Polska prezydencja w Unii jest ważna, ale nie ma powodu, by wyolbrzymiać jej znaczenie – twierdzą zgodnie politycy, z którymi rozmawiał Wprost24.
1 lipca Polska po raz pierwszy stanie na czele Rady Unii Europejskiej. W trakcie prezydencji przez sześć miesięcy będziemy przewodniczyć pracom Rady UE. – Myślę, że w pewnym stopniu możemy wypływać na kształtowanie Unii Europejskiej. Tam, gdzie istnieje względny konsensus możemy w jakimś stopniu realizować swoje priorytety. Zapewne doprowadzimy do przyłączenia Chorwacji do Unii Europejskiej. Być może doprowadzimy do zbliżenia z Ukrainą, co oczywiście jest ważne również dla rządu tego kraju – mówi o tym co Polska może osiągnąć w czasie prezydencji prof. Antoni Kamiński. – Na pewno będziemy się mogli pokazać. Prezydencja może pomóc w realizacji celów polityki zagranicznej – dodaje dr Jarosław Flis.
Co nam da prezydencja?
Politycy, z którymi rozmawiał „Wprost24" uważają jednak, że prezydencja nie przyniesie Polsce wymiernych korzyści. – Jeżeli będzie udana to w gruncie rzeczy niewiele się o niej dowiemy. Będzie się o niej mówiło dopiero wtedy, gdy coś pójdzie źle – uważa eurodeputowana SLD Joanna Senyszyn. Jako dowód podaje fakt, że mało kto wie cokolwiek o tym, jak przebiegały prezydencje naszych poprzedników.
Podobnego zdania co polityk lewicy jest szef klubu PJN Paweł Poncyljusz. – Jestem realistą, więc moim zdaniem ta prezydencja nic nam nie da. W ciągu pól roku nie jesteśmy w stanie niczego porządnie wypracować. Dziś prezydencja jest – jak mówi Donald Tusk – bardziej reprezentacyjno-techniczna, a więc nie ma takiego politycznego wpływu, jak to miało miejsce jeszcze przed traktatem lizbońskim – dodaje poseł PJN.
Nieco innego zdania jest Tadeusz Cymański, europoseł PiS: – Myślę, że jest szansa, że w kilku ważnych dla nas sprawach rozpoczniemy ważne debaty. To nie jest kwestia zamknięcia w sześciu miesiącach czegokolwiek.
Dopłaty, energia, promocja...
Choć polski rząd przedstawił priorytety polskiej prezydencji (są to m.in. stosunki ze Wschodem, polityka energetyczna oraz pełne wykorzystanie kapitału intelektualnego Europy), to wśród nich nie znalazły się wszystkie kwestie, których oczekują politycy.
Paweł Poncyljusz: – Polska ma oczywiście do załatwienia swoje interesy – problem dopłat rolniczych, problem bezpieczeństwa energetycznego i kwestię pakietu klimatycznego. Jednak uważam, że nie jesteśmy w stanie położyć akcentu na sprawy polskie, nikt nie będzie tego traktował poważnie. Im bardziej nachalnie będziemy podnosić sprawy polskie, tym bardziej będzie to zapisywane na nasza niekorzyść. Taka jest rzeczywistość i nie ma co sobie robić apetytu.
Tadeusz Cymański zwraca uwagę, że ważnym tematem do podjęcia w czasie polskiej prezydencji będzie kwestia bezpieczeństwa energetycznego. – Interesujący jest problem, który powstaje na naszych oczach, czyli silny lobbing zielonych w Niemczech, a przez to decyzja o wygaszeniu sektora jądrowego. Nawet bogate Niemcy będą musiały się przeprosić z energetyką konwencjonalną – mówi.
Eugeniusz Kłopotek z PSL mówi z kolei, że chciałby „żeby prezydencja przebiegła sprawnie i przyniosła kilka wymiernych korzyści". – Chodzi mi m.in. o przyjęcie Chorwacji i Ukrainy do Unii. Ale dla nas najważniejsze jest bezpieczeństwo energetyczne i wspólna polityka rolna w latach 2014–2020. Jeżeli nie przewalczymy tego, co jest tu dla nas najważniejsze, to ogromne koszty, które w związku z prezydencją poniesiemy, okażą się skórą nie wartą wyprawki – twierdzi poseł ludowców.
