Mrozy mogą sparaliżować największe polskie miasta
Trzy tygodnie temu ruch uliczny w Warszawie sparaliżowała "rzeka", która na skutek awarii sieci wodociągowej popłynęła Trasą Łazienkowską. Straty spowodowane fatalnym stanem polskich systemów ciepłowniczych, kanalizacyjnych i wodnych oceniane są na 10 proc. PKB. Ponad 50 proc. instalacji wymaga remontów lub wymiany. Aż 85 proc. sieci ciepłowniczej powstało według przestarzałych technologii. Prawie 15 proc. dróg krajowych wymaga natychmiastowego remontu. Przyczyną 70 proc. wypadków na kolei - według raportu NIK - jest zły stan torowisk. Zeszłoroczna powódź ujawniła z kolei zaniedbania w regulacji dróg wodnych. Wystarczą kilkudniowe silne mrozy, by przynajmniej część wielkich miast została sparaliżowana. Już obecnie niektóre budynki są od kilkunastu miesięcy pozbawione gazu lub bieżącej wody. Kiedy chwycą mrozy, w takiej sytuacji mogą się znaleźć całe dzielnice.
"Rozbudowa i naprawa dróg to jeden z absolutnych priorytetów rozwojowych Polski" - stwierdził wicepremier Leszek Balcerowicz przed wrześniowym posiedzeniem KERM. Tymczasem pieniędzy wystarcza jedynie na remont 500 km dróg rocznie, a o budowie nowych tras na razie nie ma co marzyć. Czyżby zapomniano, że po 1989 r. Polska stała się krajem tranzytowym? A przecież 26 mln pojazdów, które wyjechały w ubiegłym roku na polskie drogi, zrujnowało nie tylko jezdnie, ale także całą infrastrukturę. - Można by zapobiec niszczeniu infrastruktury, kierując ruch kołowy poza miasta. Aby odciążyć zatłoczone aglomeracje, 30 obwodnic już powinno być oddanych do użytku, a co najmniej 80 musiałoby się znajdować w budowie - i to uwzględniając jedynie miasta do 150 tys. mieszkańców. W rzeczywistości jednak zrobiono niewiele - mówi Edward Archutowski, naczelnik sieci drogowej w Generalnej Dyrekcji Dróg Publicznych.
Zwiększający się z roku na rok ruch drogowy powoduje rozszczelnienie instalacji gazowych i wodnych. Siła wibracji powiększa się, kiedy grunt zamarza lub rozmarza. W efekcie zimą każdy pojazd działa na leżące pod jezdnią instalacje, szczególnie żeliwne, jak młot pneumatyczny. Należy pamiętać, że po drogach krajowych i miejskich przejeżdża średnio 3 tys. pojazdów na dobę (po drogach międzynarodowych - 9 tys.). - Przyczyną awarii na Trasie Łazienkowskiej mogły być wibracje spowodowane przez nasilony ruch samochodów. Tego rodzaju wibracje są przyczyną wielu wypadków także w innych miastach Polski - zauważa Edward Archutowski. Wynika z tego, że już dawno większość samochodów w ruchu tranzytowym powinna się poruszać po autostradach i obwodnicach, omijając wszystkie większe miejscowości. Eksperci twierdzą, że w ten sposób wibracje zmniejszyłyby się o jedną trzecią. To szczególnie ważne dla miejscowości położonych na zachodzie kraju, gdzie znajduje się czwarta część tras, obsługujących w dodatku aż 65 proc. całego ruchu drogowego.
Dużym problemem jest w Polsce stan sieci gazowej. Zeszłej zimy w Opolu doszło do rozszczelnienia podziemnego gazociągu biegnącego pod ulicami miasta. Gaz wędrujący szczelinami zgromadził się w piwnicach dwóch budynków. Mieszkańców trzeba było ewakuować. Eksperci specjalnej komisji, którzy badali okoliczności wybuchu gazu w Milanówku w lutym 1996 r. (dwie osoby ranne), nie byli pewni, czy przyczyną wypadku były drgania podłoża, przemarzanie gruntu czy też działanie obu tych czynników naraz. Dwa lata temu w Kielcach trzeba było ewakuować 400 rodzin z pięciu bloków, a w Jaśle - również na skutek wibracji - pękła magistrala gazowa. Gaz pod pokrywą zamarzniętej ziemi przedostał się do piwnic. Jedna osoba zginęła, a siedem zostało rannych. Najgłośniejsza katastrofa wydarzyła się jednak w lutym 1979 r. w Warszawie. Wyleciała wówczas w powietrze rotunda PKO, położona przy najruchliwszym skrzyżowaniu w Polsce. Do podziemi budynku gaz przedostał się przez pękniętą żeliwną zasuwę.
