"Panie premierze, jak żyć?" - zapytał onegdaj Donalda Tuska hodowca papryki, ofiara lipcowych nawałnic, Stanisław Kowalczyk. Wtedy nie padła żadna rozsądna odpowiedź. Bo i co odpowiedzieć? Idźże, chłopie, do polityki. I pan Stanisław poszedł. Z papryką.
Krakowski kongres nie udał się Prezesowi tak, jak sobie to wyobrażał. Kongres miał przede wszystkim umocnić kandydaturę Andrzeja Dudy, który próbował swoich sił m.in. w wyborach na prezydenta Krakowa. Miało być wystąpienie Dudy, zakończone mocnym akcentem Prezesa. Temat? Dlaczego dziś żyje się źle, a za rządów PiS żyło się lepiej. Wszystkim. Taki był scenariusz.
Miast pleść o programowej i politycznej części konwencji, media podchwyciły temat dwóch incydentów. Linoskoczkowie z Greenpeace. Powtórka z kongresu Platformy. Tylko bardziej efektowna. W stylu Indiany Jonesa. Dwóch działaczy Greenpeace zjechało prosto z nieba, by obwieścić światu ekologiczną nowinę. Prezes PiS zachował zimną krew i zaprosił ochotników na kawę. Kawa była smaczna, z ekologicznych upraw, bo tylko taką pije Prezes. I było mnóstwo zrozumienia i obietnic. Ma powstać urząd pełnomocnika ds. odnawialnych źródeł energii, jeśli wybory wygra PiS. Punkt dla Kaczyńskiego. Mamy remis jeśli chodzi o stosunki z Greenpeacem, bo premier Tusk zachował się wcześniej iście po dżentelmeńsku.
Mimo proekologicznej wymowy kongresu, atmosfera została poważnie skaleczona. A skaleczyło ją pojawienie się Stanisława Kowalczyka, niedawnej ofiary lipcowych nawałnic. Pan Kowalczyk, machając papryką, jak niegdyś Chruszczow butem, okazał się całkiem sprawnym politykiem. Widać, że doświadczenie to nie wszystko. Talent się liczy. Wcześniej zadał premierowi Tuskowi pytanie: "Jak żyć?". Teraz zachrypiał: "Coście zrobili się pytam?". Wybuchła wrzawa. Na szczęście mury Opery Krakowskiej, w której odbywała się konwencja, nie takie wrzawy słyszały. Uradowany tłum i sam Prezes przyklasnęli paprykarzowi Kowalczykowi.
Paprykarz Kowalczyk, chcąc nie chcąc, stał się piłeczką w politycznym ping pongu. Najpierw wypłakał się premierowi w rękaw, wzbudził współczucie Polaków i burza, która zniszczyła jego plony, zaowocowała burzą mózgów sztabowców PiS. Pomysł był prosty – wybłagać, przekonać paprykarza Kowalczyka, by stanął po stronie PiS. Pomysł, jak twierdzi Tomasz Poręba, całego sztabu. Rzadki przypadek zbiorowego centralnego układu nerwowego.
Paprykarz Kowalczyk dał się uwieść polityce. Trafił na partię, która żeruje na silnych emocjach. Której nie podobają się sondaże. Która ma coraz mniej czasu. Która musi uderzać z grubej rury. Ale to nie tylko przywara Prawa i Sprawiedliwości. Większość polskich partii lubuje się w ciosach poniżej pasa. Polskie media z kolei z chęcią podłapują te ciosy i transmitują, retransmitują, zapraszają gości, wałkują, maglują, męczą. Żeby nie rzec – politykują. A czasem dla podkreślenia swojej wyjątkowości oburzają się na polityków, tłumacząc, że tak się nie godzi.
Z niedzielnej konwencji PiS znaleźć można jednak jeden pozytywny aspekt: promocję polskiej, zdrowej papryki. Papryka to doskonałe warzywo na poprawę koloru cery i wzmocnienie odporności. Zawiera kapsaicynę, substancję o właściwościach bakteriobójczych, odpowiadającą za ostrość papryki, z której przyrządza się plastry i maści stosowane przy bólach reumatycznych i mięśniowych. Papryka to jedyne warzywo, które w trakcie gotowania, pieczenia czy smażenia nie traci witaminy C. Ale nade wszystko papryka pobudza nasz organizm do produkcji endorfin, popularnego hormonu szczęścia. A więc, politycy, proponuję przejść na paprykową dietę. Może wtedy wszyscy wyborcy, sztabowcy, dziennikarze zniosą te najbliższe trzy tygodnie.
