Reporter AP dał się nabrać
Internauci, w tym wielu obrońców praw gejów i lesbijek, zarzucają MacMasterowi, że pozbawił wiarygodności prawdziwych ludzi, próbujących informować o życiu pod władzą autorytarnych reżimów. Blog "Lesbijska dziewczyna w Damaszku" zaczął się ukazywać w lutym i natychmiast wzbudził międzynarodowe zainteresowanie. Były tam klipy wideo i wiersze erotyczne, opisy dzieciństwa w Wirginii i życia codziennego lesbijki w Damaszku, informacje o narastającym ruchu protestu przeciwko reżimowi, wyrazy nadziei na Syrię wolną od dyktatorów...
Zainteresowanie świata tymi relacjami "z pierwszej ręki" wynikało i z faktu, że większość zagranicznych dziennikarzy nie może się dostać do Syrii. Reporter Associated Press, który przez miesiąc korespondował z "Aminą Arraf" e-mailem, uznał, że syryjska dziewczyna jest przekonująca.
Służby nie są tak wielkoduszne
6 czerwca na stronie internetowej Arraf znalazła się wiadomość, przekazana rzekomo przez jej kuzyna, że uzbrojeni ludzie porwali dziewczynę na ulicy w Damaszku. W internecie zawrzało. Akcję "Uwolnić Aminę Arraf" na Facebooku poparło 14 tysięcy osób. Losem syryjsko-amerykańskiej lesbijki zainteresował się Departament Stanu USA. Pojawiły się i wątpliwości. Wielu internautów uznało, że zamieszczony przez Aminę 26 kwietnia opis interwencji jej ojca, któremu jakoby udało się odwieść syryjskich agentów w cywilu od aresztowania dziewczyny, jest mało wiarygodny. Wskazywano, że syryjska służba bezpieczeństwa nie bywa tak wielkoduszna.
"Syryjka" ze Szkocji, zdjęcie z Chorwacji
W Wirginii, gdzie "Amina Arraf" rzekomo dorastała, dziennikarzom nigdzie nie udało się natrafić na jej ślad. W ogóle nikt nigdy jej nie widział, nawet pewna Kanadyjka, która miała z nią romans online i z którą wymieniła setki maili. Wreszcie internetowi detektywi ustalili, że adres IP, wykorzystywany przez Aminę, faktycznie należy do Uniwersytetu Edynburga. W końcu udało się dotrzeć do MacMastera. Potem mieszkająca w Wielkiej Brytanii Chorwatka Jelena Lecić ujawniła, że to jej zdjęcia wykorzystano na profilu "Aminy" na Facebooku. Zorientowała się w tym, gdy w jednej z brytyjskich gazet zobaczyła swoje zdjęcie ilustrujące artykuł o blogerce z Damaszku.
Skonfrontowany z dowodami MacMaster początkowo wszystkiemu zaprzeczał, ale ostatecznie przyznał się i przeprosił.
zew, PAP