W 1997 r. tylko w Warszawie pogotowie gazowe interweniowało 65 tys. razy. Jak twierdzą specjaliści, wyjątkowo złej jakości są instalacje gazowe położone w latach 70. - Trafiały się fatalne partie rur rumuńskich, nie przestrzegano też tak elementarnych wymogów jak porządna izolacja - mówi Waldemar Skwarczyński, szef eksploatacji Krajowej Dyspozycji Gazu. Żeliwne rury zastosowano w większości linii przesyłowych kładzionych w latach 60. i 70. Zdawały one egzamin, gdy tłoczono gaz koksowniczy. Zmiana na "suchy" gaz ziemny spowodowała jednak całą serię awarii.
Instalacje gazowe są dziś największym zagrożeniem dla mieszkańców domów wielorodzinnych. Kiedy je budowano, oszczędzano na przyłączach, stawiając bloki bezpośrednio na głównym przewodzie gazowym. Wystarczy mała szczelina, by taki budynek wyleciał w powietrze. Częstą przyczyną wybuchów są też prymitywnie wykonane instalacje, za pomocą których część mieszkańców kradnie gaz "sprzed licznika". Poważne zagrożenie stwarza także gaz ulatniający się z zalanych palników. Tymczasem w Polsce nie działa systematyczny dozór techniczny, który mógłby wykrywać zagrożenia, zanim jeszcze dojdzie do katastrofy. Zdarza się też, że ignorowane są zalecenia inspekcji - nie usuwane usterki są wówczas przyczyną nieszczęść. Z takiego właśnie powodu wybuchł pożar w hali Stoczni Gdańskiej. Przez 15 lat nie udało się tam usunąć zagrożeń wskazanych podczas kontroli.
Dużym problemem jest w Polsce stan sieci gazowej - w zeszłym roku tylko w Warszawie pogotowie gazowe interweniowało 65 tys. razy
Waldemar Skwarczyński uważa, że wymiana starych instalacji na nowe przebiegała sprawnie dwa lata temu, kiedy wydarzyło się najwięcej katastrof. W 1998 r. lokalne władze zaczęły zmniejszać nakłady na modernizację sieci gazowych. W ten sposób zwiększy się na pewno - oceniany przez niektórych ekspertów na 30 proc. - odsetek awarii sieci przesyłowych. - Jestem optymistką. Wszystkie instalacje zostały przez nas skontrolowane. Mimo że część ze 104 tys. km sieci przesyłowych i dystrybucyjnych wymaga modernizacji, nie przewidujemy większych zagrożeń podczas tegorocznej zimy - uspokaja Małgorzata Ciemnołońska z Krajowej Dyspozycji Gazu. Ten optymizm byłby uzasadniony, gdyby zimą ubiegłego roku nie doszło do eksplozji w obiektach, w których w ogóle nie było instalacji gazowej. Według Biura Rozpoznawania Zagrożeń Komendy Głównej Straży Pożarnej, takie nadzwyczajne wypadki zdarzają się wtedy, kiedy ulatniający się gaz wędruje pod zamarzniętą powierzchnią ziemi wszelkimi dostępnymi kanałami i szczelinami, na przykład tam, gdzie ułożone są inne instalacje. Efekty w szczególny sposób ujawniają się między grudniem a marcem, kiedy ziemia rozmarza i gaz wydostaje się na powierzchnię, wypełniając piwnice budynków.
