Do incydentu doszło, gdy Dziemiańczuk przeszła na nieogrodzony teren za budynkiem sądu. Żona Andrzeja Poczobuta, Aksana, domagała się zwolnienia Dziemiańczuk, a także możliwości zobaczenia się z mężem. Doszło do szamotaniny z milicjantem, Poczobut weszła na ogrodzenie sądu. Ludzie klaskali, wykrzykiwali do niej słowa poparcia, a do milicjantów krzyczeli: "Hańba". Potem Aksanie Poczobut obiecano zobaczenie męża, jeśli zgromadzeni, także dziennikarze, opuszczą miejsce incydentu. Ludzie rozeszli się. Po zajściu Aksana Poczobut powiedziała, że pozwolono jej zobaczyć męża z pewnej odległości. - Wygląda normalnie, szedł prosto, nikt nie wykręcał mu rąk. On mnie nie widział, wystarczyło mi to, że ja zobaczyłam jego i że wszystko jest z nim w porządku - relacjonowała.
Tymczasem sąd w Grodnie ogłosił przerwę do 24 czerwca w procesie dziennikarza "Gazety Wyborczej" i działacza nieuznawanego przez Mińsk Związku Polaków na Białorusi Andrzeja Poczobuta. 24 czerwca odbędą się wystąpienia końcowe prokuratora i obrońców. Adwokaci nie są jednak pewni, czy tego samego dnia zostanie ogłoszony wyrok.
Andżelika Borys, była szefowa nieuznawanego przez władze w Mińsku Związku Polaków na Białorusi (ZPB), oceniła, że proces działacza ZPB i korespondenta "Gazety Wyborczej" Andrzeja Poczobuta to atak na polską mniejszość. - To jest uderzenie w polską mniejszość, ponieważ Andrzej Poczobut jest prezesem Rady Naczelnej Związku Polaków, jak również uderzenie w wolne, niezależne media na Białorusi. Władze Białorusi pokazują jednocześnie swój stosunek do polityki władz polskich - podkreśliła. Dodała, że przebieg procesu to "znęcanie się" nad polską organizacją. - Zarzuty są wyssane z palca, proces się przeciąga. Rozprawę zrobiono dzisiaj, w święto Bożego Ciała - wyliczała szykany władzy. Jej zdaniem, władzom "od dawna nie podobało się zachowanie Poczobuta" i teraz "w jakimś stopniu znalazły ten słaby punkt, w który można uderzyć".
Proces Poczobuta trwa - kilkadziesiąt osób protestuje
Tymczasem centrum obrony praw człowieka "Wiasna" podało, że białoruskie siły bezpieczeństwa zatrzymały 22 czerwca blisko 450 osób demonstrujących w milczeniu przeciwko prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence. - Około 200 osób zatrzymano w Mińsku. Jeszcze nie dysponujemy konkretnymi danymi - poinformował rzecznik "Wiasny" Walancin Stefanowicz. Stefanowicz dodał, że kolejne 43 osoby zatrzymano w Wołkowysku. - Jednakże przynajmniej w Mińsku wszystkich, albo prawie wszystkich zwolniono jeszcze w środę - zaznaczył Stefanowicz w rozmowie z agencją Reutera.
Niezależna gazeta internetowa "Biełorusskije Nowosti" pisze, powołując się na agencję BiełaPAN, że w Mińsku procesy niektórych zatrzymanych. Według wstępnych danych obrońców praw człowieka, ma być sądzonych około 15 osób oskarżonych o "drobne chuligaństwo".
21 czerwca białoruska milicja rozbiła kilkutysięczną demonstrację przeciwko prezydentowi Alaksandrowi Łukaszence w centrum Mińska. Akcje milczącego protestu zwoływane przez internet odbywały się też w innych miastach Białorusi. Akcja pod nazwą "Rewolucja za pośrednictwem sieci społecznej" odbyła się już po raz trzeci. Jej organizatorzy przez internet zapraszają ludzi, by przyszli na centralne place w swoich miastach i wzięli udział w milczącym proteście. Uczestnicy nie wykrzykują żadnych haseł, ani nie wykorzystują zabronionej opozycyjnej symboliki narodowej.
PAP, arb