Turystka reprodukcyjna pokonuje granice państw i prawa. Przyszłe dzieci przesyłane są z kontynentu na kontynent pocztą kurierską!
Młoda Amerykanka urodziła bliźnięta, których biologicznymi rodzicami są Włosi. Otrzymała za to 25 tys. USD. Poczęte in vitro zarodki, które w ubiegłym roku wszczepiono do jej narządów rodnych, przesłano do USA pocztą kurierską (zamrożone). W Italii kobiety nie mają prawa spełniać funkcji tzw. matki zastępczej. Włoski parlament rozważa teraz wprowadzenie zakazu "eksportu embrionów". Lekarze ostrzegają, że niczego to nie zmieni. Na całym świecie z powodu lokalnych ograniczeń prawnych rozkwita nowa gałąź przemysłu: turystyka reprodukcyjna.
Większość zdesperowanych małżeństw wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie ponad 400 prywatnych ośrodków wykonuje zabiegi sztucznego zapłodnienia niemal bez ograniczeń i nadzoru. Najbardziej szokującym przykładem jest zabieg, jaki przeprowadzono w klinice Pacyfic Fertility Center w Los Angeles. Zapłodnieniu poddała się emerytowana nauczycielka Jeanine Salomone. W ubiegłym roku w wieku 62 lat powiła chłopca, którego biologicznym ojcem jest jej brat Robert. Zabiegowi kosztował 100 tys. USD.
Dr Vicken Sahakian z Kalifornii wykorzystał do zapłodnienia komórkę jajową młodej Amerykanki, która zgodziła się też urodzić Robertowi Salomone drugie dziecko - dziewczynkę. Przyszła ona na świat w tydzień po porodzie Jeanine Salomone. Cała czwórka zamieszkała w Draguignan nad Morzem Śródziemnym, w domu ponadosiemdziesięcioletniej matki Roberta i Jeanine. "Zależało nam na tym, by nasza rodzina przetrwała" - oświadczyła Jeanine Salomone.
Trzydziestopięcioletnia Diane Blood z Nottingham wyjechała do Belgii, by się poddać zabiegowi, w którym lekarze wykorzystali nasienie jej zmarłego męża Stephena. Plemniki pobrano w 1995 r., gdy Stephen zapadł w śpiączkę na skutek powikłań zapalenia opon mózgowych. Komisja HFEA nie zgodziła się jednak na wykorzystanie ich do sztucznego zapłodnienia. Dopiero na mocy decyzji sądu apelacyjnego Brytyjka uzyskała zezwolenie na poddanie się zabiegowi w innym kraju Unii Europejskiej. Trzy lata temu urodziła syna Liama. Od kilku miesięcy jest powtórnie w ciąży - również po zapłodnieniu nasieniem zmarłego męża. O zezwolenie na podobny zabieg w klinice Center for Reproductive Medicine w Bristolu stara się teraz inna trzydziestoczteroletnia kobieta, której nazwiska nie ujawniono. Pragnie ona wykorzystać nasienie pobrane po śmierci jej męża, zmarłego nagle z powodu ataku astmy w wieku 47 lat.
W tym roku w Dniu Świętego Walentego w Wielkiej Brytanii urodziło się pierwsze w Europie dziecko, które genetycy "zaprojektowali" tak, by mogło być dawcą komórek krwi dla pięcioletniego brata cierpiącego na białaczkę. Dziewczynka przyszła na świat po zabiegu, jakiemu w klinice Reproductive Genetics Institute w Chicago poddała się jej matka. Dopiero wtedy Komisja Sztucznego Zapłodnienia i Embriologii wydała jednorazową zgodę na przeprowadzenie w Anglii podobnego zabiegu. Wkrótce skorzystają z niego Raj i Shahana Hashmi, rodzice dwuletniego Zaina, który cierpi na talasemię, niedokrwistość powodowaną wrodzoną niezdolnością do wytwarzania hemoglobiny A (często występującą wśród Hindusów).
Lekarze stosują w takich sytuacjach tzw. diagnostykę preimplantacyjną. Po zapłodnieniu in vitro dokonują przeglądu genetycznego zarodków i wszczepiają do narządów rodnych matki jedynie te, które nie mają żadnej wady i wykazują największą zgodność tkankową z organizmem chorego dziecka. Inne embriony są niszczone. Podczas porodu tak "zaprojektowanego" dziecka pobierana jest krew pępowinowa zawierająca komórki macierzyste szpiku kostnego. Ich przeszczep znacznie zwiększa szanse wyleczenia chorego na białaczkę lub niedokrwistość.
