Na mocy orzeczenia Trybunału padła koncepcja dwudniowych wyborów. Próba wprowadzenia takiego przepisu i tak była skazana na niepowodzenie. Nawet gdyby sędziowie TK orzekali będąc pod wpływem napojów wyskokowych lub zdelegalizowanych dopalaczy, nie mogliby się pomylić. Konstytucja jasno określa termin i czas przeprowadzenia wyborów. Platforma próbując wmówić nam, że jeden dzień wolny od pracy równa się dwóm dniom stworzyła wrażenie, że nie do końca wie, co z Kodeksem wyborczym zrobić.
Donald Tusk ma jednak twardszy orzech do zgryzienia - pomysł na kampanie bez billboardów i spotów okazał się niewypałem. Propozycja ta ewidentnie naruszała „wolność wyrażania swoich poglądów i rozpowszechniania informacji po stronie partii i komitetów wyborczych, jak i wolność pozyskiwania informacji po stronie wyborców", jak stwierdził sędzia sprawozdawca. Wolności te zawarte są w pierwszym rozdziale Konstytucji. I teraz premier Donald Tusk ma dylemat – czy iść w zaparte i nie emitować spotów wyborczych, ani nie rozmieszczać billboardów z uśmiechniętymi twarzami kolegów z partii, a wszystko zgodnie ze swoją wiarą i głoszonymi szumnie i dumnie poglądami; czy może zacisnąć zęby, postawić wszystko na jedna kartę i uczynić to, co jego polityczni konkurenci. Na razie premier Tusk obstaje przy swoim i przekonuje, że kupowanie billboardów to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Być może do zmiany zdania przekona go mądra facjata Jarosława Kaczyńskiego, bystre spojrzenie Palikota lub luźna elegancja Grzegorza Napieralskiego bijące w okna jego sypialni.Kontrowersyjna okazuje się także sprawa jednomandatowych okręgów wyborczych do Senatu. Zmiana ordynacji to – w tym przypadku - oddanie izby wyższej parlamentu w ręce społeczeństwa. Do tej pory Senat był przybudówką dla największych partii, które na mocy obowiązującego prawa wyborczego mogły nie przejmować się głosem mniejszości. Jednomandatowe okręgi wyborcze powinny ten problem rozwiązać. Co więcej - Senat powróci do swoich korzeni i na wzór amerykański będzie stanowił reprezentację regionów. Tak to przy najmniej wygląda w teorii.
Jednomandatowe okręgi do Senatu to z jednej strony punkt dla Platformy, a z drugiej – powód do zmartwień. Na pewno Platforma będzie się chełpić tym, że oddała Senat w ręce ludu. Czy może być coś piękniejszego i bardziej demokratycznego? Nie można jednak przy tym zapominać, że jednocześnie PO pozbawiła się instytucji, która – przy korzystnym wyniku wyborów – byłaby maszynką do zatwierdzania projektów ustaw. Cóż - PR-owcy Platformy oraz Donald Tusk będą musieli się bardzo postarać, by wyborcy nie zapomnieli o tym poświęceniu. A wyborca, jak to wyborca – zazwyczaj ma krótką pamięć.