Pomimo zaakceptowania kompromisowego planu zaproponowanego przez Ligę Arabską, władze Syrii ciągle używają siły, by spacyfikować antyrządowe protesty. Pozytywnego rozwiązania kryzysu nie widać.
Przez chwilę wydawało się, że zawieszenie broni i zakończenie krwawych walk w Syrii jest naprawdę blisko. Nadzieje na to (jak się okazało – złudne) dawała wynegocjowana przez Ligę Arabską umowa, którą zaakceptował prezydent Syrii - Baszar El-Asad. Na mocy tej umowy oddziały wojskowe, które od kilku miesięcy bezpardonowo rozprawiają się z demonstrantami, miały powrócić do koszar. Reżim miał dodatkowo wypuścić na wolność więźniów politycznych i rozpocząć demokratyczne reformy.
Bardzo szybko okazało się jednak, że syryjski prezydent nie ma zamiaru respektować warunków przedstawionych przez Ligę Arabską. Siły bezpieczeństwa wciąż strzelają do Syryjczyków, opozycjoniści trafiają do aresztów, a ci, którzy w aresztach siedzieli już wcześniej mogą tylko pomarzyć o wyjściu na wolność. Władze Syrii nie kwapią się też do rozpoczęcia poważnych rozmów z protestującymi.
Chaos, który panuje w Syrii od kilku miesięcy, ma bardzo negatywne konsekwencje – zarówno wewnętrzne jak i międzynarodowe. Impas zwiększa napięcia między różnymi grupami religijnymi – według nieoficjalnych doniesień z syryjskiej armii ucieka coraz więcej sunnitów, którzy nie chcą wspierać szyickich (a konkretnie rekrutujących się z alawitów – odłamu szyizmu) władz. Kwestie religijne mogą dodatkowo skomplikować sytuację w kraju, w którym opozycja jest podzielona na tyle, że nie jest w stanie przechylić szali konfliktu wewnętrznego na swoją stronę. Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać fakt, że – mimo stosowania krwawych represji – prezydent Syrii nadal cieszy się sporą popularnością i z całą pewnością nie można powiedzieć, że jego odejścia pragnie cały naród.
Problem syryjski ma także niezwykle niepokojący wymiar międzynarodowy. Syria stała się obecnie polem rywalizacji między dwoma państwami muzułmańskimi, które nie darzą się sympatią – świecką Turcją i fundamentalistycznym Iranem. Turcja prowadzi politykę wrogą wobec reżimu Asada, którego z kolei popiera Iran. Pokłosiem tej rywalizacji jest fakt, że Teheran zaczął wspierać kurdyjskich separatystów, którzy walczą z rządem tureckim. Konsekwencją kryzysu w Syrii jest więc zaognienie relacji turecko–irańskich.
Na szybkie ustabilizowanie się sytuacji w Syrii i zakończenie kryzysu w tym kraju na razie się nie zanosi. Niedawna interwencja NATO w Libii niemal całkowicie wyklucza podobną akcję w Syrii – Sojusz nie ma ani woli, ani pieniędzy, by bombardować kolejny kraj. Kolejne sankcje gospodarcze również wydają się być złym rozwiązaniem. Pozostaje więc liczyć na społeczność międzynarodową, a przede wszystkim na Ligę Arabską. Może Asad zaakceptuje kolejną wynegocjowaną przez tę organizację umowę – i tym razem wprowadzi ją w życie?
Bardzo szybko okazało się jednak, że syryjski prezydent nie ma zamiaru respektować warunków przedstawionych przez Ligę Arabską. Siły bezpieczeństwa wciąż strzelają do Syryjczyków, opozycjoniści trafiają do aresztów, a ci, którzy w aresztach siedzieli już wcześniej mogą tylko pomarzyć o wyjściu na wolność. Władze Syrii nie kwapią się też do rozpoczęcia poważnych rozmów z protestującymi.
Chaos, który panuje w Syrii od kilku miesięcy, ma bardzo negatywne konsekwencje – zarówno wewnętrzne jak i międzynarodowe. Impas zwiększa napięcia między różnymi grupami religijnymi – według nieoficjalnych doniesień z syryjskiej armii ucieka coraz więcej sunnitów, którzy nie chcą wspierać szyickich (a konkretnie rekrutujących się z alawitów – odłamu szyizmu) władz. Kwestie religijne mogą dodatkowo skomplikować sytuację w kraju, w którym opozycja jest podzielona na tyle, że nie jest w stanie przechylić szali konfliktu wewnętrznego na swoją stronę. Do tego wszystkiego należy jeszcze dodać fakt, że – mimo stosowania krwawych represji – prezydent Syrii nadal cieszy się sporą popularnością i z całą pewnością nie można powiedzieć, że jego odejścia pragnie cały naród.
Problem syryjski ma także niezwykle niepokojący wymiar międzynarodowy. Syria stała się obecnie polem rywalizacji między dwoma państwami muzułmańskimi, które nie darzą się sympatią – świecką Turcją i fundamentalistycznym Iranem. Turcja prowadzi politykę wrogą wobec reżimu Asada, którego z kolei popiera Iran. Pokłosiem tej rywalizacji jest fakt, że Teheran zaczął wspierać kurdyjskich separatystów, którzy walczą z rządem tureckim. Konsekwencją kryzysu w Syrii jest więc zaognienie relacji turecko–irańskich.
Na szybkie ustabilizowanie się sytuacji w Syrii i zakończenie kryzysu w tym kraju na razie się nie zanosi. Niedawna interwencja NATO w Libii niemal całkowicie wyklucza podobną akcję w Syrii – Sojusz nie ma ani woli, ani pieniędzy, by bombardować kolejny kraj. Kolejne sankcje gospodarcze również wydają się być złym rozwiązaniem. Pozostaje więc liczyć na społeczność międzynarodową, a przede wszystkim na Ligę Arabską. Może Asad zaakceptuje kolejną wynegocjowaną przez tę organizację umowę – i tym razem wprowadzi ją w życie?