Kaczyński dodał, że Rostowski i premier Donald Tusk mówili o oszczędnościach, ogłaszali cięcia w kolejnych resortach, a jednocześnie narastał dług publiczny. - W jednym pan minister wykazuje poważny talent, jeśli chodzi o ukrywanie przed opinią publiczną i politykami, ile długu naprawdę jest i gdzie on jest - uznał szef PiS.
"Na poważnie, a nie dla demonstracji"
Jarosław Kaczyński mówił też, dlaczego PiS, w odróżnieniu od SLD, nie podpisało porozumienia z Business Centre Club. - Obawialiśmy się sytuacji, która spotkała SLD. Nie widzimy powodu, żeby poważną politykę uprawiać w wymiarze wyborczym, w jakiejś mierze zawsze obciążonym, że w gruncie rzeczy chodzi wyłącznie o propagandę. Będziemy rozmawiali, jeśli dojdziemy do władzy, z tego rodzajami ośrodkami jak BCC, ale na poważnie, a nie po to, żeby przed wyborami coś demonstrować - powiedział.
"Byłaby to obrzydliwa prowokacja"
Prezes PiS był też pytany o to, skąd dochodzą do PiS informacje o szykowanej "bombie PO" na koniec kampanii, którą miałoby być ujawnienie rozmowy telefonicznej z 10 kwietnia 2010 r. między nim a Lechem Kaczyńskim tuż przed katastrofą Tu-154M. Prezes PiS odpowiedział: "Od dziennikarzy". - Gdyby coś takiego było, jeśli to zostanie ujawnione zgodnie z prawdą, to będzie tylko uderzenie w tych, którzy mnie atakowali, ich ośmieszenie i podstawa - nie mówię, że będę wytaczał takie procesy - do wytoczenia procesów wielu osobom - dodał. - Jeżeli będzie to coś innego, to będzie po prostu prowokacja i to wyjątkowo wręcz obrzydliwa - podkreślił.
zew, PAP