Kierowana przez szefa MSWiA Jerzego Millera Komisja Badania Wypadków Lotniczych Lotnictwa Państwowego po 14 miesiącach pracy przekazała raport końcowy dotyczący katastrofy smoleńskiej na ręce premiera. - Przy takiej katastrofie, przy tylu problemach organizacyjnych dwóch państw, myślę, że jest to w miarę szybko - ocenił płk Edmund Klich, były przedstawiciel Polski akredytowany przy rosyjskim Międzypaństwowym Komitecie Lotniczym (MAK).
- Raport Millera będzie sięgał głębiej do problemów naszego lotnictwa wojskowego, niż to robił raport MAK - stwierdził Klich. - Chodzi szczególnie o szkolenia w 36. specpułku, ale też w ogóle na samolotach transportowych. Raport MAK-u koncentrował się na działaniu załogi i bezpośrednich przyczynach katastrofy - ocenił. Pułkownik zauważył, że "zalecenia są takie", żeby badania katastrof lotniczych kończyć w ciągu roku. - Ale to był wypadek nietypowy. W związku z tym zakończenie prac polskiej komisji po 14 miesiącach to jest dość szybko - powiedział.
Premier już zna smoleński raport końcowy
W raporcie Klich spodziewa się oceny działania lotnictwa wojskowego w zakresie bezpieczeństwa, m.in. "zaleceń po katastrofie samolotu CASA - co zrobiono, jakie działania wprowadzono i czy były one skuteczne, jaki był proces szkolenia pilotów, że doszło do popełnienia tak kuriozalnych błędów, jak badano incydenty lotnicze tego typu, jak była przygotowana i wykonywana organizacja lotu".
Klich dodał, że raport komisji Millera powinien poruszać sprawę działania rosyjskich kontrolerów na wieży w Smoleńsku, co zostało pominięte w raporcie MAK-u.
zew, PAP