Włoch (relacja za miesięcznikiem „Press") zapamięta własne zdziwienie: przyjeżdża w grudniu, miesiąc po tekście w „The Washington Post", a tu żaden z polskich kolegów nie był jeszcze na lotnisku w  Szymanach, na którym miały lądować samoloty z więźniami. Dziennikarze z  dużej polskiej gazety sugerują, że nie warto się zajmować sprawą, nie ma  w niej żadnych dowodów. Fakt. Dowodów nie ma.

Dziennikarka Maria Wiernikowska proponuje TVP zrobienie tego tematu, ale telewizja rezygnuje. Telewizji nie podniecają zbiegi okoliczności – jak ten, że  Jan Kos, który szefuje lotnisku w Szymanach, zostaje potem szefem firmy budowlanej w Iraku, a kiedy zostaje porwany, w sprawę jego uwolnienia mocno angażują się Amerykanie.

O więzieniach CIA w Polsce czytaj w poniedziałkowym Wprost w artykule Wojciecha Cieśli