W ubiegłym tygodniu ponad 200 tys. mieszkańców Szczecina zostało pozbawionych ogrzewania - pękła przerdzewiała magistrala. - Tradycyjna sieć ciepłownicza jest wrażliwa na zwiększony ruch samochodów oraz tramwajów. W niektórych systemach ciepłowniczych prawie cała sieć nadaje się do wymiany. Dotyczy to przede wszystkim Wrocławia, Opola czy Raciborza, czyli miast, które dodatkowo w lipcu 1997 r. dotknęła powódź. Sieci tych miast należy poddać generalnej rekonstrukcji - twierdzi prof. Stanisław Mańkowski z Uczelnianego Centrum Badawczego Energetyki i Ochrony Środowiska Politechniki Warszawskiej. Polskie sieci ciepłownicze składają się z ok. 15,5 tys. kilometrów rur. Aby zapewnić bezpieczeństwo największych z nich, co roku należałoby wymieniać 5 proc. instalacji. - Stan techniczny sieci ciepłowniczych był katastrofalny jeszcze w pierwszej połowie lat 80., kiedy wykorzystywano przestarzałe technologie, a wykonawstwo urągało wszelkim normom. Obecnie stan tych systemów znacznie się poprawił - tłumaczy prof. Mańkowski.
Niebezpieczne dla zdrowia i życia są również prowizoryczne instalacje elektryczne ze sterczącymi, nie izolowanymi "skrętkami". Do 1990 r. w budynkach wznoszonych z wielkiej płyty właściwie wszystkie instalacje elektryczne wykonywano z bardzo cienkiego drutu aluminiowego. Przewody te przepalają się, gdy w mieszkaniach przybywa urządzeń elektrycznych i rośnie zapotrzebowanie na energię, a tak dzieje się właśnie zimą, kiedy uruchamiane są urządzenia grzewcze.
Straty spowodowane złym stanem systemów ciepłowniczych, kanalizacyjnych i wodnych oceniane są na 10 proc. PKB. Specjaliści z Instytutu Mechaniki Precyzyjnej w Warszawie twierdzą, że za wodę i ciepło płynące skorodowanymi wodociągami i ciepłociągami płacimy o 10-20 proc. więcej, niż powinniśmy. Tymczasem nowoczesna katodowa ochrona instalacji, pochłaniająca jedynie 0,1 proc. kosztów inwestycji, została zastosowana tylko w dwóch miastach. Reszta aglomeracji stosuje ciągle tradycyjne i kosztowne (10 proc. wartości inwestycji) metody powłokowe. Paradoksalnie, obecnie w lepszej sytuacji są mieszkańcy wsi - buduje się tam bowiem nowoczesne sieci wodociągowe i kanalizacyjne, głównie z rur polietylenowych.
Funkcjonowanie kraju zimą będzie surowym sprawdzianem dla całej infrastruktury, w tym dla sieci telefonicznych i energetycznych oraz linii kolejowych. Przedstawiciele Dyrekcji Krajowej Dyspozycji Mocy uważają, że chociaż sieci przesyłowe są w znacznym stopniu zamortyzowane, nie powinno być poważniejszych awarii. Jednak wyłączenia prądu - czasami wielogodzinne - objęły w ubiegłym roku kilkaset tysięcy osób. Nie lepiej wygląda sytuacja na kolei. "Polskie koleje mogą sprawnie funkcjonować w przeciętnych warunkach zimowych, kiedy temperatura nie spada poniżej 10 stopni" - stwierdził Andrzej Zdziech z Dyrekcji Generalnej PKP. Tymczasem podczas ostatniej zimy każdej doby pękało ok. 50 szyn kolejowych, zamarzała trzecia część rozjazdów.
Trudno ocenić koszty wszystkich awarii infrastruktury sieciowej w Polsce. W każdym wypadku trzeba doliczyć indywidualne straty użytkowników oraz straty wynikające z sytuacji nadzwyczajnych. Najwięcej kosztuje zaniechanie modernizacji poszczególnych systemów. Obliczono na przykład, że podczas ubiegłorocznej powodzi uratowano by mienie wartości 5 mld zł, gdyby uregulowano bieg Wisły i Odry. Być może reforma samorządowa sprawi, że lokalne społeczności lepiej będą dbały o infrastrukturę, przeznaczą też więcej pieniędzy na jej modernizację. W przeciwnym razie każda mroźna zima będzie oznaczała katastrofę.
Kronika wypadków
Luty 1979 r. - eksplozja gazu całkowicie zniszczyła rotundę PKO w
Warszawie. Zginęło wówczas 49 osób, a 135 zostało rannych. Po
szoku spowodowanym tą eksplozją służby gazowe przez dwa lata
sprawdzały instalacje, a w najważniejszych gmachach partyjnych i
rządowych zainstalowano czujniki gazowe.
