Ruszyła kolejna teaserowa kampania. Znowu rozpoczęła się bitwa o facebookowych fanów, znowu nikt nie wiedział, o co chodzi, znowu ludzi nabito w butelkę. Szczytne, górnolotne hasła, niosące za sobą głębokie i uniwersalne przesłanie, okazały się bystrym niczym woda w klozecie pomysłem na poszerzenie liczby odbiorców produktu. W tym wypadku produktu ma wiele wspólnego ze wspomnianym przed chwilą klozetem.
Pewnego dnia, ni stąd, ni zowąd, przed moimi wpatrzonymi w ekran komputera oczyma pojawił się komunikat: „Nie wiesz, o co biega? Kliknij lubię to, i dowiesz się, o co chodzi...". Ja mam kliknąć? Phi! Też mi coś. Kolejna beznadziejna akcja facebookowa. Nic mnie to nie obchodzi. Obejrzę dziennik w telewizji. Albo pobiegnę...tfu...pójdę do pralni. Już się ubierałem, już miałem wychodzić z mieszkania, kiedy...no dobra, lubię to!
Dołączyłem do społeczności „Nie biegam, cieszę się życiem". Tak, tak. Spieszmy się powoli, kontemplujmy, degustujmy, delektujmy się życiem. Cedźmy słowa, przystańmy, poparzmy na piękno natury. Wczujmy się w klimat miasta, przechadzajmy się magicznymi zakątkami, wypijmy butelkę wina z ukochaną, lampka po lampce, kochajmy się (platonicznie i naturalnie). Liczmy gwiazdy na niebie, rwijmy płatki stokrotek, układajmy puzzle z 10 tysięcy elementów. Nie biegnijmy. Takie jest przesłanie kampanii. Kampanii, która hafcikiem wielkiej idei przykryła subtelnie prymitywną reklamę znanego środka na biegunkę.
"Życie jest zbyt krótkie, by tracić cenne chwile na bieganie. Jest zbyt piękne, by szalonym sprintem przemierzać skwery i altany. Jest zbyt ulotne, by pozornym truchtem pokonywać, własne przedpokoje, czy też uczelniane korytarze" – głosi myśl przewodnia kampanii. Organizatorzy postarali się, aby było tajemniczo i ideologicznie. Dla zagłuszenia burczącego głodu wiedzy, zaproponowali na fanpage'u t-shirty z logo akcji. Marketingowy pistolet wystrzelił. Najpierw koszulki, potem Murakami. A wszystko w klimacie luzactwa, dystansu, radości. Wspaniałe poczucie humoru: „Bierzcie, bierzcie, limitowana seria, zawsze będzie można opylić na Allegro, hehe". Za kampanię odpowiada znana firma farmaceutyczna US Pharmacia. Internauci wczuli się na całego. Ponad 37 tysięcy fanów to nie lada wynik. Internauci piszą, komentują, biorą udział w dyskusji, dzielą się przemyśleniami. Oddają kawałek siebie. I po co to wszystko? Ku chwale... środków na biegunkę.
Marketing ponownie wziął górę nad dobrym smakiem. Kiedyś amerykański koncern farmaceutyczny wykorzystał znaną piosenkę Johny'ego Casha „Ring of fire", by zareklamować... środki na przeczyszczenie. Cóż, widać, że kreatywność ludzka sprawdza się szczególnie przy sprawach gastrycznych. Stąd też zapewne kontrmanifestacyjny ruch na Facebooku pod nazwą „NIE SRAM”.
Chociaż kampania teaserowa ruszyła z wielką pompą i już dziś organizatorzy mogą mówić o sukcesie, ciekawi mnie, jak wyjdą z niechybnego impasu. Jak przejść od promocji wolniejszego trybu życia do popularyzacji łykania środków na biegunkę? Może czas rozpropagować hasło, że profilaktyczne przyjmowanie spowalniających pigułek zmniejsza ryzyko zawałów, raka i chorób serca?
Dołączyłem do społeczności „Nie biegam, cieszę się życiem". Tak, tak. Spieszmy się powoli, kontemplujmy, degustujmy, delektujmy się życiem. Cedźmy słowa, przystańmy, poparzmy na piękno natury. Wczujmy się w klimat miasta, przechadzajmy się magicznymi zakątkami, wypijmy butelkę wina z ukochaną, lampka po lampce, kochajmy się (platonicznie i naturalnie). Liczmy gwiazdy na niebie, rwijmy płatki stokrotek, układajmy puzzle z 10 tysięcy elementów. Nie biegnijmy. Takie jest przesłanie kampanii. Kampanii, która hafcikiem wielkiej idei przykryła subtelnie prymitywną reklamę znanego środka na biegunkę.
"Życie jest zbyt krótkie, by tracić cenne chwile na bieganie. Jest zbyt piękne, by szalonym sprintem przemierzać skwery i altany. Jest zbyt ulotne, by pozornym truchtem pokonywać, własne przedpokoje, czy też uczelniane korytarze" – głosi myśl przewodnia kampanii. Organizatorzy postarali się, aby było tajemniczo i ideologicznie. Dla zagłuszenia burczącego głodu wiedzy, zaproponowali na fanpage'u t-shirty z logo akcji. Marketingowy pistolet wystrzelił. Najpierw koszulki, potem Murakami. A wszystko w klimacie luzactwa, dystansu, radości. Wspaniałe poczucie humoru: „Bierzcie, bierzcie, limitowana seria, zawsze będzie można opylić na Allegro, hehe". Za kampanię odpowiada znana firma farmaceutyczna US Pharmacia. Internauci wczuli się na całego. Ponad 37 tysięcy fanów to nie lada wynik. Internauci piszą, komentują, biorą udział w dyskusji, dzielą się przemyśleniami. Oddają kawałek siebie. I po co to wszystko? Ku chwale... środków na biegunkę.
Marketing ponownie wziął górę nad dobrym smakiem. Kiedyś amerykański koncern farmaceutyczny wykorzystał znaną piosenkę Johny'ego Casha „Ring of fire", by zareklamować... środki na przeczyszczenie. Cóż, widać, że kreatywność ludzka sprawdza się szczególnie przy sprawach gastrycznych. Stąd też zapewne kontrmanifestacyjny ruch na Facebooku pod nazwą „NIE SRAM”.
Chociaż kampania teaserowa ruszyła z wielką pompą i już dziś organizatorzy mogą mówić o sukcesie, ciekawi mnie, jak wyjdą z niechybnego impasu. Jak przejść od promocji wolniejszego trybu życia do popularyzacji łykania środków na biegunkę? Może czas rozpropagować hasło, że profilaktyczne przyjmowanie spowalniających pigułek zmniejsza ryzyko zawałów, raka i chorób serca?