- Sytuacja gospodarcza pogorszy się bardzo szybko - powiedział 65-letni Niaklajeu, który został pobity i aresztowany w grudniu ubiegłego roku, gdy opozycja próbowała kontestować wyniki wyborów prezydenckich. - Tym razem kryzys uderza w tę część naszego społeczeństwa, która potencjalnie tworzy klasę średnią, najbardziej aktywnych ludzi, przedsiębiorców, mały i średni biznes, który stanowi podstawę każdego społeczeństwa... Oni nie zgodzą się na życie w biedzie - powiedział opozycjonista.
- Jeśli nie zdarzy się cud i nie pojawią się pieniądze, dojdzie do społecznego wybuchu jesienią. Pieniądze, które zgromadzili ludzie, skończą się w październiku czy listopadzie. Państwo nie będzie w stanie sprostać swym zobowiązaniom socjalnym i doprowadzi to do wybuchów społecznych - oświadczył Niaklajeu. - Nie zazdroszczę Łukaszence tej sytuacji. Znalazł się rzeczywiście w szachu. By uniknąć wybuchu, musi iść naprzód i reformować. Reformy gospodarcze nie są możliwe bez reformy politycznej, a reforma polityczna doprowadzi do utraty władzy - powiedział białoruski działacz opozycyjny.
Niaklajeu został skazany na dwa lata w zawieszeniu w związku z grudniowymi protestami powyborczymi. W wywiadzie odrzucił sugestię, że niektórymi wypowiedziami mógł naruszyć zasady wyroku w zawieszeniu. - W naszym kraju nie mamy żadnych praw i zasad, gwarantujących wolność i nietykalność. Tu można robić wszystko zgodnie z prawem i mimo to skończyć z 10-letnim wyrokiem więzienia - oświadczył Niaklajeu. - Powiedziano mi po prostu, że jeśli zrobię coś niezgodnego z prawem, trafię do więzienia. Lecz nikt mi nie powiedział, czym jest to "coś" - dodał Niaklajeu.
pap, ps