Grudzień 1993 r. - wybuch gazu zburzył blok nr 214 na łódzkim osiedlu
Retkinia. Śmierć poniosło kilkunastu mieszkańców. Przyczyną tragedii
był gaz ulatniający się z uszkodzonego przez koparkę przewodu.
Kwiecień 1995 r. - eksplozja spowodowana rozmyślnym wykręceniem
odwadniaczy gazowych zniszczyła wieżowiec w Gdańsku-Wrzeszczu.
Siła wybuchu była tak potężna, że zapadły się trzy pierwsze
kondygnacje budynku, a pozostałe trzeba było wyburzyć. W katastrofie
zginęło ponad 20 osób.
Styczeń 1996 r. - wybuch gazu w Jaśle był przyczyną śmierci
osiemnastoletniej kobiety. Siedem osób zostało rannych.
Styczeń 1996 r. - eksplozja w domu jednorodzinnym w Lublinie
spowodowała śmierć 32-letniej kobiety, a jej mąż i pięcioro dzieci trafili
do szpitala.
Styczeń 1996 r. - seria wybuchów spowodowanych nieszczelnością
magistrali gazowej zniszczyła trzystumetrowy odcinek ul. Szkolnej w
Kielcach. Z domów ewakuowano wówczas około tysiąca osób.
Luty 1996 r. - nieszczelna instalacja gazowa stała się przyczyną
wybuchu, który całkowicie zniszczył willę w Milanówku koło Warszawy.
Ciężko ranna została 21-letnia kobieta i jej dziewięciomiesięczny syn.
Luty 1996 r. - w ciągu jednego dnia gaz wybuchł w mieszkaniu w
Tarnowskich Górach oraz na dziewiątym piętrze wieżowca w
Bydgoszczy, gdzie katastrofę spowodowała ekipa wymieniająca
instalację gazową.
Luty 1996 r. - eksplozja gazu zniszczyła trzypiętrową kamienicę w
Chorzowie. Sześć osób zostało rannych, jedenaście rodzin straciło
dach nad głową.
Październik 1996 r. - na poznańskim osiedlu Podolany wybuch gazu
zniszczył dom jednorodzinny. Przyczyną wypadku było
prawdopodobnie nielegalne podłączenie się do sieci. Willa do dziś nie
została rozebrana i stanowi zagrożenie dla mieszkańców.
Marzec 1998 r. - z powodu nieszczelności instalacji wybuchł gaz w
domu jednorodzinnym w Szczecinie.
Sierpień 1998 r. - w wyniku eksplozji gazu w budynku wielorodzinnym
w Inowrocławiu jedna osoba została ciężko poparzona.
Październik 1998 r. - w Dźwirzynie na skutek wybuchu gazu zginęła
jedna osoba.
"Rozbudowa i naprawa dróg to jeden z absolutnych priorytetów rozwojowych Polski" - stwierdził wicepremier Leszek Balcerowicz przed wrześniowym posiedzeniem KERM. Tymczasem pieniędzy wystarcza jedynie na remont 500 km dróg rocznie, a o budowie nowych tras na razie nie ma co marzyć. Czyżby zapomniano, że po 1989 r. Polska stała się krajem tranzytowym? A przecież 26 mln pojazdów, które wyjechały w ubiegłym roku na polskie drogi, zrujnowało nie tylko jezdnie, ale także całą infrastrukturę. - Można by zapobiec niszczeniu infrastruktury, kierując ruch kołowy poza miasta. Aby odciążyć zatłoczone aglomeracje, 30 obwodnic już powinno być oddanych do użytku, a co najmniej 80 musiałoby się znajdować w budowie - i to uwzględniając jedynie miasta do 150 tys. mieszkańców. W rzeczywistości jednak zrobiono niewiele - mówi Edward Archutowski, naczelnik sieci drogowej w Generalnej Dyrekcji Dróg Publicznych.
