Obalony prezydent Wenezueli Hugo Chavez, witany przez tysiące zwolenników, powrócił do pałacu prezydenckiego. Pedro Carmona, który zajął jego miejsce ustąpił dzień po zaprzysiężeniu.
"Z pełną odpowiedzialnością, przed narodem, Wenezuelczykami ogłaszam swą rezygnację" - ogłosił Carmona w lokalnym radio. Swą władzę przekazał Zgromadzeniu Narodowemu.
Tuż po jego oświadczeniu przed mikrofonami radia stanął Diosdado Cabello, wiceprezydent za czasów władzy Chaveza i powiedział, że przejmuje przywództwo w kraju, dopóki do Caracas nie powróci Chavez. Lokalna telewizja przeprowadziła relację z jego przysięgi.
Jak oświadczył minister obrony Jose Vicente Rangel, Carmona i kilku wojskowych uczestników puczu przesłuchiwali prokuratorzy w bazie wojskowej Fuerte Tiuna, ale ich nie aresztowano.
Powrót do pałacu prezydenckiego utorowały obalonemu w piątek populiście Hugo Chavezowi tysiące jego zwolenników, którzy w sobotę wylegli na ulice Caracas, żądając jego przywrócenia. Demonstranci zajęli pałac prezydencki, a także siedzibę telewizji. W zamieszkach zginęło dziewięć osób.
Pucz wojskowy, który odsunął od władzy Chaveza, załamał się także wskutek obsadzenia prezydenckiego pałacu Miraflores przez wiernych Chavezowi żołnierzy.
Hugo Chavez powrócił w niedzielę nad ranem czasu lokalnego z karaibskiej wyspy La Orchila, gdzie umieszczono go w piątek po przewrocie. Przed pałacem witały go tysiące jego zwolenników. Prezydent wkroczył do pałacu Miraflores przy dźwiękach wojskowej orkiestry.
W przemówieniu, jakie wygłosił po powrocie do Miraflores, zapowiedział, że nie będzie się mścił na autorach puczu.
"Nie szykuje się żaden odwet, żadne polowanie na czarownice. Nie mam jakiegokolwiek pragnienia zemsty" - powiedział prezydent, wzywając jednocześnie swych zwolenników, by spokojnie powrócili do domów. Podkreślił również, że w trakcie dwudniowego internowania nikt nie zrobił mu krzywdy.
em, pap
Czytaj też: Przerót w Caracas
Tuż po jego oświadczeniu przed mikrofonami radia stanął Diosdado Cabello, wiceprezydent za czasów władzy Chaveza i powiedział, że przejmuje przywództwo w kraju, dopóki do Caracas nie powróci Chavez. Lokalna telewizja przeprowadziła relację z jego przysięgi.
Jak oświadczył minister obrony Jose Vicente Rangel, Carmona i kilku wojskowych uczestników puczu przesłuchiwali prokuratorzy w bazie wojskowej Fuerte Tiuna, ale ich nie aresztowano.
Powrót do pałacu prezydenckiego utorowały obalonemu w piątek populiście Hugo Chavezowi tysiące jego zwolenników, którzy w sobotę wylegli na ulice Caracas, żądając jego przywrócenia. Demonstranci zajęli pałac prezydencki, a także siedzibę telewizji. W zamieszkach zginęło dziewięć osób.
Pucz wojskowy, który odsunął od władzy Chaveza, załamał się także wskutek obsadzenia prezydenckiego pałacu Miraflores przez wiernych Chavezowi żołnierzy.
Hugo Chavez powrócił w niedzielę nad ranem czasu lokalnego z karaibskiej wyspy La Orchila, gdzie umieszczono go w piątek po przewrocie. Przed pałacem witały go tysiące jego zwolenników. Prezydent wkroczył do pałacu Miraflores przy dźwiękach wojskowej orkiestry.
W przemówieniu, jakie wygłosił po powrocie do Miraflores, zapowiedział, że nie będzie się mścił na autorach puczu.
"Nie szykuje się żaden odwet, żadne polowanie na czarownice. Nie mam jakiegokolwiek pragnienia zemsty" - powiedział prezydent, wzywając jednocześnie swych zwolenników, by spokojnie powrócili do domów. Podkreślił również, że w trakcie dwudniowego internowania nikt nie zrobił mu krzywdy.
em, pap
Czytaj też: Przerót w Caracas