Lider PSL Waldemar Pawlak pozostanie w nowym rządzie wicepremierem i ministrem gospodarki. Pozostali ministrowie rekrutujący się z PSL to minister rolnictwa Marek Sawicki i minister pracy i polityki społecznej Władysław Kosiniak-Kamysz.
Pozostali ministrowie to: Radosław Sikorski - minister spraw zagranicznych, Jacek Rostowski - minister finansów, Jacek Cichocki - minister spraw wewnętrznych, Michał Boni - minister administracji i cyfryzacji, Bogdan Zdrojewski - minister kultury i dziedzictwa narodowego, Joanna Mucha - minister sportu i turystyki, Elżbieta Bieńkowska - minister rozwoju regionalnego, Krystyna Szumilas - minister edukacji narodowej, Bartosz Arłukowicz - minister zdrowia, Barbara Kudrycka - minister nauki i szkolnictwa wyższego, Mikołaj Budzanowski - minister skarbu, Marcin Korolec - minister środowiska, Sławomir Nowak - minister transportu, budownictwa i gospodarki morskiej, Jarosław Gowin - minister sprawiedliwości, Tomasz Siemoniak - minister obrony narodowej. Szefem Kancelarii Premiera i Komitetu Stałego Rady Ministrów będzie Tomasz Arabski. Pełnomocnikiem rządu ds. równego statusu będzie Agnieszka Kozłowska-Rajewicz (na razie nie wiadomo, czy zostanie usytuowana w Kancelarii Premiera, czy w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. Rzecznikiem rządu ma pozostać Paweł Graś. Premier Tusk poinformował też, że służby specjalne będzie nadal nadzorował Jacek Cichocki (dotychczas sekretarz Kolegium ds. Służb Specjalnych przy Radzie Ministrów). - Nadzór nad służbami specjalnymi, ale bez tworzenia tej odrębnej funkcji koordynatora - ten nadzór z oczywistych konstytucyjnych obowiązków w dużej mierze spoczywa na premierze - ale wykonywać go będzie minister Cichocki - wyjaśnił Tusk.
W skład nowego rządu weszło 20 ministrów. Na czele czterech resortów stoją kobiety. Sześciu ministrów nie należy do żadnej partii politycznej.
Tusk i Pawlak śpią spokojnie - nowej umowy koalicyjnej nie będzie
Premier poinformował, że PO nie podpisze nowej umowy koalicyjnej z PSL-em. - Jesteśmy obaj z Waldemarem Pawlakiem gwarancją tego, że te dobre zasady z tamtej umowy koalicyjnej będą działały przez najbliższe cztery lata, ale nie przewidujemy podpisywania tego dokumentu, który był, ani jakiejś nowej wersji - wyjaśnił szef rządu. Dodał, że wraz z Pawlakiem podtrzymuje istotę umowy koalicyjnej zawartej przed czterema laty. - Solidarna współpraca ugrupowań, niezaskakiwanie się wrogimi projektami - to podtrzymujemy - zadeklarował. - Tamta umowa opisywała inną rzeczywistość, więc in extenso jest nie do przytoczenia. W tym sensie nie jest dokumentem, który będzie obowiązywał przez następne cztery lata - zaznaczył Tusk. Zapewnił, że zarówno on, jak i szef PSL "śpią spokojnie".
"To jest silny rząd"
- To jest rząd potencjalnie silny - podkreślił Tusk. - Silny poparciem wyborców, ponieważ osadzony jest w ramach tej samej koalicji PO-PSL. To poparcie, jakie uzyskały obie partie, które dało po raz pierwszy szanse w tym demokratycznym dwudziestoleciu kontynuowania rządu nałożyło na nas wielkie zobowiązanie - dodał szef rządu. Tusk ocenił też, że wierzy, iż nowy rząd "wykaże energię i determinację".
Mówiąc o składzie rządu premier zauważył, że, "każde wybory to stosowny czas na zmiany", ale ostatnie wybory - jego zdaniem - pokazały, iż "Polacy nie oczekiwali zmian rewolucyjnych". - Werdykt wyborców oznacza zgodę na kontynuację głównych kierunków prac rządu, ale zdaję sobie sprawę, że obywatele, instytucje, gospodarka, oczekują także w niektórych miejscach przyspieszeń - podkreślił. - Żeby sprawować dobrze swoje funkcje, ludzie potrzebują takiej nadzwyczajnej energii i zmiana jest także sposobem na budowę takiego nowego zasobu energii i także takiego nowego, świeżego ducha gry zespołowej. Jestem przekonany, że ten skład, który zaprezentuję panu prezydentowi, tego typu energię i determinację wykaże - przekonywał Tusk.