Zwiększający się z roku na rok ruch drogowy powoduje rozszczelnienie instalacji gazowych i wodnych. Siła wibracji powiększa się, kiedy grunt zamarza lub rozmarza. W efekcie zimą każdy pojazd działa na leżące pod jezdnią instalacje, szczególnie żeliwne, jak młot pneumatyczny. Należy pamiętać, że po drogach krajowych i miejskich przejeżdża średnio 3 tys. pojazdów na dobę (po drogach międzynarodowych - 9 tys.). - Przyczyną awarii na Trasie Łazienkowskiej mogły być wibracje spowodowane przez nasilony ruch samochodów. Tego rodzaju wibracje są przyczyną wielu wypadków także w innych miastach Polski - zauważa Edward Archutowski. Wynika z tego, że już dawno większość samochodów w ruchu tranzytowym powinna się poruszać po autostradach i obwodnicach, omijając wszystkie większe miejscowości. Eksperci twierdzą, że w ten sposób wibracje zmniejszyłyby się o jedną trzecią. To szczególnie ważne dla miejscowości położonych na zachodzie kraju, gdzie znajduje się czwarta część tras, obsługujących w dodatku aż 65 proc. całego ruchu drogowego.
Dużym problemem jest w Polsce stan sieci gazowej. Zeszłej zimy w Opolu doszło do rozszczelnienia podziemnego gazociągu biegnącego pod ulicami miasta. Gaz wędrujący szczelinami zgromadził się w piwnicach dwóch budynków. Mieszkańców trzeba było ewakuować. Eksperci specjalnej komisji, którzy badali okoliczności wybuchu gazu w Milanówku w lutym 1996 r. (dwie osoby ranne), nie byli pewni, czy przyczyną wypadku były drgania podłoża, przemarzanie gruntu czy też działanie obu tych czynników naraz. Dwa lata temu w Kielcach trzeba było ewakuować 400 rodzin z pięciu bloków, a w Jaśle - również na skutek wibracji - pękła magistrala gazowa. Gaz pod pokrywą zamarzniętej ziemi przedostał się do piwnic. Jedna osoba zginęła, a siedem zostało rannych. Najgłośniejsza katastrofa wydarzyła się jednak w lutym 1979 r. w Warszawie. Wyleciała wówczas w powietrze rotunda PKO, położona przy najruchliwszym skrzyżowaniu w Polsce. Do podziemi budynku gaz przedostał się przez pękniętą żeliwną zasuwę.
W 1997 r. tylko w Warszawie pogotowie gazowe interweniowało 65 tys. razy. Jak twierdzą specjaliści, wyjątkowo złej jakości są instalacje gazowe położone w latach 70. - Trafiały się fatalne partie rur rumuńskich, nie przestrzegano też tak elementarnych wymogów jak porządna izolacja - mówi Waldemar Skwarczyński, szef eksploatacji Krajowej Dyspozycji Gazu. Żeliwne rury zastosowano w większości linii przesyłowych kładzionych w latach 60. i 70. Zdawały one egzamin, gdy tłoczono gaz koksowniczy. Zmiana na "suchy" gaz ziemny spowodowała jednak całą serię awarii.
Instalacje gazowe są dziś największym zagrożeniem dla mieszkańców domów wielorodzinnych. Kiedy je budowano, oszczędzano na przyłączach, stawiając bloki bezpośrednio na głównym przewodzie gazowym. Wystarczy mała szczelina, by taki budynek wyleciał w powietrze. Częstą przyczyną wybuchów są też prymitywnie wykonane instalacje, za pomocą których część mieszkańców kradnie gaz "sprzed licznika". Poważne zagrożenie stwarza także gaz ulatniający się z zalanych palników. Tymczasem w Polsce nie działa systematyczny dozór techniczny, który mógłby wykrywać zagrożenia, zanim jeszcze dojdzie do katastrofy. Zdarza się też, że ignorowane są zalecenia inspekcji - nie usuwane usterki są wówczas przyczyną nieszczęść. Z takiego właśnie powodu wybuchł pożar w hali Stoczni Gdańskiej. Przez 15 lat nie udało się tam usunąć zagrożeń wskazanych podczas kontroli.
