Kiedy zaczynałam pracę w telewizji, siadaliśmy sobie wtedy w kawiarni i mówiliśmy tak: och, słuchajcie, był super wczoraj ten program, wszyscy go oglądali! Tylko że nikt nie liczył tych wszystkich! Nie wiedzieliśmy, czy ci „wszyscy" to nie byli czasem tylko ci, co siedzieli w kawiarni Czytelnika. Dzisiaj widzowie rządzą, prawda wyników to prawda ekranu - przyznaje w rozmowie z Piotrem Najsztubem caryca szklanego ekranu - Nina Terentiew.
Nina Terentiew przekonuje, że nadal pracuje w telewizji ponieważ "wciąż ją to bawi". - Dostałam pięć lat temu, przychodząc do Polsatu z Dwójki, nowe życie. Mnie się wydawało, że wszystkie telewizje są takie same, bo znałam tylko jedną. Przez pierwsze miesiące siedziałam z otwartą buzią, bo jeżeli widziałam w ramówce Polsatu film, który w Dwójce był megahitem i dopominałam się o niego, czasem okazywało się, że na antenie Polsatu pies z kulawą nogą się za nim nie obejrzał… - wspomina. I dodaje, że zaczynając pracę w Polsacie musiała "nauczyć się, że zupełnie inne komedie śmieszą widzów Polsatu niż widzów Dwójki".
- Dziś myślę, że poznałam już widzów Polsatu. Że ich rozumiem i szanuję, a oni wiedzą, że są dla mnie ważni. To moje credo - przekonuje Terentiew.
Czy Nina Terentiew lubi celebrytów, co myśli o przyszłości telewizji i w jaki sposób opiekuje się Krzysztofem Ibiszem - o tym przeczytacie w najnowszym numerze tygodnika "Wprost"