Zbigniew Wojtasiński
Pełny tekst "Embrionów w poczcie" w najnowszym, 1016 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od poniedziałku 13 maja.
W numerze także: Cztery kąty kryzysu (O ponad 30 proc. w porównaniu z rokiem 1997 spadły ceny mieszkań! I nadal spadają. Gdzie i jak najkorzystniej kupić mieszkanie? Czy taniej już nie będzie?)
Większość zdesperowanych małżeństw wyjeżdża do Stanów Zjednoczonych, gdzie ponad 400 prywatnych ośrodków wykonuje zabiegi sztucznego zapłodnienia niemal bez ograniczeń i nadzoru. Najbardziej szokującym przykładem jest zabieg, jaki przeprowadzono w klinice Pacyfic Fertility Center w Los Angeles. Zapłodnieniu poddała się emerytowana nauczycielka Jeanine Salomone. W ubiegłym roku w wieku 62 lat powiła chłopca, którego biologicznym ojcem jest jej brat Robert. Zabiegowi kosztował 100 tys. USD.
Dr Vicken Sahakian z Kalifornii wykorzystał do zapłodnienia komórkę jajową młodej Amerykanki, która zgodziła się też urodzić Robertowi Salomone drugie dziecko - dziewczynkę. Przyszła ona na świat w tydzień po porodzie Jeanine Salomone. Cała czwórka zamieszkała w Draguignan nad Morzem Śródziemnym, w domu ponadosiemdziesięcioletniej matki Roberta i Jeanine. "Zależało nam na tym, by nasza rodzina przetrwała" - oświadczyła Jeanine Salomone.
Trzydziestopięcioletnia Diane Blood z Nottingham wyjechała do Belgii, by się poddać zabiegowi, w którym lekarze wykorzystali nasienie jej zmarłego męża Stephena. Plemniki pobrano w 1995 r., gdy Stephen zapadł w śpiączkę na skutek powikłań zapalenia opon mózgowych. Komisja HFEA nie zgodziła się jednak na wykorzystanie ich do sztucznego zapłodnienia. Dopiero na mocy decyzji sądu apelacyjnego Brytyjka uzyskała zezwolenie na poddanie się zabiegowi w innym kraju Unii Europejskiej. Trzy lata temu urodziła syna Liama. Od kilku miesięcy jest powtórnie w ciąży - również po zapłodnieniu nasieniem zmarłego męża. O zezwolenie na podobny zabieg w klinice Center for Reproductive Medicine w Bristolu stara się teraz inna trzydziestoczteroletnia kobieta, której nazwiska nie ujawniono. Pragnie ona wykorzystać nasienie pobrane po śmierci jej męża, zmarłego nagle z powodu ataku astmy w wieku 47 lat.
W tym roku w Dniu Świętego Walentego w Wielkiej Brytanii urodziło się pierwsze w Europie dziecko, które genetycy "zaprojektowali" tak, by mogło być dawcą komórek krwi dla pięcioletniego brata cierpiącego na białaczkę. Dziewczynka przyszła na świat po zabiegu, jakiemu w klinice Reproductive Genetics Institute w Chicago poddała się jej matka. Dopiero wtedy Komisja Sztucznego Zapłodnienia i Embriologii wydała jednorazową zgodę na przeprowadzenie w Anglii podobnego zabiegu. Wkrótce skorzystają z niego Raj i Shahana Hashmi, rodzice dwuletniego Zaina, który cierpi na talasemię, niedokrwistość powodowaną wrodzoną niezdolnością do wytwarzania hemoglobiny A (często występującą wśród Hindusów).
Lekarze stosują w takich sytuacjach tzw. diagnostykę preimplantacyjną. Po zapłodnieniu in vitro dokonują przeglądu genetycznego zarodków i wszczepiają do narządów rodnych matki jedynie te, które nie mają żadnej wady i wykazują największą zgodność tkankową z organizmem chorego dziecka. Inne embriony są niszczone. Podczas porodu tak "zaprojektowanego" dziecka pobierana jest krew pępowinowa zawierająca komórki macierzyste szpiku kostnego. Ich przeszczep znacznie zwiększa szanse wyleczenia chorego na białaczkę lub niedokrwistość.
Zbigniew Wojtasiński
Pełny tekst "Embrionów w poczcie" w najnowszym, 1016 numerze tygodnika "Wprost", w kioskach od poniedziałku 13 maja.
W numerze także: Cztery kąty kryzysu (O ponad 30 proc. w porównaniu z rokiem 1997 spadły ceny mieszkań! I nadal spadają. Gdzie i jak najkorzystniej kupić mieszkanie? Czy taniej już nie będzie?)