Dużym problemem jest w Polsce stan sieci gazowej - w zeszłym roku tylko w Warszawie pogotowie gazowe interweniowało 65 tys. razy
Waldemar Skwarczyński uważa, że wymiana starych instalacji na nowe przebiegała sprawnie dwa lata temu, kiedy wydarzyło się najwięcej katastrof. W 1998 r. lokalne władze zaczęły zmniejszać nakłady na modernizację sieci gazowych. W ten sposób zwiększy się na pewno - oceniany przez niektórych ekspertów na 30 proc. - odsetek awarii sieci przesyłowych. - Jestem optymistką. Wszystkie instalacje zostały przez nas skontrolowane. Mimo że część ze 104 tys. km sieci przesyłowych i dystrybucyjnych wymaga modernizacji, nie przewidujemy większych zagrożeń podczas tegorocznej zimy - uspokaja Małgorzata Ciemnołońska z Krajowej Dyspozycji Gazu. Ten optymizm byłby uzasadniony, gdyby zimą ubiegłego roku nie doszło do eksplozji w obiektach, w których w ogóle nie było instalacji gazowej. Według Biura Rozpoznawania Zagrożeń Komendy Głównej Straży Pożarnej, takie nadzwyczajne wypadki zdarzają się wtedy, kiedy ulatniający się gaz wędruje pod zamarzniętą powierzchnią ziemi wszelkimi dostępnymi kanałami i szczelinami, na przykład tam, gdzie ułożone są inne instalacje. Efekty w szczególny sposób ujawniają się między grudniem a marcem, kiedy ziemia rozmarza i gaz wydostaje się na powierzchnię, wypełniając piwnice budynków.
W ubiegłym tygodniu ponad 200 tys. mieszkańców Szczecina zostało pozbawionych ogrzewania - pękła przerdzewiała magistrala. - Tradycyjna sieć ciepłownicza jest wrażliwa na zwiększony ruch samochodów oraz tramwajów. W niektórych systemach ciepłowniczych prawie cała sieć nadaje się do wymiany. Dotyczy to przede wszystkim Wrocławia, Opola czy Raciborza, czyli miast, które dodatkowo w lipcu 1997 r. dotknęła powódź. Sieci tych miast należy poddać generalnej rekonstrukcji - twierdzi prof. Stanisław Mańkowski z Uczelnianego Centrum Badawczego Energetyki i Ochrony Środowiska Politechniki Warszawskiej. Polskie sieci ciepłownicze składają się z ok. 15,5 tys. kilometrów rur. Aby zapewnić bezpieczeństwo największych z nich, co roku należałoby wymieniać 5 proc. instalacji. - Stan techniczny sieci ciepłowniczych był katastrofalny jeszcze w pierwszej połowie lat 80., kiedy wykorzystywano przestarzałe technologie, a wykonawstwo urągało wszelkim normom. Obecnie stan tych systemów znacznie się poprawił - tłumaczy prof. Mańkowski.
Niebezpieczne dla zdrowia i życia są również prowizoryczne instalacje elektryczne ze sterczącymi, nie izolowanymi "skrętkami". Do 1990 r. w budynkach wznoszonych z wielkiej płyty właściwie wszystkie instalacje elektryczne wykonywano z bardzo cienkiego drutu aluminiowego. Przewody te przepalają się, gdy w mieszkaniach przybywa urządzeń elektrycznych i rośnie zapotrzebowanie na energię, a tak dzieje się właśnie zimą, kiedy uruchamiane są urządzenia grzewcze.
Straty spowodowane złym stanem systemów ciepłowniczych, kanalizacyjnych i wodnych oceniane są na 10 proc. PKB. Specjaliści z Instytutu Mechaniki Precyzyjnej w Warszawie twierdzą, że za wodę i ciepło płynące skorodowanymi wodociągami i ciepłociągami płacimy o 10-20 proc. więcej, niż powinniśmy. Tymczasem nowoczesna katodowa ochrona instalacji, pochłaniająca jedynie 0,1 proc. kosztów inwestycji, została zastosowana tylko w dwóch miastach. Reszta aglomeracji stosuje ciągle tradycyjne i kosztowne (10 proc. wartości inwestycji) metody powłokowe. Paradoksalnie, obecnie w lepszej sytuacji są mieszkańcy wsi - buduje się tam bowiem nowoczesne sieci wodociągowe i kanalizacyjne, głównie z rur polietylenowych.
Funkcjonowanie kraju zimą będzie surowym sprawdzianem dla całej infrastruktury, w tym dla sieci telefonicznych i energetycznych oraz linii kolejowych. Przedstawiciele Dyrekcji Krajowej Dyspozycji Mocy uważają, że chociaż sieci przesyłowe są w znacznym stopniu zamortyzowane, nie powinno być poważniejszych awarii. Jednak wyłączenia prądu - czasami wielogodzinne - objęły w ubiegłym roku kilkaset tysięcy osób. Nie lepiej wygląda sytuacja na kolei. "Polskie koleje mogą sprawnie funkcjonować w przeciętnych warunkach zimowych, kiedy temperatura nie spada poniżej 10 stopni" - stwierdził Andrzej Zdziech z Dyrekcji Generalnej PKP. Tymczasem podczas ostatniej zimy każdej doby pękało ok. 50 szyn kolejowych, zamarzała trzecia część rozjazdów.
