Kalisz nie wykluczył ubiegania się o przywództwo w SLD. W rozmowie z Radiem Zet przyznał, że toczą się w tej sprawie rozmowy z "tymi, którzy mają decydujący wpływ w sensie mocy sprawczej i popularności". - W SLD jest całe grono liderskie, są też osoby poza SLD - zaznaczył. Na Kalisza jako przyszłego lidera Sojuszu wskazują m.in. jego współpracownicy. - Teraz jest czas na to, żeby przeanalizować bardzo szybko nasze błędy i otworzyć się szerzej. Sama struktura SLD to jest zbyt mało, żeby wygrywać wybory. Potrzebujemy nowych środowisk, powinniśmy zrobić nowe otwarcie, a twarzą tego nowego otwarcia powinien być Ryszard Kalisz - przekonywał były szef gabinetu Kalisza w MSWiA Grzegorz Pietruczuk. Według niego, partia powinna nawiązać współpracę m.in. z Krytyką Polityczną i stowarzyszeniem Rzeczpospolita Obywatelska prezydenta Krakowa Jacka Majchowskiego. - Partia to nie może być tylko jedna osoba, to musi być cała drużyna, tak jak było w czasach Aleksandra Kwaśniewskiego - podkreślił Pietruczuk.
Kandydaturę Kalisza na przewodniczącego ma wspierać m.in. wiceszefowa Sojuszu Katarzyna Piekarska, a także były lider, europoseł Wojciech Olejniczak. Stronnicy Kalisza oceniają, że pierwszym krokiem do przejęcia przez niego władzy w partii miałoby być objęcie kierownictwa w klubie poselskim Sojuszu. Zdaniem jednego z mazowieckich działaczy Sojuszu, Kalisz na styczniowym kongresie już teraz mógłby liczyć na poparcie największych w partii struktur mazowieckich, a także działaczy z lubuskiego, kujawsko-pomorskiego, świętokrzyskiego i ewentualnie łódzkiego. Działacze SLD podkreślają również, że w partii jest zgoda co do tego, że przewodniczący powinien zasiadać w Sejmie, sekretarz generalny zaś nie. Ich zdaniem, sekretarz powinien być stale do dyspozycji struktur, odwiedzać je w terenie i "podnosić na duchu" po porażce wyborczej. W Sojuszu są obawy, że teraz część ludzi zacznie odchodzić z SLD do PO lub do Ruchu Palikota.
Nowym szefem partii nie będzie raczej Olejniczak, który - jak wskazują działacze SLD - "ma poukładane życie w Brukseli" i będzie chciał ubiegać się o kolejną kadencję w Parlamencie Europejskim. Być może o władzę w partii będzie chciał natomiast zawalczyć były premier Leszek Miller. Sam Miller jednak dementuje te pogłoski. - Ja już wielokrotnie mówiłem, że nie mam takich ambicji - zapewnia. Nie chce też wskazać, kogo najchętniej widziałby w roli następcy Napieralskiego. Jego zdaniem, Sojusz czeka teraz sporo pracy. - Tu nie ma prostych recept, to jest raczej długi marsz. Po takiej porażce trzeba zastanowić się nad kwestiami programowymi, personalnymi. To nie jest praca na tygodnie, raczej na miesiące - mówi tylko.
PAP, arb