"Parlament musi mieć ostatnie słowo"
Opozycyjni socjaldemokraci i Zieloni zasygnalizowali poparcie dla ustawy, umożliwiającej wdrożenie postanowień lipcowego szczytu strefy euro. Oznacza to, że reforma EFSF uzyska większość w parlamencie Niemiec. Jednak pod znakiem zapytania pozostaje, czy "za" opowie się też większość koalicji rządzącej. Część chadeków uważa bowiem, że dotychczasowe decyzje służące walce z kryzysem nie rozwiązują problemów strefy euro. Chadecja i współrządzący Niemcami liberałowie żądają też wzmocnienia uprawnień parlamentu w kwestiach dotyczących udzielania pomocy zagrożonym bankructwem krajom strefy euro. - Parlament musi mieć ostatnie słowo we wszystkich ważnych decyzjach. Prawo budżetowe jest królewskim uprawnieniem Bundestagu - powiedział przewodniczący liberalnej Partii Wolnych Demokratów (FDP) Philipp Roesler.
Rząd będzie musiał pytać
Politycy koalicji proponują, by kwestia wzmocnienia uprawnień parlamentu została uregulowana w osobnej ustawie. Rząd zobowiązany jest jedynie do starań o porozumienie z komisją budżetową Bundestagu zanim podejmie decyzję o udziale w działaniach pomocowych dla krajów strefy euro, które popadną w tarapaty finansowe. Proponowane nowe rozwiązania przewidują, że rząd będzie musiał uzyskać zgodę Bundestagu na takie ważne działania, jak udzielenie pomocy zadłużonemu państwu strefy euro. Pod kontrolą komisji budżetowej Bundestagu byłyby także kroki podejmowane przez EFSF, np. wykup obligacji państwowych.
Brak zgody to nowe wybory
Gdyby reforma EFSF nie uzyskała we wrześniowym głosowaniu poparcia większości chadecko-liberalnej koalicji byłby to poważny problem dla kanclerz Angeli Merkel. Zdaniem sekretarz generalnej opozycyjnej SPD Andrei Nahles w przypadku braku koalicyjnej większości prawdopodobne będą nowe wybory. - Tak to jest w demokracji kanclerskiej i wiedzą to również posłowie chadecji - powiedziała Nahles w wywiadzie opublikowanym w "Berliner Morgenpost".
zew, PAP