Jeszcze przed podjazdem na Isoard, 62 km przed metą, od peletonu razem z czterema innymi zawodnikami oderwał się Andy Schleck. Na premii górskiej na tej przełęczy miał dwie minuty przewagi nad głównymi rywalami. Przed rozpoczęciem wspinaczki na Galibier przewaga wzrosła do 3 minut i 45 sekund. Jednak zamiast szaleńczego pościgu, który powinien ruszyć za młodszym z braci Schlecków, grupa z faworytami - Evansem, Contadorem, Basso - jechała wolno. Kolarze oglądali się na siebie, ale nikt nie chciał podkręcić tempa. Na czołowych pozycjach pojawiał się pomagający Ivanowi Basso Sylwester Szmyd.
Tymczasem Andy Schleck powiększył przewagę do 4.24. Dopiero w tym momencie mocniej nacisnął na pedały Cadel Evans. Australijczyk był jednak osamotniony. Nie dawano mu zmian i sam ciągnął malejącą z każdym kilometrem grupą. Voeckler, któremu wymykała się wówczas koszulka lidera, nie jest "góralem" i nie miał sił, by pomóc Evansowi, podobnie Basso i... Contador. Trzykrotny zwycięzca Tour de France, który podczas etapu rozmawiał z lekarzem wyścigu, stracił kontakt z grupą Evansa trzy kilometry przed finiszem.
Andy Schleck uzyskał na mecie 2.07 przewagi nad swoim bratem Frankiem, który wyprzedził słabnącego Evansa. Na piątej pozycji przyjechał Voeckler. Francuz na krętych serpentynach przed metą rzucił ostatnie siły, by zachować żółtą koszulkę. I udało mu się - w klasyfikacji generalnej wyprzedza Andy'ego Schlecka o 15 sekund. Zwycięzca etapu zajął dogodny przyczółek do ataku na pozycję lidera, którego można spodziewać się w piątek na odcinku do L'Alpe d'Huez. Andy Schleck dwukrotnie kończył Tour de France na drugim miejscu (2009, 2010). Na Galibier odniósł trzecie zwycięstwo etapowe w karierze, po ubiegłorocznych wygranych w Morzine-Avoriaz i na przełęczy Tourmalet.
zew, PAP