Miast pleść o programowej i politycznej części konwencji, media podchwyciły temat dwóch incydentów. Linoskoczkowie z Greenpeace. Powtórka z kongresu Platformy. Tylko bardziej efektowna. W stylu Indiany Jonesa. Dwóch działaczy Greenpeace zjechało prosto z nieba, by obwieścić światu ekologiczną nowinę. Prezes PiS zachował zimną krew i zaprosił ochotników na kawę. Kawa była smaczna, z ekologicznych upraw, bo tylko taką pije Prezes. I było mnóstwo zrozumienia i obietnic. Ma powstać urząd pełnomocnika ds. odnawialnych źródeł energii, jeśli wybory wygra PiS. Punkt dla Kaczyńskiego. Mamy remis jeśli chodzi o stosunki z Greenpeacem, bo premier Tusk zachował się wcześniej iście po dżentelmeńsku.
Mimo proekologicznej wymowy kongresu, atmosfera została poważnie skaleczona. A skaleczyło ją pojawienie się Stanisława Kowalczyka, niedawnej ofiary lipcowych nawałnic. Pan Kowalczyk, machając papryką, jak niegdyś Chruszczow butem, okazał się całkiem sprawnym politykiem. Widać, że doświadczenie to nie wszystko. Talent się liczy. Wcześniej zadał premierowi Tuskowi pytanie: "Jak żyć?". Teraz zachrypiał: "Coście zrobili się pytam?". Wybuchła wrzawa. Na szczęście mury Opery Krakowskiej, w której odbywała się konwencja, nie takie wrzawy słyszały. Uradowany tłum i sam Prezes przyklasnęli paprykarzowi Kowalczykowi.
Paprykarz Kowalczyk, chcąc nie chcąc, stał się piłeczką w politycznym ping pongu. Najpierw wypłakał się premierowi w rękaw, wzbudził współczucie Polaków i burza, która zniszczyła jego plony, zaowocowała burzą mózgów sztabowców PiS. Pomysł był prosty – wybłagać, przekonać paprykarza Kowalczyka, by stanął po stronie PiS. Pomysł, jak twierdzi Tomasz Poręba, całego sztabu. Rzadki przypadek zbiorowego centralnego układu nerwowego.
Paprykarz Kowalczyk dał się uwieść polityce. Trafił na partię, która żeruje na silnych emocjach. Której nie podobają się sondaże. Która ma coraz mniej czasu. Która musi uderzać z grubej rury. Ale to nie tylko przywara Prawa i Sprawiedliwości. Większość polskich partii lubuje się w ciosach poniżej pasa. Polskie media z kolei z chęcią podłapują te ciosy i transmitują, retransmitują, zapraszają gości, wałkują, maglują, męczą. Żeby nie rzec – politykują. A czasem dla podkreślenia swojej wyjątkowości oburzają się na polityków, tłumacząc, że tak się nie godzi.
Z niedzielnej konwencji PiS znaleźć można jednak jeden pozytywny aspekt: promocję polskiej, zdrowej papryki. Papryka to doskonałe warzywo na poprawę koloru cery i wzmocnienie odporności. Zawiera kapsaicynę, substancję o właściwościach bakteriobójczych, odpowiadającą za ostrość papryki, z której przyrządza się plastry i maści stosowane przy bólach reumatycznych i mięśniowych. Papryka to jedyne warzywo, które w trakcie gotowania, pieczenia czy smażenia nie traci witaminy C. Ale nade wszystko papryka pobudza nasz organizm do produkcji endorfin, popularnego hormonu szczęścia. A więc, politycy, proponuję przejść na paprykową dietę. Może wtedy wszyscy wyborcy, sztabowcy, dziennikarze zniosą te najbliższe trzy tygodnie.