Rozmowa z BASIĄ TRZETRZELEWSKĄ, piosenkarką
Roman Rogowiecki: - Jak z perspektywy Zachodu ocenia pani nasz przemysł muzyczny?
Basia Trzetrzelewska: - Zaskakuje mnie to, ile talentów pojawiło się w ciągu ostatnich lat na polskim rynku muzycznym. Gdyby nasi wykonawcy nagrywali w języku angielskim, a ich płyty wydawano w innych krajach, na pewno zdobyliby za granicą wielką popularność. Rodzimi artyści mają swój styl, lecz Polacy nie doceniają własnych talentów. Cieszy mnie, że ostatnio zaczynają w siebie wierzyć. Dotyczy to zwłaszcza młodych ludzi, którzy nie czują balastu komunistycznego i nie mają z tego powodu kompleksów. Dla nich cały świat jest "ich" miejscem. Kayah to jedna z ciekawszych osobowości polskiego rynku muzycznego. Bardzo podoba mi się płyta tej artystki i jej sposób pracy. Równie oryginalna wydaje mi się Renata Przemyk. Ona powinna nagrywać po angielsku. Nasza muzyka różni się od dostępnej na rynku amerykańskim, a Zachód lubi ciekawostki geograficzne. Dla nich jestem właśnie taką ciekawostką i dlatego mnie dostrzeżono.
Basia Trzetrzelewska, piosenkarka pop-jazzu. Od 18 lat mieszka w Anglii. W Polsce karierę wokalistki rozpoczynała z warszawskim zespołem Alibabki. Później śpiewała w Perfekcie, z którym przez sześć miesięcy koncertowała w Chicago. Po pobycie w Stanach Zjednoczonych w styczniu 1981 r. przeniosła się do Wielkiej Brytanii. Po kilku sesjach nagraniowych przystąpiła do grupy jazzowo-funkowej Bronze. Kierował nią Danny White, z którym później związała się muzycznie na stałe. Po rozpadzie zespołu zaczęła śpiewać w formacji Matt Bianco, również prowadzonej przez Danny’ego White’a. Pierwszy album grupy - "Which Side Are You on?" - miał ogromne powodzenie; na całym świecie sprzedano półtora miliona płyt.W 1987 r. Trzetrzelewska zadebiutowała jako samodzielna wokalistka albumem "Time and Tide", który przez osiem tygodni znajdował się na szczycie jazzowej listy Billboard. W listopadzie 1988 r. artystce przyznano złotą płytę, a w grudniu 1989 r. - platynową. Basia wraz ze swoimi muzykami odbyła pierwszą światową trasę koncertową. W lutym 1990 r. zaprezentowała album "London, Warsaw, New York". W maju 1994 r. artystka wydała trzeci album "The Sweetest Illusion". W listopadzie tego roku przygotowała "Basia on Broadway". Jest to kolekcja koncertów na żywo, zarejestrowanych podczas występów w Neil Simon Theater w Nowym Jorku.
- Wystąpiła pani na Broadwayu. Dla każdego artysty w pani branży jest to największe osiągnięcie.
- To głównie zasługa mojego menedżera, który "zjadł zęby" w tej pracy, zwłaszcza w Nowym Jorku. Jest nowojorczykiem i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Od początku naszej współpracy miał wizję mojego występu na Broadwayu. Ja tym słowem byłam przerażona, on zaś uważał, że to odpowiednie miejsce dla mnie. Występ w tamtejszych teatrach przynosi wielki prestiż. Na mój koncert przyszło wielu znanych ludzi, mimo że w Nowym Jorku, gdzie mają olbrzymi wybór i wszystko w zasięgu ręki, trudno ich czymś zainteresować. Bardzo ważne było dla mnie to, że wybrali mój występ. Wkrótce zaczęłam się pojawiać w dużych telewizyjnych programach. Spirala sama zaczęła się nakręcać.
- Skąd bierze się w pani tyle entuzjazmu i łagodności? Znalazła się pani przecież w drapieżnym i agresywnym biznesie.
