Niaklajeu jest zdania, że kolejne umizgi Kremla wobec Łukaszenki przyniosły skutek odwrotny do zamierzonego: wzrósł brak zaufania do władz Rosji. - To, że Jedna Rosja straciła 10 proc. poparcia w porównaniu z poprzednimi wyborami, świadczy o tym, że Rosjanom znudziła się już gra w szachy, która były ulubioną rozrywką w czasach sowieckich. Mam na myśli posunięcie nazywane roszadą, stosowane w ostatnich latach przez wszystkich politycznych arcymistrzów - podkreślił Niaklajeu. Uważa on, że "te wybory pokazują, iż rosyjska władza wcale nie jest taka niezmienna i dana raz na zawsze". - Lepiej się o tę ścianę nie opierać, bo może ona się pochylić i zawalić - ostrzega polityk.
- Tak więc niedawne ruchy integracyjne w kierunku Euroazjatyckiej Unii (Gospodarczej (EUG), której tworzenie uzgodnili prezydenci Białorusi, Rosji i Kazachstanu) mogą zostać postawione pod znakiem zapytania już nie tylko ze strony białoruskiej, ale także rosyjskiej - ocenia Niaklajeu. Podsumowuje on, że głównym wnioskiem płynącym z rosyjskich wyborów jest to, że "może nie dojść do tryumfalnego pochodu Putina na fotel prezydencki, a Miedwiediewa na fotel premiera".
Centralna Komisja Wyborcza Federacji Rosyjskiej poinformowała w poniedziałek rano, że po przeliczeniu protokołów z 96 proc. komisji wyborczych Jedna Rosja wyraźnie prowadzi, uzyskując 49,54 proc. głosów, co przekłada się na 238 mandatów w 450-miejscowej Dumie. W dotychczasowej Dumie Jedna Rosja miała większość konstytucyjną, kontrolując 315 mandatów.
pap, ps