Tusk i Kaczyński w Warszawie...
Premier Donald Tusk głosował z żoną i córką w lokalu wyborczym, znajdującym się w liceum im. Stefana Batorego na ulicy Myśliwieckiej w Warszawie. Po głosowaniu mówił, że frekwencja w tych wyborach parlamentarnych może być trochę mniejsza niż cztery lata temu, "bo chyba emocje są trochę mniejsze". - Tak czuję coś w okolicach serca - przyznał. Z kolei szef PiS Jarosław Kaczyński przed godz. 15 oddał głos w komisji w Szkole Głównej Straży Pożarniczej na warszawskim Żoliborzu. - Mam nadzieję, że wielu Polaków zdecyduje się na udział w głosowaniu - podkreślił. Szef PiS był pytany m.in. o frekwencję. - Zawsze trzeba apelować o to, żeby ta choroba polskiej demokracji, czyli bardzo niska frekwencja, w końcu została uleczona. Jak ją uleczyć? Tego, uczciwie mówiąc, nie wiem - przyznał.
...a Pawlak w Pacynie
Przed południem w obwodowej komisji wyborczej nr 1 w Pacynie pojawił się razem z synami prezes PSL, wicepremier, minister gospodarki Waldemar Pawlak. - W trudnych czasach głosowanie, wybory mają wielkie znaczenie, bo to jest określenie, w jakim kierunku pójdą sprawy w naszym kraju - podkreślił po głosowaniu Pawlak. Natomiast szef SLD Grzegorz Napieralski zagłosował w Szczecinie. Po wrzuceniu karty do urny stwierdził, że w parlamencie powinni znaleźć się ludzie odpowiedzialni, dobrze przygotowani, ale też odważni. Lider Sojuszu do lokalu wyborczego przyszedł z rodziną.
W towarzystwie małżonki oraz dzieci głosował w lokalu wyborczym w Wilanowie szef PJN Paweł Kowal. Polityk zaapelował do Polaków o pójście do urn wyborczych. - To jest jedyny moment, kiedy to władza należy do obywatela. Jedyny raz na cztery lata - podkreślił. Natomiast Janusz Palikot w towarzystwie żony oddał późnym popołudniem głos w komisji w Bibliotece Publicznej przy ulicy Koszykowej w Warszawie. - Będzie dobrze, będzie mega super. Poniedziałek dla nas będzie fenomenalny - zapowiedział lider Ruchu Palikota.
"Nie głosujesz? Jesteś poza wspólnotą!"
- Obywatel, który nie korzysta z uprawnienia moralnego i moralnego obowiązku uczestnictwa w wyborach, stawia się poza wspólnotą - mówił po głosowaniu były minister spraw zagranicznych Władysław Bartoszewski. - To znaczy będzie sobie żył, nikt od niego niczego nie będzie chciał, ale niech on też niczego od państwa nie chce! To jest niemoralne - samemu nie dawać, a żądać - przekonywał Bartoszewski, który w obwodowej Komisji Wyborczej nr 166 na Mokotowie w Warszawie pojawił się z rodziną.
Były prezydent Aleksander Kwaśniewski zagłosował w obwodowej Komisji Wyborczej nr 554 w Wilanowie w Warszawie. Po oddaniu głosu Kwaśniewski mówił, że demokracja jest silna, gdy ludzie głosują. - Demokracja przy frekwencji 20-30 proc. więdnie i to więdnie na naszych oczach. Nie wyobrażam sobie, żeby Polska, w której o demokrację walczyliśmy tyle lat i ponieśliśmy tyle ofiar, nagle odwróciła się od tego systemu, który może najlepszy nie jest, ale niczego lepszego do tej pory nie wymyślono - podkreślił. Z kolei inny były prezydent, Lech Wałęsa, który głosował w Gdańsku, powiedział, że im więcej osób weźmie udział w wyborach, tym lepszy będzie ich efekt. - Oddajemy przecież swoje losy w ręce polityków, dlatego dziwię się ludziom, że nie są aktywni - tłumaczył były prezydent.
Marszałek Senatu Bogdan Borusewicz głosował w Gdańsku Osowej. Po oddaniu głosu powiedział, że "wybory są procedurą demokratyczną, w której trzeba uczestniczyć; ci, którzy nie idą głosować, oddają głos innym, inni za nich głosują, więc podstawowa sprawa: pójść na wybory". Z kolei były premier Tadeusz Mazowiecki, który oddał głos na stołecznym Mokotowie, wyraził nadzieję, że frekwencja w tegorocznych wyborach będzie dobra i wyniesie "chociaż 50 procent".
PAP, arb