- Wchodząc w biznes, postanowiłam, że zawsze będę sobą. Dlatego nie zmieniam zbyt często swojego image’u czy stylu muzyki. W tym, który uprawiam, czuję się najlepiej. Ciągłe wymyślanie i zaskakiwanie bardzo wyczerpuje i męczy. Zdrowy stosunek do pracy zawdzięczam dystansowi do siebie. W mojej branży wciąż spotykam ludzi nienaturalnie zachowujących się nawet wśród najbliższych. Niestety, wygląda to paranoidalnie. Czasami jest mi ich żal, bo oni patrzą na siebie tylko przez pryzmat mediów i fanów. Nie wierzą, że to, co naprawdę mają do zaoferowania, może być godne pokazania.
- Zawsze podkreśla pani swoje pochodzenie. Jak na Zachodzie odbierana jest pani polskość?
- Uważam, że będąc Polką, mam się czym chwalić. Nie przejmuję się tym, że wymowa mojego nazwiska sprawia na Zachodzie trudności. Nie ma sensu zmieniać go tylko po to, by osiągnąć sukces. Przeciwnie: ważne jest to, aby go osiągnąć bez zmiany nazwiska. To, że ludzie z tamtejszego show-businessu potrafią je wymówić, znaczy, iż naprawdę podoba im się moja muzyka.
<>b- Czy prawie dwudziestoletni pobyt w Anglii bardzo panią zmienił? Czy czuje się pani Angielką?
- Nie, nie mam takiego odczucia. Bardzo lubię Anglików, ich stosunek do samych siebie. Są bardzo przyjaźni i pomocni. Nigdy nie czułam się tam obco, a Londyn jest "moim" miastem. Są to jednak zupełnie inne uczucia niż te, które wywołuje we mnie Polska. Kiedy przyjeżdżam do kraju, dostrzegam zmiany, zwłaszcza w Warszawie. Ostatni raz byłam w niej w 1994 r. Zrobiło się w niej bardzo zachodnio, ale stolice powinny być kosmopolityczne. Taki charakter ma Paryż czy Londyn. Widzę, że Warszawa staje się podobna. Zawsze gdy przyjeżdżam do kraju, jest mi w nim bardzo dobrze i nie chcę wyjeżdżać.
Basia Trzetrzelewska: - Zaskakuje mnie to, ile talentów pojawiło się w ciągu ostatnich lat na polskim rynku muzycznym. Gdyby nasi wykonawcy nagrywali w języku angielskim, a ich płyty wydawano w innych krajach, na pewno zdobyliby za granicą wielką popularność. Rodzimi artyści mają swój styl, lecz Polacy nie doceniają własnych talentów. Cieszy mnie, że ostatnio zaczynają w siebie wierzyć. Dotyczy to zwłaszcza młodych ludzi, którzy nie czują balastu komunistycznego i nie mają z tego powodu kompleksów. Dla nich cały świat jest "ich" miejscem. Kayah to jedna z ciekawszych osobowości polskiego rynku muzycznego. Bardzo podoba mi się płyta tej artystki i jej sposób pracy. Równie oryginalna wydaje mi się Renata Przemyk. Ona powinna nagrywać po angielsku. Nasza muzyka różni się od dostępnej na rynku amerykańskim, a Zachód lubi ciekawostki geograficzne. Dla nich jestem właśnie taką ciekawostką i dlatego mnie dostrzeżono.
Basia Trzetrzelewska, piosenkarka pop-jazzu. Od 18 lat mieszka w Anglii. W Polsce karierę wokalistki rozpoczynała z warszawskim zespołem Alibabki. Później śpiewała w Perfekcie, z którym przez sześć miesięcy koncertowała w Chicago. Po pobycie w Stanach Zjednoczonych w styczniu 1981 r. przeniosła się do Wielkiej Brytanii. Po kilku sesjach nagraniowych przystąpiła do grupy jazzowo-funkowej Bronze. Kierował nią Danny White, z którym później związała się muzycznie na stałe. Po rozpadzie zespołu zaczęła śpiewać w formacji Matt Bianco, również prowadzonej przez Danny’ego White’a. Pierwszy album grupy - "Which Side Are You on?" - miał ogromne powodzenie; na całym świecie sprzedano półtora miliona płyt.W 1987 r. Trzetrzelewska zadebiutowała jako samodzielna wokalistka albumem "Time and Tide", który przez osiem tygodni znajdował się na szczycie jazzowej listy Billboard. W listopadzie 1988 r. artystce przyznano złotą płytę, a w grudniu 1989 r. - platynową. Basia wraz ze swoimi muzykami odbyła pierwszą światową trasę koncertową. W lutym 1990 r. zaprezentowała album "London, Warsaw, New York". W maju 1994 r. artystka wydała trzeci album "The Sweetest Illusion". W listopadzie tego roku przygotowała "Basia on Broadway". Jest to kolekcja koncertów na żywo, zarejestrowanych podczas występów w Neil Simon Theater w Nowym Jorku.