Nic o energetyce i rolnictwie nie mówi z kolei Joanna Senyszyn, ale zaznacza, że zabrakło jej wśród priorytetów „przyjęcia dyrektywy przeciwko przemocy wobec kobiet". – Zabiegałam o to u premiera Tuska, ale się nie udało – przyznaje.
Czy uda się mówić jednym głosem?
– PiS sobie ponarzeka czy będzie wręcz dramatyzował, czy ktoś tego będzie na poważnie słuchał? My jako PJN popieramy rząd, gdzie możemy, jeśli chodzi o prezydencję – zapowiada z kolei Paweł Poncyljusz. Eugeniusz Kłopotek przekonuje, że „na zewnątrz trzeba stonować język". – Trzeba pokazać jedność. To jest w interesie zarówno PO, jak i PiS-u. Ale jak znam życie, to się nie uda – przyznaje.
Spokojny o losy polsko-polskich relacji na arenie międzynarodowej jest europoseł PiS Tadeusz Cymański. – Myślę, że odpowiedzialności nikomu nie zabraknie. Wbrew powszechnej opinii chyba nie jest aż tak źle. Praktyka krytykowania swojego państwa i rządu za granicą jest czymś fatalnym – podkreśla.
Nie wyolbrzymiać roli prezydencji
Paweł Poncyljusz mimo wszystko upatruje w prezydencji szans na promocję Polski: – Różne osoby i instytucje wypromują się bardziej, będą bardziej rozpoznawalne. Może to więc przysłużyć się promocji kraju; pewnie odwiedzą nas ludzie, którzy dotąd nie mieli powodu, by przyjeżdżać do Polski – będą mogli zobaczyć, że jesteśmy normalnym, europejskim krajem, że nie ma tu żadnych białych niedźwiedzi, będziemy mogli obalić kilka stereotypów – przekonuje.
Co nam da prezydencja?
Politycy, z którymi rozmawiał „Wprost24" uważają jednak, że prezydencja nie przyniesie Polsce wymiernych korzyści. – Jeżeli będzie udana to w gruncie rzeczy niewiele się o niej dowiemy. Będzie się o niej mówiło dopiero wtedy, gdy coś pójdzie źle – uważa eurodeputowana SLD Joanna Senyszyn. Jako dowód podaje fakt, że mało kto wie cokolwiek o tym, jak przebiegały prezydencje naszych poprzedników.
Podobnego zdania co polityk lewicy jest szef klubu PJN Paweł Poncyljusz. – Jestem realistą, więc moim zdaniem ta prezydencja nic nam nie da. W ciągu pól roku nie jesteśmy w stanie niczego porządnie wypracować. Dziś prezydencja jest – jak mówi Donald Tusk – bardziej reprezentacyjno-techniczna, a więc nie ma takiego politycznego wpływu, jak to miało miejsce jeszcze przed traktatem lizbońskim – dodaje poseł PJN.
Nieco innego zdania jest Tadeusz Cymański, europoseł PiS: – Myślę, że jest szansa, że w kilku ważnych dla nas sprawach rozpoczniemy ważne debaty. To nie jest kwestia zamknięcia w sześciu miesiącach czegokolwiek.
Dopłaty, energia, promocja...
Choć polski rząd przedstawił priorytety polskiej prezydencji (są to m.in. stosunki ze Wschodem, polityka energetyczna oraz pełne wykorzystanie kapitału intelektualnego Europy), to wśród nich nie znalazły się wszystkie kwestie, których oczekują politycy.
Paweł Poncyljusz: – Polska ma oczywiście do załatwienia swoje interesy – problem dopłat rolniczych, problem bezpieczeństwa energetycznego i kwestię pakietu klimatycznego. Jednak uważam, że nie jesteśmy w stanie położyć akcentu na sprawy polskie, nikt nie będzie tego traktował poważnie. Im bardziej nachalnie będziemy podnosić sprawy polskie, tym bardziej będzie to zapisywane na nasza niekorzyść. Taka jest rzeczywistość i nie ma co sobie robić apetytu.
