Donald Tusk zaprezentował się w Parlamencie Europejskim jako euroentuzjasta i europejski patriota. Przemówienie polskiego premiera zostało dobrze przyjęte przez praktycznie wszystkie frakcje PE, poza konserwatystami – środowiskiem nie mającym znaczących wpływów w europarlamencie.
W wypowiedzi polskiego premiera była nie tylko duma z przynależności do europejskiej rodziny narodów, ale również optymizm i nadzieja, że tak jak powstanie EWG było wynikiem przemyśleń po traumie II Wojny Światowej, tak kryzys, w jakim obecnie znajduje się UE, może zostać przezwyciężony tylko poprzez europejską solidarność. - Unia Europejska jest szansą dla Europy ale przede wszystkim dla Polski. Jest produktem strasznych doświadczeń XX wieku, ale też tego co w europejskiej tradycji najważniejsze: wolności jednostki i solidarności – podkreślał Tusk.
W ramach wolności jednostki, o której mówił premier, politycy polskiej opozycji – wbrew temu co sądzi Tadeusz Rydzyk - mogą się swobodnie wypowiadać na każdy temat, także na forum UE. I 6 lipca nie omieszkali tej szansy wykorzystać. Pytanie tylko, czy w dniu gdy polski premier występuje w Brukseli w związku z przejęciem prezydencji przez nasz kraj styl wypowiedzi i zakres spraw jaki podjęli eurodeputowani PiS - Zbigniew Ziobro i Ryszard Legutko - był odpowiedni? Interes Polski wymagał, aby tego akurat dnia Donalda Tuska wspierać.
Zachowanie Zbigniewa Ziobry nikogo raczej nie zaskoczyło - jego PE nie interesuje, od dawna wiadomo, że tandem Jacek Kurski/Zbigniew Ziobro myśli o tym, co będzie dzień po kolejnej, szóstej z rzędu porażce Prawa i Sprawiedliwości w wyborach. I choć Jarosław Kaczyński deklaruje, że władzy w partii oddać nie zamierza, to w przypadku bolesnej porażki może zostać do tego zmuszony. Bój idzie o to, kto go do tego zmusi – czy będzie to ekipa „ziobrystów", czy szybko rosnąca w siłę drużyna Antoniego Macierewicza. A skoro walka wewnątrz PiS trwa w najlepsze - nie można było stracić okazji pokazania się w telewizji. I tak wyeksportowano obciach.
Wystąpienie Ziobry wzbudziło w Polsce niesmak, ale na forum UE nie wzbudziło większego zainteresowania, podobnie jak kilka krótkich przemówień innych polityków działających na obrzeżach Parlamentu Europejskiego. Frakcja w której zasiada PiS ma w PE marginalne znaczenie i nie ma praktycznie żadnego wpływu na legislację i decyzje podejmowane przez Brukselę. Nikt w PE nie sili się nawet na zawieranie porozumień, czy koalicji z posłami PiS, albo z brytyjskimi konserwatystami.
To, co zaprezentowali w Brukseli Legutko i Ziobro, jest renegactwem wobec polskich interesów narodowych, jakie w tej chwili uosabia Donald Tusk. Patriotyzm oznacza dziś bowiem dbanie o to, aby wizerunek naszego kraju w Unii Europejskiej, jako państwa silnego, stabilnego i przewidywalnego, nie był poddawany manipulacjom w imię niskich pobudek politycznych.
W ramach wolności jednostki, o której mówił premier, politycy polskiej opozycji – wbrew temu co sądzi Tadeusz Rydzyk - mogą się swobodnie wypowiadać na każdy temat, także na forum UE. I 6 lipca nie omieszkali tej szansy wykorzystać. Pytanie tylko, czy w dniu gdy polski premier występuje w Brukseli w związku z przejęciem prezydencji przez nasz kraj styl wypowiedzi i zakres spraw jaki podjęli eurodeputowani PiS - Zbigniew Ziobro i Ryszard Legutko - był odpowiedni? Interes Polski wymagał, aby tego akurat dnia Donalda Tuska wspierać.
Zachowanie Zbigniewa Ziobry nikogo raczej nie zaskoczyło - jego PE nie interesuje, od dawna wiadomo, że tandem Jacek Kurski/Zbigniew Ziobro myśli o tym, co będzie dzień po kolejnej, szóstej z rzędu porażce Prawa i Sprawiedliwości w wyborach. I choć Jarosław Kaczyński deklaruje, że władzy w partii oddać nie zamierza, to w przypadku bolesnej porażki może zostać do tego zmuszony. Bój idzie o to, kto go do tego zmusi – czy będzie to ekipa „ziobrystów", czy szybko rosnąca w siłę drużyna Antoniego Macierewicza. A skoro walka wewnątrz PiS trwa w najlepsze - nie można było stracić okazji pokazania się w telewizji. I tak wyeksportowano obciach.
Wystąpienie Ziobry wzbudziło w Polsce niesmak, ale na forum UE nie wzbudziło większego zainteresowania, podobnie jak kilka krótkich przemówień innych polityków działających na obrzeżach Parlamentu Europejskiego. Frakcja w której zasiada PiS ma w PE marginalne znaczenie i nie ma praktycznie żadnego wpływu na legislację i decyzje podejmowane przez Brukselę. Nikt w PE nie sili się nawet na zawieranie porozumień, czy koalicji z posłami PiS, albo z brytyjskimi konserwatystami.
To, co zaprezentowali w Brukseli Legutko i Ziobro, jest renegactwem wobec polskich interesów narodowych, jakie w tej chwili uosabia Donald Tusk. Patriotyzm oznacza dziś bowiem dbanie o to, aby wizerunek naszego kraju w Unii Europejskiej, jako państwa silnego, stabilnego i przewidywalnego, nie był poddawany manipulacjom w imię niskich pobudek politycznych.