Trudno ocenić koszty wszystkich awarii infrastruktury sieciowej w Polsce. W każdym wypadku trzeba doliczyć indywidualne straty użytkowników oraz straty wynikające z sytuacji nadzwyczajnych. Najwięcej kosztuje zaniechanie modernizacji poszczególnych systemów. Obliczono na przykład, że podczas ubiegłorocznej powodzi uratowano by mienie wartości 5 mld zł, gdyby uregulowano bieg Wisły i Odry. Być może reforma samorządowa sprawi, że lokalne społeczności lepiej będą dbały o infrastrukturę, przeznaczą też więcej pieniędzy na jej modernizację. W przeciwnym razie każda mroźna zima będzie oznaczała katastrofę.
Kronika wypadków
Luty 1979 r. - eksplozja gazu całkowicie zniszczyła rotundę PKO w
Warszawie. Zginęło wówczas 49 osób, a 135 zostało rannych. Po
szoku spowodowanym tą eksplozją służby gazowe przez dwa lata
sprawdzały instalacje, a w najważniejszych gmachach partyjnych i
rządowych zainstalowano czujniki gazowe.
Grudzień 1993 r. - wybuch gazu zburzył blok nr 214 na łódzkim osiedlu
Retkinia. Śmierć poniosło kilkunastu mieszkańców. Przyczyną tragedii
był gaz ulatniający się z uszkodzonego przez koparkę przewodu.
Kwiecień 1995 r. - eksplozja spowodowana rozmyślnym wykręceniem
odwadniaczy gazowych zniszczyła wieżowiec w Gdańsku-Wrzeszczu.
Siła wybuchu była tak potężna, że zapadły się trzy pierwsze
kondygnacje budynku, a pozostałe trzeba było wyburzyć. W katastrofie
zginęło ponad 20 osób.
Styczeń 1996 r. - wybuch gazu w Jaśle był przyczyną śmierci
osiemnastoletniej kobiety. Siedem osób zostało rannych.
Styczeń 1996 r. - eksplozja w domu jednorodzinnym w Lublinie
spowodowała śmierć 32-letniej kobiety, a jej mąż i pięcioro dzieci trafili
do szpitala.
Styczeń 1996 r. - seria wybuchów spowodowanych nieszczelnością
magistrali gazowej zniszczyła trzystumetrowy odcinek ul. Szkolnej w
Kielcach. Z domów ewakuowano wówczas około tysiąca osób.
Luty 1996 r. - nieszczelna instalacja gazowa stała się przyczyną
wybuchu, który całkowicie zniszczył willę w Milanówku koło Warszawy.
Ciężko ranna została 21-letnia kobieta i jej dziewięciomiesięczny syn.
Luty 1996 r. - w ciągu jednego dnia gaz wybuchł w mieszkaniu w
Tarnowskich Górach oraz na dziewiątym piętrze wieżowca w
Bydgoszczy, gdzie katastrofę spowodowała ekipa wymieniająca
instalację gazową.
Luty 1996 r. - eksplozja gazu zniszczyła trzypiętrową kamienicę w
Chorzowie. Sześć osób zostało rannych, jedenaście rodzin straciło
dach nad głową.
Październik 1996 r. - na poznańskim osiedlu Podolany wybuch gazu
zniszczył dom jednorodzinny. Przyczyną wypadku było
prawdopodobnie nielegalne podłączenie się do sieci. Willa do dziś nie
została rozebrana i stanowi zagrożenie dla mieszkańców.
Marzec 1998 r. - z powodu nieszczelności instalacji wybuchł gaz w
domu jednorodzinnym w Szczecinie.
Sierpień 1998 r. - w wyniku eksplozji gazu w budynku wielorodzinnym
w Inowrocławiu jedna osoba została ciężko poparzona.
Październik 1998 r. - w Dźwirzynie na skutek wybuchu gazu zginęła
jedna osoba.
Więcej możesz przeczytać w 48/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.