Tadeusz Cymański zwraca uwagę, że ważnym tematem do podjęcia w czasie polskiej prezydencji będzie kwestia bezpieczeństwa energetycznego. – Interesujący jest problem, który powstaje na naszych oczach, czyli silny lobbing zielonych w Niemczech, a przez to decyzja o wygaszeniu sektora jądrowego. Nawet bogate Niemcy będą musiały się przeprosić z energetyką konwencjonalną – mówi.
Eugeniusz Kłopotek z PSL mówi z kolei, że chciałby „żeby prezydencja przebiegła sprawnie i przyniosła kilka wymiernych korzyści". – Chodzi mi m.in. o przyjęcie Chorwacji i Ukrainy do Unii. Ale dla nas najważniejsze jest bezpieczeństwo energetyczne i wspólna polityka rolna w latach 2014–2020. Jeżeli nie przewalczymy tego, co jest tu dla nas najważniejsze, to ogromne koszty, które w związku z prezydencją poniesiemy, okażą się skórą nie wartą wyprawki – twierdzi poseł ludowców.
Nic o energetyce i rolnictwie nie mówi z kolei Joanna Senyszyn, ale zaznacza, że zabrakło jej wśród priorytetów „przyjęcia dyrektywy przeciwko przemocy wobec kobiet". – Zabiegałam o to u premiera Tuska, ale się nie udało – przyznaje.
Czy uda się mówić jednym głosem?
Czy Polska w czasie prezydencji będzie mówić jednym głosem, czy też wojna polsko-polska zostanie przy tej okazji przeniesiona na arenę międzynarodową?
Joanna Senyszyn: – W ogóle nie powinniśmy absorbować sobą Europy. To najważniejsze przesłanie. Mamy kierować pracami Unii, a nie demonstrować swoje problemy. Boję się jednak, że PiS będzie wykorzystywał prezydencję dla własnych celów, będzie chciał podkopać prestiż Platformy. Im więcej wewnętrzne sprawy Polski będą absorbować inne kraje, tym gorzej. Polska powinna na ten czas wyciszyć spory i spokojnie kierować sprawami Unii. Im Unia silniejsza, tym lepiej dla Polski.– PiS sobie ponarzeka czy będzie wręcz dramatyzował, czy ktoś tego będzie na poważnie słuchał? My jako PJN popieramy rząd, gdzie możemy, jeśli chodzi o prezydencję – zapowiada z kolei Paweł Poncyljusz. Eugeniusz Kłopotek przekonuje, że „na zewnątrz trzeba stonować język". – Trzeba pokazać jedność. To jest w interesie zarówno PO, jak i PiS-u. Ale jak znam życie, to się nie uda – przyznaje.
Spokojny o losy polsko-polskich relacji na arenie międzynarodowej jest europoseł PiS Tadeusz Cymański. – Myślę, że odpowiedzialności nikomu nie zabraknie. Wbrew powszechnej opinii chyba nie jest aż tak źle. Praktyka krytykowania swojego państwa i rządu za granicą jest czymś fatalnym – podkreśla.
Nie wyolbrzymiać roli prezydencji
Politycy, z którymi rozmawiał Wprost24 przyznają jednocześnie, że rola polskiej prezydencji nie jest wcale tak duża, jak niektórzy ją przedstawiają. Eugeniusz Kłopotek: – Wyolbrzymiamy tę sprawę. Nie jest aż tak istotna jak to bywało przed traktatem lizbońskim.
Tadeusz Cymański: – Istnieje przesadna ocena prezydencji. Nawet nie jesteśmy tak na dobrą sprawę liderem. Nasza rola, to rola moderatora, będziemy reprezentować Unię, organizować, koordynować. To ważna rola, ale nic więcej.Paweł Poncyljusz mimo wszystko upatruje w prezydencji szans na promocję Polski: – Różne osoby i instytucje wypromują się bardziej, będą bardziej rozpoznawalne. Może to więc przysłużyć się promocji kraju; pewnie odwiedzą nas ludzie, którzy dotąd nie mieli powodu, by przyjeżdżać do Polski – będą mogli zobaczyć, że jesteśmy normalnym, europejskim krajem, że nie ma tu żadnych białych niedźwiedzi, będziemy mogli obalić kilka stereotypów – przekonuje.