- Wystąpiła pani na Broadwayu. Dla każdego artysty w pani branży jest to największe osiągnięcie.
- To głównie zasługa mojego menedżera, który "zjadł zęby" w tej pracy, zwłaszcza w Nowym Jorku. Jest nowojorczykiem i nie ma dla niego rzeczy niemożliwych. Od początku naszej współpracy miał wizję mojego występu na Broadwayu. Ja tym słowem byłam przerażona, on zaś uważał, że to odpowiednie miejsce dla mnie. Występ w tamtejszych teatrach przynosi wielki prestiż. Na mój koncert przyszło wielu znanych ludzi, mimo że w Nowym Jorku, gdzie mają olbrzymi wybór i wszystko w zasięgu ręki, trudno ich czymś zainteresować. Bardzo ważne było dla mnie to, że wybrali mój występ. Wkrótce zaczęłam się pojawiać w dużych telewizyjnych programach. Spirala sama zaczęła się nakręcać.
- Skąd bierze się w pani tyle entuzjazmu i łagodności? Znalazła się pani przecież w drapieżnym i agresywnym biznesie.
- Wchodząc w biznes, postanowiłam, że zawsze będę sobą. Dlatego nie zmieniam zbyt często swojego image’u czy stylu muzyki. W tym, który uprawiam, czuję się najlepiej. Ciągłe wymyślanie i zaskakiwanie bardzo wyczerpuje i męczy. Zdrowy stosunek do pracy zawdzięczam dystansowi do siebie. W mojej branży wciąż spotykam ludzi nienaturalnie zachowujących się nawet wśród najbliższych. Niestety, wygląda to paranoidalnie. Czasami jest mi ich żal, bo oni patrzą na siebie tylko przez pryzmat mediów i fanów. Nie wierzą, że to, co naprawdę mają do zaoferowania, może być godne pokazania.
- Zawsze podkreśla pani swoje pochodzenie. Jak na Zachodzie odbierana jest pani polskość?
- Uważam, że będąc Polką, mam się czym chwalić. Nie przejmuję się tym, że wymowa mojego nazwiska sprawia na Zachodzie trudności. Nie ma sensu zmieniać go tylko po to, by osiągnąć sukces. Przeciwnie: ważne jest to, aby go osiągnąć bez zmiany nazwiska. To, że ludzie z tamtejszego show-businessu potrafią je wymówić, znaczy, iż naprawdę podoba im się moja muzyka.
<>b- Czy prawie dwudziestoletni pobyt w Anglii bardzo panią zmienił? Czy czuje się pani Angielką?
- Nie, nie mam takiego odczucia. Bardzo lubię Anglików, ich stosunek do samych siebie. Są bardzo przyjaźni i pomocni. Nigdy nie czułam się tam obco, a Londyn jest "moim" miastem. Są to jednak zupełnie inne uczucia niż te, które wywołuje we mnie Polska. Kiedy przyjeżdżam do kraju, dostrzegam zmiany, zwłaszcza w Warszawie. Ostatni raz byłam w niej w 1994 r. Zrobiło się w niej bardzo zachodnio, ale stolice powinny być kosmopolityczne. Taki charakter ma Paryż czy Londyn. Widzę, że Warszawa staje się podobna. Zawsze gdy przyjeżdżam do kraju, jest mi w nim bardzo dobrze i nie chcę wyjeżdżać.
Więcej możesz przeczytać w 48/1998 wydaniu tygodnika Wprost .
Archiwalne wydania tygodnika Wprost dostępne są w specjalnej ofercie WPROST PREMIUM oraz we wszystkich e-kioskach i w aplikacjach mobilnych App Store i Google Play.