PSL zamieścił na stronie internetowej listę drobiazgów, które kandydaci mogli zamawiać, m.in. zawieszki zapachowe do aut, breloczki do kluczy, na których można wypisać grupę krwi, termometry, kamizelki i opaski odblaskowe. Janusz Piechociński nie zamówił niczego z tej listy. "Podwarszawskich wyborców nie będę kusił zawieszkami zapachowymi, skoro ich największym problemem jest paraliż komunikacyjny" - tłumaczy poseł PSL.
Oficjalnie PiS niczym nie kusił wyborców. "Gdy wchodziłem do polityki, rozdawałem we wsiach baloniki z moim nazwiskiem. Teraz nie muszę już walczyć o rozpoznawalność" - mówi poseł Zbigniew Girzyński. PiS ma jednak swój gadżet w tej kampanii - jest nim papryka, masowo rozdawana na konwencjach i spotkaniach. Partię zainspirował plantator papryki, który pytał premiera "Jak żyć?".
Od gadżetów generalnie odżegnuje się również PO. Ale niektórzy kandydaci z Mazowsza rozdawali wyborcom odblaskowe naklejki. Według Joanny Gepfert, eksperta ds. marketingu politycznego, gadżety to dobry pomysł, zwłaszcza gdy jest dużo niezdecydowanych wyborców. "Płyn do mycia naczyń czy balonik to dobra inwestycja, ale np. pączek to żaden gadżet, tylko słodka chwila, o której zaraz się zapomina" - podkreśla Joanna Gepfert.