"Nikt nie jest w rządzie raz na zawsze"- Najbliższe cztery lata to będzie wyzwanie nieporównywalne z czasami poprzednimi - podkreślił szef rządu. Premier zaznaczył, że obiecująca dla niego jest determinacja, odwaga i chęć zmierzenia się kandydatów na ministrów z wyzwaniami "w okresie trudniejszym niż poprzednie 4 lata". - Nie pozostawiałem żadnych złudzeń kandydatom do mojego rządu, że najbliższe 4 lata to będzie wyzwanie nieporównywalne z czasami poprzednimi - podkreślił Tusk. Szef rządu podkreślił też, że "wszyscy kandydaci do urzędów zdają sobie sprawę, że nikt nie jest tam na zawsze". - Zmiany, jakie zaproponowałem potwierdzają, że polityka wymaga także zmian, że każdy, który decyduje się na służbę państwową na stanowisku ministra, musi zdawać sobie sprawę, że jest to praca, w której trzeba koncentrować się na konkretnych sprawach, konkretnym dziele. Jeśli ktoś tę pracę wykona albo ktoś nie będzie dawał rady, niewykluczone, że jeszcze w tej kadencji będziemy szukali nowych energii i nowych ludzi - zapowiedział premier.
- Ten czas być może będzie wymagał szybkich i czasami stanowczych decyzji, także personalnych. Wszyscy, którym proponowałem współpracę, mają tego świadomość - zapewnił Tusk.Kobiet miało być więcej
Mówiąc o liczbie kobiet w nowym rządzie premier przyznał, że cztery kobiety na stanowisku ministrów to "mniej niż by chciał". Tusk zaznaczył jednak, że rząd, który zostanie zaprzysiężony 18 listopada i poprzedni jego gabinet, to najbardziej sfeminizowane Rady Ministrów po 1989 roku. - W moim przekonaniu - to też mówi moje doświadczenie - w żadnym przypadku nigdy nie mogłem stwierdzić, ani nie mogę potwierdzić tego, żeby kobiety na jakimkolwiek stanowisku były gorsze niż mężczyźni, dlatego każde poważne wzruszenie ramion, że kobieta obejmuje jakieś ministerstwo, które nie wydaje się za bardzo kobiece, uważam za objaw niedojrzałego seksizmu - podkreślił Tusk. Szef rządu zwrócił również uwagę na udział w nowym rządzie młodych ludzi. Zażartował, że z satysfakcją musi stwierdzić, że "jest jednym ze starszych uczestników tego zespołu".
"Wszyscy jesteśmy zderzakami"
- Idą trudne czasy, więc jest to rząd zderzaków. Nikt nie przyszedł tu z definicji na cztery lata, jeśli nie da rady, szybciej pożegna się ze stanowiskiem - zapowiedział Tusk. - Każdy z nas jest zderzakiem, ja też. Czy te zderzaki wytrzymają cztery lata, czy cztery miesiące? Zobaczymy. Idą ciężkie czasy, zdajemy sobie sprawę, jakie zadania sobie nałożyliśmy, więc każdy z nas jest zderzakiem - przekonywał szef rządu. - Nikt tu nie przyszedł z definicji na cztery lata, nikt. Każdy przyszedł wykonać swoją robotę. Nie da rady - szybciej się pożegna ze stanowiskiem - podkreślił. Zapewnił jednocześnie, że chciałby, aby "wszyscy wytrzymali cztery lata". - Nie mam założenia, że po roku jest zmiana, nie mam politycznej definicji, czy koniecznie za rok mam wymienić część, czy całość gabinetu, ale nie mam też takiej doktryny, że zrobię wszystko czy prawie wszystko, żeby przez cztery lata ten gabinet pozostał bez zmian - zaznaczył Tusk. Premier powiedział również, że jego nowy rząd jest "zbudowany w taki sposób, aby umieć reagować na każdą okoliczność, która może zaskoczyć Europę, świat, w tym Polskę".
Czytaj więcej w serwisie - Rząd Tuska wersja 2.0
PAP, arb