Bacziulis przypomina, że w każdym ruchu oporu część jego działaczy nie jest uczciwa i ci, którzy wspierają finansowo takie ruchy, wiedzą o tym i dając pieniądze, liczą się z tym. "Podobnie jest z Białorusią. Spójrzmy, jakie marne są wyniki walki z reżimem, a jak intensywnie wzrasta liczba osób walczących z nim zawodowo, a także liderów opozycji" - pisze Bacziulis. Przypomina, że w 2006 roku w wyborach prezydenckich na Białorusi startowało trzech oponentów Łukaszenki, a w 2010 - już dziewięciu, "a wynik wyborów nie uległ zmianie".
"Białoruscy opozycjoniści panoszą się w Wilnie jak na własnym podwórku. Dysponując dużymi, nie zaksięgowanymi środkami, zakładają fikcyjne przedsiębiorstwa, zajmują się spekulacją nieruchomościami, utrzymują nieformalne, czasami bardzo intymne stosunki z litewskimi dyplomatami i urzędnikami bezpieczeństwa" - pisze Bacziulis. W jego przekonaniu, "najgorsze jest to, że w momencie, gdy Łukaszenka padnie, żaden z tych działaczy »opozycyjnych« nie zastąpi go, bo są to nieudacznicy, potrafiący brać cudze pieniądze, a nie osoby walczące o władzę. (...) W ogóle ze wspierania białoruskich opozycjonistów Litwie pozostaną same straty, nie licząc kilku willi działaczy i kilku zardzewiałych do tego czasu limuzyn" - napisał Audrius Bacziulis.
PAP