Szef białoruskiego MSZ Siarhiej Martynau odmówił udziału w spotkaniu Partnerstwa Wschodniego, a Białoruś wyznaczyła na szefa swojej delegacji ambasadora w Polsce Wiktara Gajsionaka. Po niezaproszeniu go na kolację z udziałem głów państw rozpoczynającą oficjalnie szczyt Białoruś wycofała się ze spotkania. "Wygląda na to, że Mińskowi potrzebny był tylko pretekst, aby trzasnąć drzwiami" - ocenia "Narodnaja Wola" ten krok. Zdaniem gazety, brak zaproszenia dla ambasadora był zgodny z międzynarodową praktyką dyplomatyczną. "Organizatorzy uznali jego rangę - nawet nie ministra, a tylko ambasadora - za zbyt niską, by brał udział w uroczystej kolacji z liderami 32 państw europejskich" - wyjaśnia "Narodnaja Wola". Puste miejsca delegacji Białorusi na szczycie "jakby przypominały, że taki kraj istnieje, ale póki co, nie znalazł drogi do Europy" - relacjonuje opozycyjny dziennik.
"Narodnaja Wola" zauważa, że wschodni sąsiedzi UE - szczególnie prezydenci Ukrainy, Gruzji i Azerbejdżanu - "dokładali starań, by bronić na warszawskim szczycie oficjalnej Białorusi". Nie zgodzili się oni na włączenie do deklaracji końcowej szczytu akapitu krytykującego władze w Mińsku. "Jednak same te kraje aktywnie dążą do Europy. Sąsiedzi rozumieją, że nie ma innej drogi rozwoju, że orientowanie się tylko na Rosję jest niebezpieczne i nieprzewidywalne. Niemniej Alaksandr Łukaszenka uparcie udaje, że nie wie o tych tendencjach i że on jest potrzebny Europie bardziej niż Europa Białorusi" - wskazuje gazeta. "Liderzy krajów UE jednoznacznie dali do zrozumienia, że tak nie jest. Oni są gotowi pomagać tylko cywilizowanej i przyzwoitej Białorusi" - podsumowuje opozycyjny dziennik.
PAP