W mediach publicznych jest jak w serialu “Moda na sukces” - jakiś układ próbuje przejąć interes, inny go broni, cyngle, udający niezależność, starają się odzyskać pozycje, a polityczny “ojciec chrzestny” szybko przeciwdziała.
Krajowa Rada Radiofonii i Telewizji to ciało niezwykłe – silnie umocowane w Konstytucji RP jest de facto jeszcze jednym ośrodkiem władzy. O ile kilkanaście lat temu, kiedy za demokratyzacją życia politycznego i społecznego szła konieczność zapewnienia w kraju pluralizmu mediów, jej pozycja miała uzasadnienie, o tyle dziś, kiedy ład reguluje rynek, funkcjonowanie KRRiT w obecnej postaci ma sens ograniczony. Chyba, że Radę potraktujemy jako kolejne narzędzie uprawiania polityki w Polsce.
Decyzja prezydenta Bronisława Komorowskiego, podtrzymująca istnienie KRRiT w obecnym składzie, pomimo odrzucenia sprawozdania Rady przez Sejm i Senat, jest oczywiście decyzją polityczną. To że Sejm i Senat sprawozdanie Rady odrzuciły - głosami i PO, i PiS - świadczy nie o tym, że obie te formacje tak samo oceniały jej pracę, ale o tym, że miały inne oczekiwania wobec jej aktywności. Bo przecież KRRiT w roku 2010 to tak naprawdę dwie rady - jedna pod kierownictwem Witolda Kołodziejczyka - człowieka PiS, druga - Jana Dworaka - człowieka prezydenta, związanego wcześniej z PO.
Prezydent postępując wbrew woli posłów i senatorów utrzymał status quo w mediach publicznych. Z jednej strony zachował swoje wpływy w Radzie (wspomniany wcześniej Dworak i inny prezydencki nominat – Krzysztof Luft), z drugiej - stał się patronem politycznego układu w mediach publicznych. Swoją decyzją zmusił medialną koalicję PO-PSL-SLD do szukania porozumienia dotyczącego tego, kto będzie rządził w TVP, Polskim Radio i rozgłośniach regionalnych. I moim zdaniem nie jest to wcale przygotowanie do koalicji stricte politycznej, do której mogłoby dojść po jesiennych wyborach parlamentarnych. To był tylko sygnał, że Bronisław Komorowski jest już na tyle silny, aby pełnić w życiu politycznym rolę arbitra.
Problem mediów publicznych wciąż jednak istnieje. Nie ma już powrotu do modelu misyjnego mediów. Rozwój technologiczny neguje rolę homogenicznych i jednostrumieniowych mediów klasycznych. Internet, przekazy multimedialne na życzenie, przenośne urządzenia odbiorcze (smartphony, tablety), konwergencja platform, cyfryzacja – to wszystko sprawia, że rola mediów się zmienia. Czas narzucania narracji i przekazu przez telewizję jest już melodią przyszłości. Rola i udział mediów publicznych nie zostanie ograniczona przez administracyjne i polityczne decyzje – wymusi ją zmieniająca się technologia. Jeżeli zarządcy polskich mediów publicznych tego nie zrozumieją, to za kilka lat staną się mediami niszowymi.
Decyzja prezydenta Bronisława Komorowskiego, podtrzymująca istnienie KRRiT w obecnym składzie, pomimo odrzucenia sprawozdania Rady przez Sejm i Senat, jest oczywiście decyzją polityczną. To że Sejm i Senat sprawozdanie Rady odrzuciły - głosami i PO, i PiS - świadczy nie o tym, że obie te formacje tak samo oceniały jej pracę, ale o tym, że miały inne oczekiwania wobec jej aktywności. Bo przecież KRRiT w roku 2010 to tak naprawdę dwie rady - jedna pod kierownictwem Witolda Kołodziejczyka - człowieka PiS, druga - Jana Dworaka - człowieka prezydenta, związanego wcześniej z PO.
Prezydent postępując wbrew woli posłów i senatorów utrzymał status quo w mediach publicznych. Z jednej strony zachował swoje wpływy w Radzie (wspomniany wcześniej Dworak i inny prezydencki nominat – Krzysztof Luft), z drugiej - stał się patronem politycznego układu w mediach publicznych. Swoją decyzją zmusił medialną koalicję PO-PSL-SLD do szukania porozumienia dotyczącego tego, kto będzie rządził w TVP, Polskim Radio i rozgłośniach regionalnych. I moim zdaniem nie jest to wcale przygotowanie do koalicji stricte politycznej, do której mogłoby dojść po jesiennych wyborach parlamentarnych. To był tylko sygnał, że Bronisław Komorowski jest już na tyle silny, aby pełnić w życiu politycznym rolę arbitra.
Problem mediów publicznych wciąż jednak istnieje. Nie ma już powrotu do modelu misyjnego mediów. Rozwój technologiczny neguje rolę homogenicznych i jednostrumieniowych mediów klasycznych. Internet, przekazy multimedialne na życzenie, przenośne urządzenia odbiorcze (smartphony, tablety), konwergencja platform, cyfryzacja – to wszystko sprawia, że rola mediów się zmienia. Czas narzucania narracji i przekazu przez telewizję jest już melodią przyszłości. Rola i udział mediów publicznych nie zostanie ograniczona przez administracyjne i polityczne decyzje – wymusi ją zmieniająca się technologia. Jeżeli zarządcy polskich mediów publicznych tego nie zrozumieją, to za kilka lat staną się mediami niszowymi.